Gdy junior dorasta, muzyka w jego życiu zaczyna pełnić coraz ważniejszą rolę. Słuchanie ulubionych wykonawców to nie tylko przyjemność sama w sobie, ale również jeden z najważniejszych sposobów integracji z rówieśnikami. Jak wybrać sprzęt audio dla juniora?

Oferta sprzętu odtwarzającego muzykę jest ogromna, podobnie rozpiętość cenowa. Najtańsze głośniczki bluetooth dostaniemy już za kilkadziesiąt złotych, ceny najdroższego sprzętu audio sięgają nieba. Wybierając sprzęt dla dziecka powinniśmy wziąć pod uwagę kilka ważnych rzeczy.

Jaki nośnik

Wśród dzisiejszych młodszych i starszych nastolatków podstawowym nośnikiem muzyki jest format mp3. Niektórzy gromadzą pliki w pamięci komputerów czy telefonów, inni zupełnie pozbyli się fizycznych nośników dźwięków i korzystają z YouTube czy serwisów streamingowych typu Apple Music, Spotify, Deezer, Tidal, Google Play Music itp. (a jeśli jeszcze tego nie robią, to opłacenie abonamentu w takim serwisie może być świetnym prezentem dodatkowym do sprzętu grającego!). A może nasze dziecko woli słuchać muzyki z płyt CD? Albo z winyli czy kaset magnetofonowych, bo popularność nośników vintage rośnie z roku na rok! Dlatego zanim podejmiemy decyzję, zorientujmy się, czy wybrany sprzęt odtworzy muzykę ze zbiorów naszego juniora.

Słuchawki czy głośniki?

Obie opcje mają zalety i wady. Głośniki sprawiają, że muzyki juniora siłą rzeczy będą słuchać wszyscy domownicy. Pół biedy, jeśli dzielimy z nim gusta muzyczne, ale co w przypadku, gdy my lubimy łagodny jazz, a nasza pociecha metal? Z kolei słuchawki sprawią, że w domu będzie cisza, za to zwiększamy ryzyko uszkodzenia słuchu dziecka.

Osobiście jestem gorącym zwolennikiem słuchawek, ale umiejętnie dobranych. Dobre słuchawki zapewnią spektakularną jakość dźwięku, porównywalną ze sprzętem hi-fi kosztującym wielokrotnie więcej. Niestety ich ogromną wadą jest ryzyko uszkodzenia słuchu. Ryzykowne są zwłaszcza słuchawki douszne, czyli fasolki wciskane w kanał uszny, najpopularniejsze na rynku, bo dodawane do każdego telefonu komórkowego.

Takie słuchawki są niebezpieczne z dwóch powodów. Po pierwsze fala dźwiękowa uderza w błonę bębenkową z bardzo niewielkiej odległości. Poduszka powietrzna, która chroni błonę, jest tu minimalnej grubości, przez co błona narażona jest na fizyczny uraz z przerwaniem włącznie. Po drugie taka słuchawka zatyka kanał uszny, w którym szybko wzrasta temperatura i wilgotność, co może prowadzić do gwałtownego rozwoju flory bakteryjnej i zapalenia ucha.

Słuchawki nauszne są pod tym względem bezpieczniejsze, bo ich głośniki są bardziej oddalone od błony bębenkowej, a kanał uszny nie jest zatkany. Jednak i tu łatwo o przesadę, zwłaszcza, gdy junior używa ich na ruchliwej ulicy – wtedy mimowolnie robi głośniej, żeby muzyka zrównoważyła hałas.

Warto zastanowić się nad słuchawkami z aktywną redukcją hałasu. Taki sprzęt wychwytuje dźwięki z otoczenia i neutralizuje je wytwarzając fale dźwiękowe w tzw. przeciwfazie. Efekt – zakładamy takie słuchawki i momentalnie otacza nas zupełna cisza. I wtedy możemy słuchać muzyki bez ryzykownego zwiększania głośności.

Jednak każde słuchawki należy stosować z umiarem. Laryngolodzy zalecają, by po każdych 45 minutach (a tyle trwa standardowa płyta długogrająca) robić 15 minut przerwy, żeby ucho odpoczęło.

A co, jeśli nasz junior zdecydował się na głośniki?

Stacjonarne czy mobilne?

Kiedyś szczytem mody wśród młodszych i starszych nastolatków były tzw. boomboxy, czyli przenośne radiomagnetofony dźwigane na ramieniu z głośnikami tuż przy uchu. Obecnie nastolatki paradują raczej z głośnikami bluetooth. Te niewielkie pudełka łączą się ze smartfonami poprzez łącze bluetooth, dzięki czemu jakość muzyki wzrasta z nieznośnej (gdy gra, a raczej rzęzi głośniczek telefonu) na akceptowalną. W przypadku sprzętu z górnej półki jakość dźwięku może być naprawdę dobra, ale taki sprzęt kosztuje już grubo ponad tysiąc złotych. Zaletą takich głośników jest przede wszystkim mobilność. Można je nie tylko zabrać w podróż, ale używać w plenerze, ponieważ z reguły są odporne na wilgoć (co zawsze trzeba sprawdzić w instrukcji).

Jeśli nie głośnik bluetooth, to może przenośne radio? Tzw. „jamniki” w najróżniejszych kształtach i kolorach nadal są dostępne, choć zamiast kieszeni na kasety mają odtwarzacze CD. Wybierając taki sprzęt (jak zresztą każdy wolnostojący) warto się upewnić, że ma złącze USB oraz moduł bluetooth – młodzi ludzie gromadzą muzykę przede wszystkim w formacie mp3. Czyli nie kupują płyt CD, ale raczej ściągają muzykę z internetu i przechowują ją w smartfonach, komputerach czy na pendrive’ach.

Kolejną opcją są tzw. wieże. A w zasadzie mini- a nawet mikrowieże, bo do nagłośnienia pokoju juniora taki sprzęt powinien wystarczyć. Ich ceny zaczynają się od 300-400 złotych i większość z nich jest „wszystkomająca”, czyli wyposażona w radio, odtwarzacz CD/mp3 oraz łącza USB czy bluetooth. Dzięki dodatkowym łączom można do wieży podłączyć smartfon czy pendrive, na których junior gromadzi muzykę. Niektóre wieże będą miały jeszcze stacje dokujące do smartfonów oraz złącza RCA do podłączenia np. dodatkowego kompaktu. Niestety w przypadku najtańszych wież jakość dźwięku będzie adekwatna do ceny. Małe głośniki, cienkie kable połączeniowe i obudowa z płyty wiórowej lub plastiku – to wszystko decyduje o tym, że taka wieża będzie grała płaskim, „tekturowym” dźwiękiem, który szybko męczy. Lepsze wieże będą miały obudowy głośników z drewna lub solidnej płyty MDF (czym na pewno pochwalą się w widocznym miejscu). Kable połączeniowe będą grubsze (średnica przynajmniej 1 mm) i mocowane będą specjalnymi wkrętami umocowanymi na zewnątrz obudowy głośnika.

W tym miejscu wrócę do kwestii słuchawek – kosztując tyle co miniwieża zapewnią kilkakrotnie lepszą jakość dźwięku – przy wszystkich zastrzeżeniach dotyczących ich stosowania.

I na koniec podstawowa rada dla wszystkich, którzy chcą sprawić sobie nowy sprzęt grający, bez względu na wiek. Zasada, że im droższy sprzęt tym lepiej zagra, nie zawsze się sprawdzi. Zestawy kosztujące porównywalne pieniądze mogą grac w diametralnie różny sposób. Poza tym każde ucho jest inne. To co dla jednego brzmi bardzo dobrze, drugiemu może się wydać nieznośnym hałasem. Dlatego przed kupnem sprzętu należy zawsze najpierw go posłuchać.

c

Wojciech Musiał – Współzałożyciel Juniorowa. Z wykształcenia nauczyciel języka angielskiego, ale niepraktykujący. Dziennikarz radiowy, obecnie pracuje w Radiu Kraków, wcześniej w RMF Classic i w Złotych Przebojach. Ojciec Stasia i Zosi, mąż Anetki. Lubi jazz, jogę i święty spokój. Nie lubi braku poczucia humoru, hałasu i zapachu, który powstaje z połączenia wystygłej herbaty z ogryzkiem od jabłka. Bardzo lubi dobry sprzęt hi-fi.

Zdjęcia: duobuds, taka@P.P.R.S., Kyambiz Allakhverdiyev, Pixabay