W latach 90-tych, jako nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej, próbowała tworzyć swoje autorskie programy, wymyślać inną klasę, inną szkołę. Mówiono o niej „nawiedzona”, „ta, której nie chce się uczyć”, „ta, która ciągle tylko się bawi”. Dziś w popegeerowskiej wsi prowadzi publiczną szkołę, o której wielu mówi, że to najlepsza szkoła w Polsce. Nauczyciele, samorządowcy i dyrektorzy z całej Polski zjeżdżają się tu po inspirację i przekonanie, że jak się chce, to można. Ewa Radanowicz – dyrektor znanej już w całej Polsce szkoły w Radowie Małym opowiada o swoich nauczycielskich początkach, pierwszych wielkich inspiracjach i o tym, jak się robi naprawdę dobrą edukację.

Scenariusze na bok

W mojej pierwszej pracy oczywiście na początku grzecznie korzystałam z „Zeszytów Kieleckich” – jedynie słusznej wtedy wykładni dla nauczycieli. Robiłam te scenariusze, robiłam, ale kiedy po trzech latach stanęłam znów przed pierwszą klasą i okazało się, że muszę robić to samo, poczułam, że ja tak nie mogę. I zaczęłam kombinować, wymyślać, jak to przeformatować, aż w końcu odłożyłam to na bok i zaczęłam bazować na własnych pomysłach. Widziałam, że to dzieciom sprawia przyjemność, że jest to sposób żeby wciągnąć je do jakiejś ciekawej aktywności i zabawy. I że siedzenie w szkole wcale nie musi być takie strasznie nudne. Ja chyba też doskonale rozumiem potrzeby takich dzieci, które są rozbiegane, aktywne, potrzebują, żeby się coś działo. I wiem, że to wcale nie jest nic złego. Dziś potrafię to nazwać, kiedyś tego nie umiałam, ale po prostu tak czułam.

Kiedy na pierwszy etap edukacyjny wprowadzono nauczanie zintegrowane, nagle okazało się, że mamy robić coś innego niż dotąd. Wtedy niektórzy pomyśleli, że może to, co ja robię to jest właśnie to nauczanie zintegrowane. Zaczęła się tworzyć grupa osób, która przyglądała się temu, co robię – nadal z dystansu, ale mniej krytycznie niż wcześniej. Stopniowo coraz głośniej zaczęto mówić, że nauczyciel powinien być nowatorski, że powinien rozwijać swój warsztat pracy. I wraz z tymi nowymi trendami w edukacji rosło zainteresowanie moimi pomysłami.

Inspiracja

Mocno wierzę, że to, jakich ludzi spotykamy ma ogromne znaczenie. I że wszystko, co robimy jest po coś. W latach 90-tych dane mi było spotkać profesora Ryszarda Łukaszewicza i dr Krystynę Leksicką (dziś już profesor). Byłam na warsztatach szkoleniowych, które prowadzili. Pojechałam tam… bo miałam w domu dwójkę małych dzieci i serdecznie dość wszystkiego. Nie myślałam, żeby się czegokolwiek nauczyć czy dowiedzieć, chciałam po prostu odpocząć. Przez pierwsze dwa dni były różne zajęcia, warsztaty, filmy. W ogóle mnie to nie porwało. Odpoczywałam. Ale wieczorem profesor Łukaszewicz zrobił warsztat aktywności niekonwencjonalnej pod tytułem „Dzieci wszechświata”.

Ten warsztat podziałał na mnie jak magia. Wszystkie klapki pootwierały mi się w głowie! To był chyba najważniejszy moment w moim rozwoju zawodowym.

Kiedy wróciłam do szkoły, w której wtedy pracowałam, byłam niesamowicie naładowana energią. Próbowałam opowiedzieć i wytłumaczyć dyrektorowi to, czego doświadczyłam. On mnie słuchał, ale w ogóle nie wiedział, o co mi chodzi i dlaczego mi się tak oczy błyszczą. Próbowałam to wytłumaczyć moim koleżankom, ale one też nie rozumiały, dlaczego ja jestem w takiej euforii. Starałam się przekonać ich wszystkich, że ja zrobię takie warsztaty dla naszych uczniów, wszystko przygotuję od początku do końca, tylko żeby zgodzili się zrobić to ze mną. Trochę to trwało, ale w końcu ich namówiłam. Trzeba było jednak jeszcze przekonać kuratorium, bo wtedy nie można było ot tak sobie nie poprowadzić lekcji tylko jakieś warsztaty. Wtedy obowiązywał sztywny rytm lekcja-dzwonek-lekcja-dzwonek, realizacja programu i nic poza tym. Ale i kuratorium w końcu udało mi się przekonać. Pozwolili nam działać przez tydzień zupełnie nietypowo. To był 1994 rok.

Pierwszy projekt

Ten pierwszy projekt to była opowieść o ludziach – jacy są, gdzie żyją, na co zwracają uwagę, czym pomagają światu, a czym szkodzą. Ekologia połączona z emocjami i sprawami społecznymi. Projekt nazwałam oczywiście „Dzieci wszechświata” i zrobiłam go dla 150 osób. Ten warsztat miał pokazać uczestnikom, że są rzeczy, na które mamy wpływ i te, które od nas zupełnie nie zależą i że musimy nauczyć się tak z nimi żyć, żeby innym nie robić krzywdy. Pokazywał też, jak realizacja naszych celów zależy od innych ludzi i jak wspólne działanie ułatwia ich osiągnięcie. Ten warsztat zmienił moje myślenie o pracy z dziećmi. Zrozumiałam wtedy, że można przekazywać trudne treści w taki namacalny sposób i że jak człowiek czegoś dotknie i przeżyje, to później wchodzi w te tematy z zupełnie innej pozycji.

Długo współpracowałam z profesorem Łukaszewiczem, uczestniczyłam w spotkaniach, które organizował. Jeszcze w latach 90-tych prowadził na przykład takie seminaria, które nazywały się „Szkoła 2007”. Zapraszał na nie towarzystwo naukowe, przyjeżdżali ludzie z uniwersytetów, z wyższych szkół pedagogicznych i zawsze też zapraszał mnie i moją koleżankę. Wpisywałyśmy się na listę uczestników „WSP Radowo Wielkie”. Wyższa Szkoła Pedagogiczna? Nie – Wiejska Szkoła Podstawowa!

Nie-zwykła publiczna szkoła – reportaż Juniorowa

Nauczycielka z PGR-u

Na początku, kiedy jeszcze były PGR-y to ludziom żyło się bardzo dobrze, było ich stać na wiele. Ja sama jestem z takiej rodziny, która pracowała w pegeerze. Myśmy mieli pootwierane drzwi na świat. A potem nagle to się skończyło. I dla mnie to było wyzwanie, nawet powiedziałabym misja, żeby pokazać tym dzieciom i tej społeczności, że my wcale nie jesteśmy gorsi, że mamy wpływ na nasze życie i na to, co się wokół nas dzieje. To mnie bardzo motywowało do takiego działania, jakie podjęłam. Nieważne z jakiego miejsca pochodzisz, gdzie mieszkasz – ważne jest to jak myślisz, co robisz, jak się w to angażujesz.

Jestem otoczona ludźmi, których bardzo szanuję – to są środowiska popegeerowskie, dotknięte wieloma problemami  społeczno-gospodarczymi. Zapomniany prze Boga i ludzi koniec świata. Ja zawsze uważałam, że szkoła powinna być miejscem, które daje możliwości, otwiera oczy, pokazuje, przygotowuje do tego, by człowiek poradził sobie później w życiu. I również do tego, żeby taki człowiek, który od urodzenia mieszka tam, gdzie ja mieszkam, nie bał się myśleć, że może być wolny, może pojechać w dowolne miejsce na świecie, może wiele znaczyć, że wcale nie jest gorszy.

Uciec stąd? Być może gdybym stąd wyjechała, to w tej przysłowiowej Warszawce bym zginęła w tłumie. A w Radowie Małym byłam na tyle widoczna, że nie tylko Radowo mnie zauważyło, ale i inni. Miałam bardzo dużo zaproszeń do różnych projektów, do zmiany pracy, były propozycje awansu. Czasami bardzo mi to pochlebiało, dobrze się z tym czułam, wyobrażałam sobie, jak się pakuję i wyjeżdżam.

Jednak myślę, że to wszystko, co w życiu osiągnęłam jest w Radowie – dzięki temu środowisku, z którego się wywodzę, dzięki tym ludziom, z którymi pracuję, mogłam dojść tu, gdzie jestem.

Praca z nauczycielami

16 lat temu ówczesny dyrektor szkoły poprosił mnie, żeby przygotowała z nauczycielkami jakieś wydarzenie w szkole. Ja oczywiście zrobiłam to po swojemu. Jedna z nauczycielek rozpłakała się i powiedziała, że jest wykończona psychicznie, bo ona nie wie, jak to będzie, bo nie było żadnej próby i jest cała w stresie. Na początku jej nie rozumiałam, ale dziś mam świadomość, że ludzie mogą w taki sposób działać. Po całej imprezie ta nauczycielka była bardzo zdziwiona, że jednak wszystko się udało.

Kiedy pracowałam z naszymi nauczycielami na początku, żeby przygotować jakieś wydarzenie, jakiś projekt, potrzebowaliśmy dużo czasu – oni go potrzebowali, żeby zmienić swój sposób myślenia i działania. Dziś po kilkunastu latach każdy z tych nauczycieli, sam realizuje swoje projekty i przychodzi im to z łatwością. Myślę, że wszyscy wiele się od siebie nauczyliśmy i rozwinęliśmy wiele umiejętności. Nie osiągnęlibyśmy tego odtwarzając cudze programy.

Szkoła

Zawsze mocno zabiegałam o to i chyba mi się udało, żeby dorośli, nie tylko nauczyciele ale dorośli w ogóle, uświadomili sobie, że dziecko to też jest człowiek. I że my dorośli naszym zachowaniem możemy temu człowiekowi zawalić cały świat, albo pomóc zbudować cały świat. Wykonałam w tym zakresie dużą pracę i do dziś sporo o tym w szkole rozmawiamy – dla kogo jest szkoła, po co dziecko przychodzi do szkoły, jak możemy wpływać na życie tych młodych ludzi.

Udało nam się stworzyć środowisko, w którym dzieci ale i dorośli czują się bezpiecznie, nie boją się popełniać błędów, wiedzą, że na błędzie mogą się czegoś nauczyć i robią to, i próbują dalej.

Czasami mówią o mnie „To jest dyrektorka najlepszej szkoły w Polsce”. Nie lubię tego. Bo co to znaczy najlepsza szkoła w Polsce? Nie ma czegoś takiego. My tak o sobie nie myślimy. Zawsze bardzo mocno podkreślam, że my mamy pomysł na siebie, że to, co robimy na pewno sprawdza się w Radowie Małym. Ale nie wiemy, czy to jest pomysł na innych i nie próbujemy na siłę nikogo przekonywać, że to co robimy jest genialne i że wszyscy powinni się od nas uczyć. Natomiast chętnie dzielimy się naszą wiedzą, doświadczeniem i pomysłami. Są szkoły i są nauczyciele, którzy wzorem naszych pomysłów „zbudowali“ swoje pracownie tematyczne, napisali swoje programy. Cieszą się i wiem, że im też się udało.

W sferze zawodowej osiągnęłam bardzo dużo. Wydaje mi się, że 15 lat to nie jest długo. A ja po tych 15 latach już widzę miejsce, które udało nam się zbudować – szkołę, która jest nietuzinkowa, ma swoje własne pomysły, wdrożyła efektywne metody pracy. Widzę owoce naszej działalności. Mało tego – udało nam się spowodować, że to nie my jeździmy „do Warszawy” po inspirację, tylko to „Warszawa” przyjeżdża do nas. Ale jest jeszcze parę rzeczy, które chciałabym w naszej szkole zrobić. Chciałabym, żeby w naszej szkole było takie centrum kompetencji dla osób zainteresowanych rozwojem edukacji. Nie chodzi o standardowe centrum szkoleń, lecz o takie miejsce, gdzie można uczyć się w działaniu.

Tak naprawdę ja to robię też dla siebie. Bo tego potrzebuję. Zawsze byłam takim dzieckiem, które sprawiało kłopoty – potrzebowałam dużo zmian, ruchu, byłam zbyt aktywna. Nie mogłam dwa razy robić tego samego tak samo. Dziś może zdiagnozowano by u mnie ADHD. Tworzymy naszą szkołę, bo czujemy taką potrzebę. Ona wynika ze mnie, z nas.

c

Ewa Radanowicz – dyrektor Zespołu Szkół Publicznych w Radowie Małym.

c
c
c
c

c

Wysłuchała: Elżbieta Manthey