Wszyscy rodzice pragną jak najlepiej dla swoich dzieci. Troszczą się o nie, starają się zapewnić im jak najlepszą przyszłość, o którą wielu bardzo się martwi. Z lęku o przyszłość dzieci czasami robimy rzeczy, które przynoszą skutki odwrotne do zamierzonych, nie służą dzieciom lub wręcz działają na ich szkodę.
Natalka chodzi do drugiej klasy prywatnej szkoły podstawowej. Mama Natalki jest bardzo zatroskana. Boi się, że jej córka nie poradzi sobie na egzaminie ósmoklasisty. Podobno jest bardzo trudny. Mama Natalki na ostatnim zebraniu powiedziała głośno o swoim głębokim niepokoju. “Czy nie można by dzieciom dołożyć jeszcze chociaż dwóch godzin edukacji wczesnoszkolnej? Takich, gdzie naprawdę uczyłyby się polskiego i matematyki? Może zamiast plastyki i muzyki, albo zamiast szachów?”
Mama Tomka z pierwszej klasy też bardzo się martwi, choć powód jej obaw jest nieco inny. Prace domowe. A właściwie ich brak. „Skąd ja mam wiedzieć, czy mój syn się uczy i czy w ogóle coś umie, jeśli nie widzę go nad lekcjami?” – pyta. Bo jak dziecko w domu wypełnia karty pracy, to rodzic przynajmniej widzi, co ono robi i jak sobie radzi. „Jak nie ma zadań domowych, to ja nie mam żadnej kontroli” – mówi mama Tomka z troską.
W klasach I-III stosuje się oceny opisowe. Wielu nauczycieli lekceważy to zalecenie i starym zwyczajem stawia maluchom oceny cyferkowe. Inni zamienili cyferki na kwiatki i słoneczka, a zamiast jedynek dają czarne chmurki. W szkole Julki tak nie jest. Tu naprawdę nie stawia się ocen, a dzieci – przynajmniej te młodsze – mogą uczyć się bez presji wyniku. Nauczyciele dają im informacje o tym, nad czym warto popracować, a co opanowały już bezbłędnie („Bardzo szczegółowo opisałaś życie pszczół, widać, że dużo o nich wiesz. Spróbuj jeszcze popracować nad kształtem literek.”). Mama Julki tęskni jednak za czwórkami, piątkami i trójkami. „W innych szkołach dzieci w pierwszej czy drugiej klasie dostają oceny cyfrowe – mówi z wyrzutem. – I wtedy wiadomo, czy dziecko się uczy i czy coś umie. A tak to skąd ja mam wiedzieć?”.
Często i głośno narzekamy na szkołę – że system ogranicza, że jest przestarzały, że nie rozwija potrzebnych kompetencji i zabija w dzieciach ciekawość świata i pasję poznawczą, o kreatywności nie wspominając. Jest jednak coraz więcej szkół, których dyrektorzy i nauczyciele są otwarci na zmiany, chcą wprowadzać metody pracy wykorzystujące najnowszą wiedzę o tym, jak dzieci się uczą i rozwijają i jak im tę naukę ułatwić. Okazuje się, że w takich szkołach największy opór przed zmianami często stawiają… rodzice. Oczywiście nie wszyscy, jednak zwolenników starego modelu edukacji jest zaskakująco wielu. Dlaczego? Dlaczego rodzice wolą trzymać się starego opresyjnego modelu edukacji?
Potrzeba bezpieczeństwa
Rodzice często preferują bezpieczne rozwiązania, a nowości edukacyjne postrzegają jak eksperymentowanie na ich dzieciach. Wolą tradycyjne, “konkretne” lekcje od zajęć projektowych, wolą oceny cyfrowe od opisowych, wolą szkołę, która zadaje do domu od takiej, która daje dzieciom większą swobodę odkrywania świata. Bezpieczne jest to, co znamy – na przykład z własnego dzieciństwa. Może i szkoła naszych czasów nie była idealna, ale przecież wyszliśmy na ludzi. Mamy naturalną tendencję do idealizowania własnej młodości więc wydaje nam się, że to, w jaki sposób nas uczono, będzie właściwe również dla naszych dzieci. Jednak świat idzie do przodu i podejście do nauczania dziś jest i powinno być zupełnie inne, niż kilka dekad temu.
Lęk i potrzeba kontroli
Rodzice chcą ocen, sprawdzianów i innych konkretnych dowodów na to, że dzieci uczą się właściwie. Ich intencje wydają się szlachetne i odpowiedzialne – to wszystko dla dobra dzieci, żeby je dobrze wykształcić, zapewnić im lepszą przyszłość. Tak naprawdę jednak oceny, prace domowe, sprawdziany, kary, nagrody – to wszystko ma tylko na celu zmniejszyć nasz własny, dorosły dyskomfort związany z niepewnością przyszłości i lękiem. Ma nam dać poczucie kontroli. Żeby sobie poradzić ze swoim niepokojem, niepotrzebnie, a często ponad miarę obciążamy dzieci. I ostatecznie to dzieci ponoszą konsekwencje tego, że ich rodzice źle czują się ze swoją niepewnością i niepokojem.
O kogo się troszczymy – o siebie czy dzieci?
Prace domowe, oceny cyfrowe, sprawdziany wcale nie wspierają dzieci w procesie nauki. Wielu ekspertów już wypowiadało się na ten temat. To są narzędzia kontroli, które służą wyłącznie rodzicom i nauczycielom. Są łatwo dostępnym sposobem na poradzenie sobie z własnym lękiem i zaspokojenie potrzeby kontroli. Ale zupełnie nie służą dzieciom i nie wspierają ich edukacji i rozwoju.
To, że dziecko przynosi do domu same piątki wcale nie zapewni mu życiowego sukcesu. To, że dziecko godzinami wypełnia karty pracy zadane do domu wcale nie zwiększa jego wiedzy i umiejętności. Dodatkowe godziny polskiego i matematyki wcale nie zagwarantują życiowego sukcesu. Nie zagwarantuje go nawet świetny wynik egzaminu. Współczesny świat oczekuje od młodych ludzi czegoś zupełnie innego niż wykute na blachę lewe dopływy Odry.
Żeby naprawdę wspierać dzieci
Jestem rodzicem, znam te wszystkie lęki i skłonności. Ale wiem też, że możemy radzić sobie z nimi w sposób konstruktywny, bez obciążania dzieci. Żeby mniej się martwić i naprawdę dobrze wspierać nasze dzieci, by dobrze poradziły sobie w życiu, potrzebujemy wiedzy, a nie prymitywnych narzędzi kontroli i opresji. Wiedza o tym, jak rozwija się dziecko, jak można je wspierać, co sprzyja nauce, wiedza psychologiczna, pedagogiczna, wiedza o mózgu, ciele, emocjach – to wszystko jest dziś dostępne, wystarczy sięgnąć, poczytać, dowiedzieć się więcej. Potrzebujemy rozwijać się i doskonalić w naszym rodzicielstwie. Musimy przestać sięgać do wzorców, które znamy z własnego dzieciństwa, a których jedyną zaletą jest to, że je znamy. Musimy dowiedzieć się, kim są i czego naprawdę potrzebują nasze dzieci. I pomagać im rozwinąć skrzydła, a nie przycinać im lotki tylko dlatego, że sami boimy się latać.
8 komentarzy
Dr Żylińska kolejny raz o szkodliwości rozliczania uczniów z ocen szkolnych | Obserwatorium Edukacji
22 kwietnia 2022 at 07:22[…] Cały tekst „Z troski o przyszłość dzieci działamy na ich szkodę” – TUTAJ […]
Rodzice – jak chomika samice? | Obserwatorium Edukacji
23 stycznia 2018 at 08:21[…] Pełna wersja artykułu Elżbiety Manthey, zatytułowanego „Rodzice chcą ocen, zadań domowych i sprawdzianów – TUTAJ […]
Magdalena K
22 stycznia 2018 at 18:59Dobrym pomyslem byloby wprowadzenie wyboru nauczyciela, jaka lekarza, na przyklad. Kto bylby dobrym nauczycielem, mialby “wziecie” i uczniow. Moze podnioslyby sie glosy tych, co nie sa lubiani i baliby sie stracic prace 🙂
Edyta
2 lutego 2022 at 19:08Jakie proponuje Pani kryteria wyboru? Wyniki egzaminów, testy, sympatia dzieci, podporządkowanie woli rodziców ?
Karol
22 stycznia 2018 at 06:19To samorządy niejako wymuszają na rodzicach taki, a nie inny system oceniania. Chcąc dostać sie do szkoły lepszej, albo renomowanej, albo z lepsza kadra pedagogiczna, system opiera sie na średniej ocen z wybranych przedmiotów. Nie jestem przeciwny zmianom, jakimkolwiek. Jestem przeciwny zmianom zasad podczas trwania „konkursu” – czytaj zmiana wagi ocen w gimnazjum mojej córki po zakończeniu pierwszego półrocza, jestem przeciwny temu ze ontakich zmianach decyduje rada rodziców, politycy i inne „ upoważnione” a wlasciwie uprawomocnione osoby.
Basia
20 stycznia 2018 at 20:53U mojego syna w szkole prywatnej w pierwszej klasie dzieci na codzień dostają oceny, a na koniec niby taka opisowke.z tym dostawaniem na codzień ocen to jest tak, że jak dostaną jedynkę to płaczą, przeważnie dziewczynki robią afery, że nie są najlepsze. Już kilka krotnie widziałam jak rycza na korytarzu bo co one powiedzą mamusi, że jedynkę dostały. A jeśli chodzi o ocenę opisowa to jest to bardzo śmieszne, więc podkreślone było to czego syn nie umie, także nie wiem co umie. Podkreślone było to, że się spóźnia, a przecież 100%dzieci przyjeżdża z rodzicami, mój się spóźnia bo ojciec się spóźnia więc gdzie tu opis dziecka?? Moje dziecko czegoś nie umie to jest tylko i wyłącznie wina nauczyciela, że go nie nauczył. Niestety nic się nie zmieni dopóki nauczyciele nie zaczną być rozliczani z tego co robią bo narazie to oni nas, poprzez prace domowe i nasze dzieci rozliczaja a siebie nie. Narazie to jest jedna wielka komuna i zacofanie nawet w szkole prywatnej .. Mojej siostry córka chodzi do prywatnej szkoły w Anglii, tam siostra idzie do nauczyciela i pyta dlaczego dziecko jeszcze nie umie tego i tego i to nauczyciel jest rozliczany. My rodzice jesteśmy od wychowania dzieci, a nie od uczenia ich wszystkiego, jak tak ma być dalej to zlikwidujmy szkoły, matki przestaną chodzić do pracy i zajmą się swoimi dziećmi bo Panie w szkole i tak myślą, że to rodzic powinien wszystkiego dziecko nauczyć.
nauczyciel
24 stycznia 2018 at 11:18Tak, tak, nauczyciel powinien nawet urodzić.
Pozytywnie zakręcona
25 stycznia 2018 at 14:01“My rodzice jesteśmy od wychowywania dzieci…” – pięknie powiedziane, ale niestety, często tak nie jest. Dzieci nie znają często podstawowych zasad savoir-vivru, więc o czym my marzymy. Rodzice pracują od rana do wieczora i mam wrażenie, że cieszą się, że dzieci na cały dzień gdzieś można upchnąć: a to zajęcia dodatkowe, a to świetlica itp. Dzieci wychowują się same, nie mają żadnych wzorców, ale wybierają te najgorsze z możliwych. Nauczyciel najpierw walczy o utrzymanie dyscypliny na lekcji, bo każdemu z dzieci wydaje się, że jest najważniejsze i jego potrzeby najpierw powinny być brane pod uwagę. Obserwuję takie zachowania w klasie syna, więc nie piszę tego “z kosmosu”. Stąd opór, aby nie stracić kontroli nad tym, co dziecko umie, a czego nie. Pracując w przedszkolu jako nauczyciel mam tę swobodę, że nie oceniam dzieci, mogę kierować i pobudzać ich ciekawość świata. Szkoda, że idąc do szkoły, ta ciekawość jest tłamszona (nie mówię, że wszędzie, że wszyscy nauczyciele…). Myślę, że jako rodzic i nauczyciel jednocześnie chciałabym takiej szkoły, o jakiej jest mowa w artykule. Pozdrawiam i życzę uśmiechu 🙂