Tym razem w serii Wojny dorosłych – historie dzieci książka Teraz tu jest nasz dom dziennikarki i pisarki Barbary Gawryluk. Można powiedzieć, że to rodzaj obszernego reportażu o losach rodziny Baranowskich, z powodu wojny zmuszonej do ucieczki z Ukrainy i szukania bezpiecznego miejsca. Prawdziwa historia, w której autorka zmieniła kilka faktów, by zagwarantować rodzinie anonimowość. Opowieść sięga od wybuchu wojny na Ukrainie (w Doniecku i na Krymie) do przeniesienia się rodziny bohaterów do Polski. Znalezienie nowego domu jej członkowie zawdzięczają fundacji Anny Dymnej, która przekazała Baranowskim mieszkanie na południu Polski. Książkę pięknie zilustrował Maciej Szymanowicz, znany czytelnikom z historii o Malali. Szczególnie warto zwrócić uwagę na jego zobrazowanie przysłowia: „Starych drzew się nie przesadza” odnoszącego się do dziadków głównego bohatera i narratora – Romka Baranowskiego. Starsi ludzie, niezależnie od grożącego im niebezpieczeństwa, nie chcą opuszczać Ukrainy, bo zapuścili tam korzenie… Być może młodemu pokoleniu łatwiej jest podjąć ryzyko.
Po przyjeździe do Polski rodzina Romka: mama, tata oraz młodsze rodzeństwo – Mikołaj i Natalia, trafiają do przejściowego obozu w Rybakach na Mazurach. Tam uczą się języka polskiego i czekają, aż znajdzie się dla nich nowy dom. Tata Romka jest Polakiem urodzonym i wychowanym na Ukrainie, a mama Ukrainką; oboje studiowali w Polsce. Babcia, podobnie jak mama, jest narodowości ukraińskiej, zaś dziadek to Rosjanin. Cała rodzina, mimo różnorodności poglądów (rodzice z nadzieją myślą o pozostaniu w Polsce na stałe, a dziadkom nie przeszkadza przejmowanie terenów ukraińskich przez Rosję), okazuje sobie miłość i troskę. Dzieci Baranowskich są pierwszymi uczniami z Ukrainy w szkole na południu Polski. Mają trudności z asymilacją; nowi koledzy im dokuczają, a szkolne problemy trudno wytłumaczyć rodzicom. Zresztą Romek nie chce się żalić, stąd blokada przed kontaktem z kolegami i zamknięcie w sobie. Martwi się o młodszego brata Mikołaja: Dotarło do mnie, jak ciężko było mojemu młodszemu bratu. Wiedział, że dzieci go nie rozumieją, nie potrafił im wytłumaczyć dlaczego, więc postanowił nie mówić.
Jak długo dzieci pozostaną w milczącym osamotnieniu? Czy ta nowa, trudna sytuacja może się zmienić? Może unikanie rozmów z rodzicami ma związek z tym, że wcześniej, gdy wybuchła wojna, to dorośli obawiali się mówić dzieciom prawdę… Najmłodszym pozostało snuć domysły i pogrążać się w niepokoju, gdy w rozmowach mamy, taty i dziadków padały wypowiadane szeptem pojedyncze słowa: „bomba” „wojna”, „bieda”, „praca”, „ewakuacja”. Trudno jednak ukryć budzące niepokój obrazy, kiedy codziennością stają się czołgi na ulicach i widok płonących samochodów, gdy rozpoczyna się bombardowanie i trzeba ukrywać się w piwnicy. Choć rodzice chcieliby dzieci przed tym wszystkim uchronić, to jednak niedopowiedzenia i ukrywanie prawdy, nawet tej najstraszniejszej, wyrządza większe spustoszenie. Bezprzedmiotowy lęk jest gorszy od strachu, bo bardziej boimy się niewiadomego, nieznanego i nienazwanego.
W rodzinie Baranowskich decyzja o wyjeździe i zostawieniu wszystkiego za sobą zapadła, gdy szkoła dzieci została zamieniona w gruzowisko, a bomby niszczyły domy kolejnych sąsiadów. Choć poczucie tymczasowości i ciągłe zmiany (nowa szkoła zanim zdąży się przyzwyczaić do wcześniejszej – przejściowej, zabawki, które muszą zmieniać właścicieli) są trudne i wyczerpujące, pragnienie bezpieczeństwa i szansy na szczęśliwsze życie zwyciężyło. I o tym właściwie jest ta historia – o wartości życia oraz chęci jego ocalenia. Gdy Romek opowiada swojemu tacie o dziadku i wujku kolegi, którzy są w wojsku, ten rozwiewa nie wprost wyrażone obawy syna: „Nie pójdę na wojnę (…) Mam was i to wy jesteście dla mnie najważniejsi. I nie chcę żebyście się z Olkiem bawili w wojnę”. „Najważniejsze jest nasze życie i zdrowie” – dodaje. To, co jeszcze warto przemyśleć, Barbara Gawryluk zawarła w posłowiu. Zwracając się do młodych czytelników zachęca ich do otwartości, akceptacji i wyrozumiałości. Rodzina Baranowskich może przecież zamieszkać w wielu innych polskich miejscowościach.
c
Autorka: Barbara Gawryluk
Ilustracje: Maciej Szymanowicz
Wydawnictwo Literatura
c
c
c
c
recenzuje: Joanna Maj-Kirsz – absolwentka polonistyki i filozofii, nauczycielka. Jest przekonana, że dobra literatura dedykowana dzieciom może przynieść wiele korzyści również dorosłym. Pisanie o niej sprawia jej satysfakcję i przyjemność. Lubi kawę, LP3 i poznawanie nowych miejsc. Spełnia się rodzinnie.
Twój komentarz może być pierwszy