Słodycze i cukier – kiedyś towar trudno dostępny, potem wszechobecny, teraz stają się przedmiotem dyskusji. Niektórzy dla zdrowia eliminują cukier we wszelkich postaciach z diety własnej oraz dzieci. Inni nie widzą nic złego w tym, że słodycze w ich domu zawsze są pod ręką. Kiedyś mówiono “cukier krzepi”, dziś “cukier – biała śmierć”. Wybór podejścia do tej słodkiej kwestii to nasza decyzja i nasza odpowiedzialność. W różnych domach, różnie to wygląda. W Juniorowie też nie jesteśmy jednomyślni: Wojtek ma do słodyczy stosunek radykalny, Ela – tolerancyjny. Pomyśleliśmy, że to dobra okazja do dyskusji.

.

Wojtek:

Moje podejście do cukru jest radykalne. Całkowicie rzuciłem słodycze kilkanaście lat temu, jeszcze zanim moje dzieci przyszły na świat. Nie jestem cukrzykiem, nigdy nie miałem problemów z otyłością. Do rzucenia cukru skłoniły mnie problemy z zębami. Pomimo starannego szczotkowania pojawiała się dziura za dziurą. Mój dentysta w końcu mi zasugerował, żeby wyeliminować cukier, dzięki czemu bakterie próchnicze będą miały znacznie mniej pożywienia. I faktycznie zadziałało – od momentu, gdy odstawiłem cukier, mam znacznie mniej problemów z próchnicą. A przy okazji zgubiłem dziesięć kilogramów. Rewelacja!

Gdy na świat przyszedł Staś, a potem Zosia, pomyślałem, że spróbuję wychować je bez cukru. Założyłem, że jeśli dzieci od początku nie poznają smaku sztucznych słodyczy, później nie wytworzy się w nich potrzeba sięgania po ciasta i cukierki. I wtedy przekonałem się, jak trudna jest to walka, jak zdradziecko cukier atakuje nas z każdej strony. 

Słodycze podsuwano moim dzieciom na każdym kroku. Każdy gość, który nas odwiedzał, wyciągał czekoladę lub paczkę cukierków. Każda przedszkolna uroczystość okraszona była ciastem lub lizakami. Wazy z landrynkami stały w aptekach, poczekalniach i osiedlowych sklepikach – proszę się częstować. Nawet we własnej rodzinie nie znalazłem wsparcia: dziadek ukradkiem wciskał „biednym dzieciom” krówki, gdy tata nie widział… Efekt? Ja się poddałem, a moje dzieci wpychają słodycze przy każdej okazji. Teraz, gdy już podrosły, doskonale wiedzą, że cukier im szkodzi, ale zupełnie im to nie przeszkadza. A mnie nie pozostało nic innego niż świecić przykładem w nadziei, że dzieci kiedyś pójdą w moje ślady.

Czy pozwalacie waszym dzieciom solić bez ograniczeń? Zakładam, że nie. Sól w małych ilościach nadaje potrawom smaku, ale w większych jest po prostu szkodliwa. A przecież żadne z rodziców nie chce, aby ich dzieci miały problemy zdrowotne. Poza tym za dużo soli psuje smak potrawy, więc mamy do czynienia z naturalnym regulatorem. 

W przypadku cukru takiej bariery nie ma, a świadomość jego szkodliwości jest znacznie mniejsza. To znaczy niby wiemy, że próchnica, że otyłość, że groźba cukrzycy itd., ale jak tu dziecku odmówić, gdy robi słodkie oczy… Próba wychowani dzieci bez cukru jest w Polsce wyjątkowo trudna. Wegetarianie spotykają się z większym zrozumieniem, niż takie osoby jak ja. Heh…

Ela:

A ja nigdy nie miałam problemów stomatologicznych, które skłoniłyby mnie do porzucenia cukru. Mam mocne zęby – to chyba genetyczne. Ale nigdy nie byłam też szczególną fanką słodyczy. Do dziś lubię je bardzo wybiórczo i tę powściągliwość przekazałam dzieciom.

Nigdy nie zakazywałam dzieciom słodyczy ani cukru. Pilnowałam jednak, żeby sięgały po nie z umiarem i wyjaśniałam, dlaczego słodyczy nie je się tak dużo, jak warzyw. Słodkości w naszym domu nie stoją na widoku, mamy na nie specjalny koszyk na półce w kuchni. Uczę dzieci, jak korzystać ze słodkich przyjemności zachowując umiar i rozsądek. I efekty mnie zadowalają. Do koszyka ze słodyczami dzieci sięgają… właściwie kiedy chcą, ale chcą niezbyt często – raz, dwa razy w tygodniu. U mnie więc sprawdziło się podejście liberalne (z elementami kontroli), a jego efektem wcale nie jest objadanie się słodyczami przy każdej okazji. Być może słodkości pozbawione cech zakazanego owocu przestają być tak kuszące?

Oczywiście, zdarza się dzieciom przesadzić – jeśli mają okazję zjedzenia takich słodyczy, których nie dostają w domu. Nasze domowe zasoby są właściwie dziełem przypadku. Rzadko kupujemy coś słodkiego, a słodyczowy koszyk wypełniają głównie prezenty od babć, dziadków, ciotek… Kiedy więc dzieci odwiedzają kolegów czy koleżanki i są tam częstowane np. żelkami, których w domu nie miewają, albo ciasteczkami, jakich jeszcze nie widziały, to sobie pofolgują, a jakże. Moim zdaniem to tylko potwierdza, że co dostępne nie jest tak bardzo kuszące. Choć – uprzedzając krytyczne głosy – nie zastosowałabym tej zasady do wszystkiego.

Słodycze to nie tylko zagadnienie dietetyczne, ale i społeczne. Ciasta, czekolada, cukierki często bywają istotnym elementem budowania relacji społecznych. Kiedy dzieje się coś ważnego zwykle świętujemy to sięgając po słodkości. Urodziny = tort, odwiedziny u znajomych zwykle są okraszone ciastem, obdarowujemy i bywamy obdarowywani słodyczami z różnych okazji. Bywa, że poprzez słodycze wyrażamy swoje uczucia. Dlatego nie chcę pozbawiać dzieci słodyczy – tego tradycyjnego i prostego narzędzia budowania społecznych relacji. Chcę, żeby moja córka mogła razem z całą klasą zjeść tort urodzinowy, żeby syn, kiedy zechce, mógł zaprosić fajną dziewczynę na lody, żeby dziadkowie czuli się szczęśliwi rozpieszczając moje dzieci cukierkami. Moje dzieci z tej swobody korzystają z umiarem. A kiedy zdarza się im za bardzo rozpędzić, wtedy zwracam im uwagę. “Skoro dziś byliśmy na lodach, to słodkie naleśniki na kolację nie są chyba najlepszym pomysłem”. Obydwoje przyjmują te uwagi bez protestów i rozczarowania. Coraz częściej też widzę, jak sami wyznaczają sobie granice. Często w naszym domu słychać mniej więcej taki dialog:

– Mamo, ile mogę herbatników na deser po obiedzie?

– A ile chcesz?

– Dwa to będzie akurat.

A jak to jest u Was? Jak Waszym zdaniem powinniśmy kształtować stosunek dzieci do słodyczy? 

c

Elżbieta Manthey – jestem dziennikarką i blogerką. Współpracuję z Gazetą Wyborczą, pisałam dla miesięcznika GaGa i kwartalnika Twój Junior. Mam dwoje dzieci – Marysię i Tymona. Angażuję się w różne działania na rzecz lepszej edukacji i świata przyjaznego dzieciom. Tropię  i opisuję nowinki i ciekawe pomysły edukacyjne. Piszę o wychowaniu opartym na szacunku wobec dzieci. Uwielbiam książki – również te dla młodych czytelników. Moje ulubione miejsce na Ziemi to Wielka Rawka w Bieszczadach, z której rozciąga się zjawiskowa panorama gór. Najlepiej odpoczywam podróżując z mężem i dziećmi oraz spotykając się z przyjaciółmi.

Wojciech Musiał – z wykształcenia jestem nauczycielem języka angielskiego, Od lat pracuję jako dziennikarz radiowy, m.in. w Radiu Kraków, RMF Classic i Złotych Przebojach. Jestem ojcem Stasia i Zosi. Lubię tematy związane ze zdrowiem, rodzinnym podróżowaniem, a szczególnie bliski jest mi temat stymulowania dziecięcej samodzielności. Poza tym lubię jazz, jogę i święty spokój. Nie znoszę braku poczucia humoru, hałasu a także specyficznego  zapachu, który powstaje z połączenia wystygłej herbaty z ogryzkiem od jabłka.

Zdjęcia: Pixabay