Na warszawskim Ursynowie jest szkoła – podstawowa, publiczna – w której zrezygnowano z zadawania obowiązkowych prac domowych. Wprowadzono też inne ważne zmiany. Jakie, dlaczego i jak udało się to zrobić? O tym rozmawiam z Wiolettą Krzyżanowską, dyrektorką, która zainicjowała i wdrożyła zmiany w Szkole Podstawowej Nr 323 im. Polskich Olimpijczyków.
Pani szkoła jest chyba najbardziej znaną „szkołą bez zadań domowych”. Naprawdę nikt u was nigdy niczego nie zadaje do domu?
Tak całkowicie zrezygnować z prac domowych się nie da. Pewne rzeczy i tak będziemy robić w domu, choćby uczyć się angielskich słówek, czy czytać lektury. Ale w naszej szkole to, co nauczyciele zadają nie jest obowiązkowe i nie ma żadnych represji, jeśli uczeń nie wykona pracy domowej. Jeśli uczeń chce wziąć zadanie do domu, to bierze, jeśli nie – to nie.
W klasach pierwszych prac domowych nie ma w ogóle. W drugich i trzecich klasach dzieci mogą dostawać przygotowane przez nauczyciela karty pracy. W klasach starszych – od czwartej do szóstej – zadania domowe polegają na pracy projektowej i na ćwiczeniach do wykonania dla chętnych. Dzieci dużo pracują metodą projektu, gdzie praca w domu polega na przykład na zebraniu materiałów, które potem wykorzystuje się w projekcie robionym w szkole. Jeśli dzieci mają za zadanie zrobić projekt w domu, to jest na to sporo czasu, a tematyka jest dla nich interesująca.
Wbrew pozorom dzieci chętnie robią w domu różne rzeczy na rzecz własnego rozwoju. Chodzi o to, by mądrze gospodarować czasem, który dzieci spędzają w domu. Kiedy rok temu wprowadzaliśmy duże zmiany w naszej szkole, naszym założeniem było to, żeby te prace zadawane do domu były mądre, żeby dzieci miały wybór, czy taką pracę zrobią, czy nie i żeby – jeśli zdecydują się ją robić – miały na to odpowiednio dużo czasu.
Czyli prace domowe są, ale po pierwsze – nieobowiązkowe, robią je te dzieci, które chcą, po drugie – są zadawane z wyprzedzeniem przynajmniej kilkudniowym, a nie z dnia na dzień, i po trzecie – mają być dla dzieci ciekawe i nie są to sterty schematycznych ćwiczeń do wypełnienia. Ale zmiana, którą wprowadziliście nie dotyczyła tylko odejścia od obowiązkowych prac domowych. Co jeszcze zmieniliście?
Szkoła bez prac domowych nie polega tylko na zrezygnowaniu z zadawania do domu. Wcale nie było tak, że z dnia na dzień postanowiliśmy, że prac domowych nie będzie i na tym koniec. To był długi proces różnych zmian, a odejście od obowiązkowego odrabiania lekcji w domu było jednym z jego elementów. Tych elementów było więcej, przebudowaliśmy całe podejście do edukacji – do oceniania, do pracy nauczycieli i do pracy uczniów. A zaczęliśmy od siebie. Bo szkoła jest taka, jacy są w niej nauczyciele.
Najpierw więc my nauczyciele musieliśmy rzetelnie spojrzeć na proces lekcyjny, jaki realizujemy w ciągu naszych 45 minut. Jeśli z tych 45 minut 10-15 poświęcamy na czynności organizacyjne, w tym na sprawdzanie zadanych wcześniej prac domowych, to zostaje nam zaledwie pół godziny na to, by dzieci zainteresować tematem, przedstawić im wiedzę, żeby mogły jeszcze przećwiczyć to, czego się dowiedziały. Pół godziny to jest za mało! Jeśli natomiast odejdziemy od sprawdzania i zadawania prac domowych i skupimy się na tym, by nasz proces lekcyjny był rzetelnie wykorzystany, to zyskujemy 15 minut.
Nie zadając prac do domu, nie musimy ich sprawdzać, ani omawiać, co dzieci mają w domu zrobić. Czyli zamiast 30 mamy 45 minut merytorycznej lekcji – to jest dodatkowe 50% czasu!
To jest bardzo proste do policzenia. Zdecydowaliśmy też z nauczycielami, że do naszego rzetelnego procesu lekcyjnego dołączymy jeszcze dwa elementy: ocenianie kształtujące oraz wzmocnienie pozytywne. Ocenianie kształtujące to metoda, która w tej chwili przez wielu specjalistów, pedagogów jest uważana za najbardziej skuteczną. Wzmocnienie pozytywne ma na celu budowanie w dziecku poczucia własnej sprawczości i wartości, wskazywanie mocnych stron. Tu wykorzystaliśmy metodę zielonego długopisu. Czyli zamiast na czerwono podkreślać błędy, zaznaczamy w pracach dzieci na zielono to, co zrobiły dobrze.
Te trzy elementy: odejście od zadawania do domu, ocenianie kształtujące oraz wzmocnienie pozytywne stanowiły jedną całość i spójną koncepcję zmiany, jaką postanowiliśmy wprowadzić.
Podkreślmy to, co jest tu kluczowe jeśli chodzi o prace domowe: dzieci mają wybór, czy biorą pracę do domu, czy nie. I to dotyczy wszystkich zadań domowych we wszystkich klasach?
Tak. Każde dziecko może, ale nie musi odrabiać prac domowych. Represyjność powoduje tylko zniechęcenie do nauki. Dzieci są coraz bardziej wypalone. Oczekujemy od nich, że będą przez 6-7 godzin aktywne w szkole, potem aktywne na zajęciach pozalekcyjnych przez kolejne 2-3 godziny i jeszcze mają coś w domu wieczorem zrobić. Kto z nas, dorosłych by to wytrzymał na dłuższą metę? Stąd biorą się wszystkie uniki, jakie dzieci stosują.
Druga ważna kwestia: jeśli uczeń bierze do domu jakieś zadanie, to musi mieć na nie wystarczająco dużo czasu.
Dzieci nie chcą odrabiać prac domowych z różnych powodów. Niekoniecznie dlatego, że są leniwe. Tak naprawdę dzieci lubią spędzać czas na czymś ciekawym i to może być zadanie domowe. Ale nie będą chciały tego robić, jeśli są zmęczone. Więc jeśli już coś zadajemy, musimy dać więcej czasu, żeby mogły usiąść i je zrobić wtedy, kiedy będą mogły, a nie w stresie i w pędzie, padając ze zmęczenia.
Ale samo wydłużenie czasu na zrobienie pracy domowej nie wystarczy. Bo nawet jeśli dziecko ma tydzień na napisanie wypracowania z polskiego, to na ten sam tydzień pani od niemieckiego zada trzy strony ćwiczeń, pan od angielskiego swoje trzy strony, z przyrody jest do przygotowania prezentacja, z historii lapbook, a w międzyczasie jeszcze trzeba przeczytać lekturę.
Dlatego w naszej szkole dzieci nie tylko mają więcej czasu na wykonanie zadań domowych, ale też nie ma przymusu ich wykonania ani represji za niewykonanie. Kto chce, ten robi, kto nie chce, nie może, albo nie ma czasu, czy woli zająć się czymś innym – ten tej pracy domowej odrabiać nie musi. Nauczyciele pokazują dzieciom, co one mogą zrobić, jaką korzyść z tego będą miały dla własnej edukacji czy wiedzy, ale decyzja o tym, czy uczeń to zrobi, czy nie, należy do ucznia oraz jego rodziców.
Jak się Pani udało wprowadzić te zmiany w szkole? To była rewolucja obejmująca nie tylko metody nauczania i sposób pracy, ale też postawy nauczycieli i całą filozofię szkolnej społeczności z rodzicami włącznie!
Najpierw idea powstała w mojej głowie i w moim sercu. Moja potrzeba zmiany była zalążkiem tego, co później wprowadzaliśmy. Potem dołączyli do mnie nauczyciele – ci, którzy też widzieli, że coś można zmienić. Było więc grono nauczycieli entuzjastów zmian, ale to nie znaczy, że wszyscy od razu byli do nich przekonani. Tak nigdy nie będzie. Ja mam na to jedną receptę – robić swoje. Z czasem niektórzy przekonają się do moich idei, a niektórzy nie i nie zamierzam nikogo przekonywać na siłę. Nie zmienię przekonań wszystkich i nie wszyscy są chętni na takie zmiany. Zarówno po stronie nauczycieli, jak i po stronie rodziców. Jednak patrząc z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że ta zmiana była u nas dobrze przygotowana. Wprowadzaliśmy ją powoli i stopniowo.
Założenia wymyśliliśmy w roku szkolnym 2015/2016 i staraliśmy się bardzo dobrze przygotować do zmiany siebie i całą szkolną społeczność. Pracowaliśmy nad tym wspólnie – to nie tak, że ja coś sobie wymyśliłam i wprowadziłam, tylko nauczyciele dyskutowali i wskazywali rozwiązania, które dla ich pracy były korzystne – na przykład ocenianie kształtujące. Niezwykle ważne były konsultacje społeczne. To chcę mocno podkreślić. Czyli wsłuchiwanie się w głosy rodziców. Oczywiście byli sceptycy. „Skoro mnie i mojego dziadka sprawdzano z czerwonym długopisem to moje dziecko też tak powinno być sprawdzane”. Były obawy, że „jak nie będzie zadań domowych, to nie będziemy wiedzieli, co się w szkole dzieje i czego dzieci się uczą”, albo „jak nie będzie obowiązku, to dzieci przestaną się uczyć i będą miały gorsze oceny”. Ale byli też rodzice, którzy mówili: „nareszcie mam czas wyjść z moim dzieckiem na rower”.
W kwietniu i w maju przeprowadziliśmy pilotaż – dwa miesiące bez prac domowych, na próbę. To było łatwiej przyjąć i zaakceptować tym nauczycielom i rodzicom, którzy nie byli do tego rozwiązania przekonani. Na zakończenie okresu pilotażowego rodzice zdecydowali, że zrobimy ankietę, żeby każdy mógł się wypowiedzieć i żeby każdy głos był wzięty pod uwagę. Ankietę ułożyli i potem analizowali rodzice. Większość rodziców w ankietach poparła proponowane przez nas zmiany, ale z tymi pracami domowymi to mieli jednak wątpliwości. Dlatego umówiliśmy się z rodzicami, że w klasach I-III tę kwestię zostawiamy do ustaleń klasowych – między rodzicami, a wychowawcą, a w klasach starszych prace domowe uczniowie będą mogli brać, ale nie będzie takiego obowiązku. Z tym, że jeśli jakiś uczeń w ogóle nie brał żadnych prac domowych przez miesiąc czy dwa, to nauczyciel powinien skontaktować się z rodzicami i omówić wspólnie tę kwestię.
Ważne było też spotkanie z Radą Rodziców na początku roku szkolnego 2016/2017, kiedy przedstawiłam im tę innowację. Nie było ani jednego głosu przeciw. Spotykałam się też z samorządem uczniowskim, rozmawialiśmy o tym, jak to widzą uczniowie.
Co można poradzić dyrektorom i nauczycielom, którzy też chcieliby coś zmienić w swoich szkołach?
Ja bym poradziła zacząć od małych kroków. Chociaż my akurat zrobiliśmy duży skok, ale dobrze się do niego przygotowaliśmy. Ludzie generalnie nie lubią zmian. Wszystkie zmiany budzą lęk. Lepiej więc wprowadzać je małymi krokami. Po drugie – dobrze jest zawsze mieć wokół siebie sprzymierzeńców – nauczycieli, rodziców. Takich ambasadorów zmiany. Trzeba też jasno określić cel. Nie zrażać się porażkami po drodze, czy negatywnymi opiniami – takie zawsze się zdarzą. I bardzo dbać o komunikację – dużo rozmawiać, informować, komunikować się na różne sposoby. To nie muszą być duże masowe spotkania. Można robić ankiety, można komunikować się za pośrednictwem wychowawców klas.
Co było najtrudniejsze w tym procesie zmiany? Czy był taki moment, kiedy wydawało się, że jednak się nie uda?
Przyznaję, że były też momenty, kiedy myślałam, że nie dam rady przebić się przez mur przekonań, na jaki napotkałam ze strony wielu rodziców. A przecież bez ich aprobaty ten projekt nie mógłby się udać. Nie zrobiłabym niczego wbrew woli rodziców. Ale zrobiliśmy duże zebranie z rodzicami, potem była ankieta i to był przełom. Ci mniej przekonani rodzice zobaczyli, że jednak inni wierzą w te zmiany i ich chcą. I my zobaczyliśmy, że większość rodziców jednak daje nam zielone światło.
Ale były też piękne chwile. Był taki tata, który przez pierwsze dwa tygodnie pilotażu był przerażony, bo jego syn trzecioklasista „nic nie robił”. Ale po dwóch tygodniach chłopiec przyszedł i zaproponował „tato, może byśmy coś przeczytali? Bo pani w szkole mówiła, że jeśli ktoś chce, to może przeczytać książkę o planetach”. Dla tego taty najpiękniejsze było to, że jego syn sam zaczął chcieć coś robić!
W wielu szkołach jest tak, że wpływ rodziców kończy się tam, gdzie znajdują się drzwi szkoły, a wy te drzwi otworzyliście. U was rodzice są włączeni w szkolną społeczność i współdecydują o tym, co dzieje się z ich dziećmi w szkole.
Ja w ten sposób z rodzicami pracuję od dawna. Uważam, że lepiej coś przegadać niż pisać pisma. Lepiej spotkać się przy kawie i przedyskutować jakiś problem. Nie wyobrażam sobie, żeby wprowadzać w szkole duże zmiany bez akceptacji rodziców. Gdyby wtedy w ankiecie okazało się, że większość rodziców jest przeciwna, to nie wprowadzilibyśmy tych zmian. A mieliśmy poparcie większości między innymi dzięki temu, że wcześniej dużo rozmawialiśmy.
W tych rozmowach z pewnością pojawiały się sztandarowe argumenty zwolenników prac domowych. Jak na nie odpowiadać? A może mają trochę racji? Przyjrzyjmy się im. Pierwszy: prace domowe uczą systematyczności, obowiązkowości i odpowiedzialność.
Każdemu dorosłemu, który tak twierdzi zadałabym pytanie: czy ciebie prace domowe nauczyły systematyczności? Dziś na rynku pracy są ludzie, którzy uczyli się w szkołach zadających prace domowe. I pracodawcy narzekają, że oni wcale nie są odpowiedzialni. Ja też tego doświadczam jako pracodawca.
Kiedyś rozmawiałam z pewną panią psycholog, która prowadziła badania wśród nauczycieli. Do dziś pamiętam jej słowa: „nigdy w szkole nie byłam systematyczna, nie było mi to do niczego potrzebne. A jednak jestem teraz doktorem psychologii i prowadzę badania”. Jeśli ktoś jest z natury systematyczny, obowiązkowy i pracowity, to on taki będzie. I dla kogoś takiego świetna będzie na przykład praca w laboratorium, gdzie wykorzysta te swoje cechy. Ale nie każdy będzie pracował w laboratorium.
Ktoś inny ma inne cechy, które pociągną go na inną życiową ścieżkę.
Mnie prace domowe systematyczności i odpowiedzialności nie nauczyły. Uporządkowana i obowiązkowa jestem z natury, a nie dlatego, że musiałam przepisywać całe strony książki o Sierotce Marysi, aby poprawić charakter pisma. Moja córka nigdy nie była systematyczna. Za to zawsze na lekcjach coś rysowała. To jej pomagało się skupić. Niektórzy nauczyciele nie potrafili tego zrozumieć i zabraniali jej „bazgrania”. Ja zawsze traktowałam to jako jej pasję i nie widziałam powodu, by jej w tym przeszkadzać. I dostała się na Akademię Sztuk Pięknych.
Argument numer dwa – uczniowie muszą w domu przećwiczyć to, co było na lekcji. I trenować różne umiejętności. Sześć stron szlaczków, żeby ćwiczyć rękę pierwszoklasisty.
U nas nie zadaje się szlaczków, a jednak dzieci uczą się pisać. Kiedyś dziewczynka w pierwszej klasie pod koniec lekcji, na której poznawali cyfrę 3, zgłasza się i mówi nauczycielce „Proszę pani, ja sobie w domu poćwiczę tę trójkę, bo ona mi się ciągle myli z E”. I w takiej sytuacji, kiedy dziecko samo tego chce, ćwiczenie ma sens. Dzieci mogą w domu pisać, rysować, ćwiczyć te literki, ale mają wybór, nie muszą tego robić.
Zaraz jakiś matematyk się odezwie, że w starszych klasach to przysłowiowe „liczenie słupków” musi być, bo bez ćwiczenia matematycznych działań dzieci nie nabiorą w nich wprawy.
Jeśli któryś uczeń chce, to ćwiczy i nabiera większej wprawy. Jeśli nie chce, to będzie miał wprawę mniejszą. Nie wszyscy muszą być matematykami. Jak będzie musiał zdawać maturę z matematyki, to się tego nauczy, bo wtedy będzie widział cel tego wysiłku. Właśnie matematycy i poloniści mają bardzo głębokie przekonanie, że oni muszą zadawać do domu.
Często słyszę, że dzieci muszą pisać w domu wypracowania, bo inaczej nie nauczą się ich pisać?
Nie muszą pisać w domu. Mogą pisać na lekcji. Matematyczne słupki – trzy czy cztery ćwiczenia też mogą zrobić na lekcji. Jeśli nauczyciel rzetelnie organizuje lekcję, to jest na to czas. A uczniom dajemy wybór – chcesz, to ćwiczysz w domu, nie chcesz, to nie ćwiczysz. W pierwszej chwili oczywiście dzieci w ogóle nie będą chciały robić żadnych prac w domu.
Muszą się „odtruć” i poczuć, że naprawdę mają możliwość podejmowania własnych decyzji?
Dokładnie tak. Nasi uczniowie dostają NaCoBeZU* przed sprawdzianami i to jest ich decyzja, jak się do takiego sprawdzianu przygotują – czy systematycznie robiąc ćwiczenia, czy spędzając z książką jedno popołudnie. Czy też bazując wyłącznie na tym, co było na lekcji. Sprawdzian pokaże, na ile efektywny jest sposób, który wybrałeś. I następnym razem, jeśli będziesz chciał dostać wyższą ocenę, to przygotujesz się inaczej.
A jeśli nie będzie chciał wyższej oceny? Uczniowi, który jest pasjonatem matematyki, może z historii wystarczą trójki?
Jeśli dziecko lubi matematykę, to niech się rozwija w tym kierunku. Wolę, kiedy uczniowie startują w konkursach, rozwijają to, co ich interesuje, niż by mieli piątki ze wszystkich przedmiotów i nie wiedzieli, co jest ich pasją.
Jednak wielu dorosłych – rodziców i nauczycieli – uważa, że dzieci powinny dążyć do tego, by mieć piątki ze wszystkiego, by opanować wszystkie umiejętności i całą wiedzę. I co roku mieć czerwony pasek na świadectwie, który w powszechnej opinii jest miarą sukcesu szkolnego.
Niestety bardzo wielu tych „czerwonopaskowców” ma potem problem z wyborem życiowej drogi. Ktoś, kto jest dobry we wszystkim tak naprawdę nie wie, w czym jest rzeczywiście dobry. I czasami odkrycie tego zajmuje wiele lat. Mało który absolwent dzisiejszej szkoły, czy maturzysta, wie dobrze, co chciałby w życiu robić. Ale skąd ma to wiedzieć, skoro przez cały okres nauki w szkole pokazujemy dzieciom, w czym są kiepskie, a nie w czym są dobre. Moim zdaniem lepiej jest skupiać się na tym, co dziecko interesuje, na jego zamiłowaniach i zdolnościach. Bolączką polskiej edukacji jest to, że nie umiemy wyławiać talentów i nie potrafimy pracować z utalentowanymi dziećmi.
Bo od początku szkoły skupiamy się na wyrównywaniu wszystkich, zamiast na ich indywidualnych potencjałach.
Skupiamy się na średniej, na tabelkach i cyfrach, które potem, w perspektywie całego życia i tak nie mają większego znaczenia. O wiele ważniejsze jest to, żeby dać dzieciom poczucie, że są kimś ważnym, że coś potrafią.
Myśli Pani, że inne szkoły pójdą za Waszym przykładem?
Widzę już nie tylko światełko, ale duże światło w tunelu. Coraz częściej zwracają się do mnie już nie tylko nauczyciele, ale i dyrektorzy szkół, pytając, jak to zrobić, jak wprowadzić taką zmianę. Kiedy media zaczęły mówić o naszej szkole, odebrałam setki telefonów od rodziców z całej Polski. O tym się już coraz więcej mówi i widać coraz większe zainteresowanie – nauczycieli, dyrektorów i rodziców.
Nasze doświadczenie pokazuje, że nie potrzeba wielkich nakładów finansowych, żeby zmienić sposób pracy szkoły. Bo on opiera się przede wszystkim na przekonaniach osób uczestniczących w szkolnym życiu. Chciałabym więc, żeby dużo zmieniło się w sercach nauczycieli. Bo to, jaka jest szkoła zależy przede wszystkim od nich – od serc i umysłów nauczycieli.
c
*NaCoBeZU – Na Co Będę Zwracać Uwagę – informacja od nauczyciela dla uczniów o tym, jakie elementy pracy, umiejętności czy wiedza będą istotne dla oceny (np. sprawdzianu); jeden z elementów oceniania kształtującego.
Wioletta Krzyżanowska – dyrektor Szkoły Podstawowej Nr 323 im. Polskich Olimpijczyków w Warszawie.
c
c
c
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
24 komentarze
Anna
31 października 2023 at 10:42To nie jest prawda, że w szkole i klasach 1-3 nie ma prac domowych. W klasie 3 Pani zadawała ich tak dużo, że córka czasem nie dawała rady i ma to wpisane w ocenie opisowej na świadectwie. Więc mówienie, że prace są nie obowiązkowe lub ich nie ma to kłamstwo. Dodatkowo przemoc psychiczna nie tylko ze strony rówieśników, ale również nauczycieli wyśmiewających jeśli ktoś zrobił coś gorzej lub nie umiał. Córka w 3 klasie była w strasznym stanie psychicznych jedyna porada to proszę ją zabrać z naszej szkoły. Szkoła obojętności bez czułości.
Annaa
22 października 2023 at 13:40Moja córka chodziła do szkoły bez prac domowych . pani dyrektor zabraniała zadawania prac domowych, jak nauczyciel wystawił uczniowi 1 za brak pracy to na zebraniu rr była afera wielka jak nauczyciel mógł. brak prac domowych oznaczał że dzieciom nie chciało się wogóle uczyć, bo nie muszą, dla chętnych nikt nie brał pracy domowej. no i przyszło liceum i zderzenie z rzeczywistością i rozpacz, i straszne braki . a i w 8 klasie dopiero pani dyrektor pozwoliła na prace domowe bo rankinci spadały w egraminach. ale w tvn pani dyrektor jest często
Łukasz
24 września 2018 at 09:59My, rodzice dzieci, które teraz uczęszczają do tej szkoły obudzimy się, ale z ręką w nocniku w 8 klasie kiedy okaże się, że nasze dzieci nic nie umieją.
Rodzic 7klasisty
22 października 2023 at 12:03Ta PANI DYREKTOR JEST TAK MEDIALNA ŻE AŻ MDLI. SZKOŁA SPADŁA NA PYSK Z WYNIKAMI DZIECI, NON STOP NIE MA NAUCZYCIELI, BO JESLI JAKIS MA INNĄ WIZJĘ TO JEST ZWALNIANY. PRZEMOCOWA SZKOŁA. PSYCHOLODZY NIE MOGĄ A CZĘŚĆ NIENPOTRAFI RADZIC SOBIE Z TRUDNĄ MŁODZIEŻA. W SZKOLE SĄ POBICIA, SZANTARZE. A PANI DYREKTOR IDZIE DO TVN I OPOWIADA JAK U NICH CUDOWNIE UCZĄ ODPOWIEDZIALNOSCI I JAKĄ OPIEKĄ OTACZAJĄ UCZNIÓW. ŻENADA. ULEW SIE JAK CZLOWIEK PATRZY I SLUCHA TYCH GLUPOT W TYCH WYWIADACH. JEDYNY NORMALNY I FAJNY PSYCHOLOG TO NOWY PAN W SZKOLE. MAM NADZIEJE ZE SZYBKO NIE UCIEKNIE ALBO NIE ZOSTANIE ZWOLNIONY.
Rodzic 323
17 marca 2018 at 18:37Trzeba poczytać jak jest naprawdę w Haloursynów.pl: ,,Budząca się szkoła. “Tato, czemu pani dyrektor kłamie?” i inne artykuły z tej serii. P. Marzena Żylińska ( twórca akcji ,,Budzącej Się Szkoły” w Polsce) na facebooku 12 marca zamieściła informację: ,,Bardzo prosimy o udostępnianie tej informacji! Dyr. SP nr 323 na warszawskim Ursynowie pani Wioletta Krzyżanowska po raz kolejny informuje media, że jej szkoła jest Budzącą Się Szkołą i realizuje program BSS. Informujemy, że SP nr 323 w Warszawie nie należy do naszego ruchu i w żadnej formie z nami nie współpracuje. Swoimi wypowiedziami pokazuje, że nie rozumie naszej idei oddolnych zmian…” ( frag.).
Szkoła była niegdyś w trójce najlepszych placówek Ursynowa, dziś ciągnie się w ogonie. To niepokoi rodziców. ,,Będzie tragedia po 8 klasie” – mówią.
Pracownicy szkoły zarzucają dyrektorce, że w SP 323 nie ma warunków do wprowadzenia programu zmian. Brakuje komputerów, rzutników, tablic interaktywnych. Klasy są przepełnione. Wciąż jeszcze funkcjonują papierowe dzienniki, a nauczycielom każe się uzupełniać dziennik elektroniczny w domu.Inwestuje się w wystrój wnętrza gabinetów dyrektora, sekretariat, salę konferencyjną, a wyposażenie sal lekcyjnych jest nieistotne.
,,Moje dziecko chodzi do tej szkoły, co roku zmiana wychowawcy lub nauczyciela matematyki czy polskiego…( nie wspomnę o informatyce, muzyce i plastyce) nauczyciele nie wytrzymują obłudy i ciągłego strofowania, zastraszania, wręcz mobbingu i odchodzą( kto ma tam dziecko dobrze o tym wie). O szkole mówi sie ładnie w Tv , nic poza tym…Ze szkoły w ubiegłym roku odeszło około 15 osób, w tym – odchodzą następni pedagodzy ( trzech nauczycieli I – III prowadzi jednocześnie po dwie klasy, bo ich wychowawcy odeszli.”
Ewa
2 marca 2018 at 08:00Moje dziexko chodzi do tej szkoly. Balagan nieprawdopodobny. Przemoc wobec rowiesnikow, powtarzajace sie pobicia. Duza rotacja nauczycieli. Moloch. Odradzam.
WIARYGODNOŚĆ
29 listopada 2017 at 16:15Pierdolety Pani Dyrektor. Aby nadac wiarygodności temu autopromocyjnego wywiadu może warto byoby porozmawiac z rodzicami ?
Anna
13 listopada 2017 at 21:24To co sie dzieję w tej szkole to jakaś masakra. Nauczyciele którzy będą zadawać zostaną zwolnieni. A nauczyciele mówią że nie widzą przygotowania dzieci do egzaminu 8 klas tym sposobem nauczania. A dla mnie to tylko jakieś wybicie się Pani dyrektor kosztem dzurci
Szkoła bez prac domowych? Tak! Jak to zrobić? – rozmowa z Wiolettą Krzyżanowską dyrektorką SP 323 w Warszawie – Ursynowskie Towarzystwo Społeczno Kulturalne
13 listopada 2017 at 12:18[…] Szkoła bez prac domowych? Tak! Jak to zrobić? – rozmowa z Wiolettą Krzyżanowską dyrektork… […]
Beata
28 października 2017 at 14:25A ja zapytałabym dyrekcji dlaczego tak dużo nauczycieli z tej szkoły odchodzi? Roszada pracowników większa niż w biedronce na kasie
Aniela
22 października 2019 at 21:48Bo pani dyrektor tak zależało na maksymalnym wykorzystaniu czasu lekcyjnego, ze zapomniała,ze nauczyciele muszą też np chodzić do toalety. O jedzeniu podczas 8 godzinnego (ciągłe zastępstwa przydzielane bez prawa odmowy w żadnym wypadku,choćby się waliło i paliło) dnia pracy nie wspomnę
Kris
28 października 2017 at 14:08Pani Dyrektor zawsze kochała lans. Jak był czas promocji 6latków do 1. klasy to była główną tubą władz Ursynowa w tym temacie… Jedna wielka bzudra i propaganda 🙁
Rodzic
13 października 2017 at 20:28Nie jest tak różowo, ale zielony ołówek sprawdza się w 100%
Aga
12 października 2017 at 19:38Do czego ten świat zmierza? Zero poczucia obowiązku, zero konsekwencji… “Ćwiczenie czyni mistrzem” ! Zasada ,że robię co chcę i kiedy chcę nie wypracuje w człowieku cech potrzebnych w przyszłym życiu zawodowym i osobistym. Cieszę się,że moje dziecko nie było poddane podobnym eksperymentom i obecnie jest spełnionym zawodowo i prywatnie, odpowiedzialnym i mądrym człowiekiem.
Ania
24 października 2017 at 15:34Poczucie obowiązku wymuszone, to jest ten ideał?
Nigdy nikt do niczego mnie nie zmuszał, nie żądał ode mnie samych piątek i efekt jest taki, że nie mam problemu z poczuciem obowiązku, ale i żadnych z psychikom.
Ania
24 października 2017 at 15:37z psychiką-oczywiście 😉
Ala
18 listopada 2017 at 19:30a z ortografią?:)
Do tych wyzej
11 października 2017 at 06:47Jasno napisano, ze prace sa zadawane. Dla chetnych. Jesli maja panstwo chetne do pracy dzieci, to biora prace domowa.
Marcin G
11 października 2017 at 18:34Napisano, co napisano. A jest tak, że są zadawane wszystkim. I chętnym, i niechętnym. Zresztą nie chodzi tylko o prace domowe.
Chyba wyraziłem się jasno. Jeśli nie, to powtórzę. “Budząca się szkoła” to ściema. Na niby. Fasada. Służąca uzasadnieniu bywania p. Krzyżanowskiej w mediach.
Marcin G
10 października 2017 at 18:07Jestem rodzicem dziecka uczącego się w szkole “bez prac domowych”. Prawie wszystko, co zostało napisane powyżej, jest nieprawdą. Jeżeli chodzi o prace domowe, w klasie mojego dziecka były one zadawane w zeszłym roku, są w bieżącym. Tak samo wygląda reszta “innowacji”. A szkoła jest “budząca się” głównie na papierze – dostała zgody na jakiś niby innowacyjny program, ale on jest na papierze i służy chyba głównie do uzasadniania lansu p. Krzyżanowskiej.
Za to w bieżącym roku szkolnym, co nie jest raczej związane z programem – wycięto niemal wszystkie zajęcia pozalekcyjne. Tyle w temacie
Pozdrawiam i więcej krytycyzmu życzę
aga
10 października 2017 at 18:53Mój syn również chodzi do szkoły 323 i w 100% się z Panem zgadzam.
Niestety szkoła bez prac domowych jest tylko dla mediów , w rzeczywistości wygląda to inaczej.
Krzysztof
12 października 2017 at 09:26Panie Marcinie, musi Pan być bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Współczuję Panu takiego stanu ducha. Jestem rodzicem dwójki dzieci, które chodziły do tej szkoły i uważam, że te wszystkie innowacje zaprocentują w przyszłości szczęściem i radością do życia. Proszę Pana niech Pan tego nie zabija w swoich dzieciach, bo będą nieszczęśliwe tak jak Pan teraz. Pozdrawiam i trzymam kciuki za dalszy rozwój szkoły i również za Pana.
Bartsz
13 października 2017 at 19:48Opowiadanoe glupot do niczego noe prowadzi. Sa w tej szkole nauczyciele którzy zadają tyle ze dzieci siedza nad lekcjami do późnej nocy. Prace domowe sa podstawa nauki i noe moze byc inaczej bo w szkolennikt niczego noe uczy a kedynoe sparawdza obecnosc uspokaja i kontroluje woedze
Maggie
25 kwietnia 2018 at 21:07Komentarz poniżej krytyki. ŻENADA