Widzimy nastolatki rozchichotane w centrum handlowym i myślimy „są zbyt głośne, zbyt ostentacyjne, nie mają nic lepszego do roboty, wydają pieniądze na ciuchy”. Widzimy nastoletnie towarzystwo na ławce w parku, wygłupiające się i głośno rozmawiające – „pewnie popijają alkohol, bawią się jak źrebaki”. Widzimy je w kawiarni, kiedy pokazują sobie coś na smartfonach i nieco zbyt ostentacyjnie się śmieją. Jest w nich tyle młodzieńczej energii, tyle (irytującej nas czasem) niefrasobliwości, jakby świat należał tylko do nich. Albo inny obrazek, który rzuca nam się w oczy – pełna pretensji mina, przewracanie oczami, wiecznie mu coś nie pasuje. Nos wsadzony w ekran komputera, czy smartfona. Burkliwe odpowiedzi na pytania.

Co jest pod spodem? Pod tymi naburmuszonymi minami albo zbyt głośnym śmiechem i infantylnymi wygłupami? Co nastolatek niesie w swoim wnętrzu? Między innymi całą karuzelę emocji: smutek, złość, tęsknotę, niepewność, lęk, czasem dotkliwe cierpienie. Czasami trochę tego swojego wnętrza pokazują w domu – jeśli im pozwolimy i jeśli akceptujemy tę ich „ciemną stronę”. Czasem trafiają do gabinetu terapeuty, który i w tym pomaga. Czasami, kiedy nie mają tej akceptacji i przestrzeni na wyrażenie trudnych emocji, zamykają się w sobie i zmagają z tym, co trudne sami, tak długo, jak wystarczy im sił.

Z czym zmagają się nastolatki

Okres dojrzewania to między innymi czas intensywnego wchodzenia w kontakt ze światem zewnętrznym. W dzieciństwie ta relacja ze światem odbywa się w dużej mierze za pośrednictwem rodziców i innych dorosłych. Nastolatek dotyka świata już samodzielnie, obserwuje go, myśli o nim, uświadamia sobie rzeczywistość i próbuje samodzielnie ją zrozumieć, reaguje na nią i stara się w niej odnaleźć. To bywa przytłaczające i przerażające, szczególnie, kiedy rzeczywistość naznaczona jest pandemią albo wojną tuż za granicą.

Niezależnie od okoliczności zewnętrznych, w okresie dojrzewania pojawiają się wątki, które są charakterystyczne dla wielu nastolatków. To przede wszystkim emocje, których jest dużo, są zmienne, intensywne i młody człowiek nie bardzo wie, jak sobie z nimi poradzić. Ponadto poczucie osamotnienia, niezrozumienia, poszukiwanie włąsnej tożsamości oraz akceptacji, którą nie zawsze dostają. „Nie wiem, co się ze mną dzieje” – mówią często, „mam poczucie, że nikt mnie nie rozumie”, „czasem czuję, jakbym mówił innym językiem”. 

Wbrew temu, co widzimy, nastolatki zmagają się z trudnymi wyzwaniami, są wobec siebie bardzo wymagające i krytyczne.

W ciągłym napięciu

Kiedy młody człowiek jest wśród rówieśników, wkłada duży wysiłek w to, by dopasować się do grupy, zyskać jej akceptację jednocześnie nie tracąc swojej indywidualności. Nieustannie obserwuje swoje otoczenie, odczytuje setki werbalnych i niewerbalnych sygnałów, stara się reagować adekwatnie do oczekiwań grupy jednocześnie pomiętając o zachowaniu własnego indywidualnego wizerunku. To tak, jakbyśmy my wygłaszali prezentację przed superważnymi partnerami biznesowymi, od których zależy nasza najbliższa przyszłość – musimy jednocześnie ogarniać różne rzeczy: nie zgubić wątku, mówić zajmująco, kontrolować wyświetlanie slajdów, nie zapomnieć o barwnych przykładach i odpowiedniej dawce poczucia humoru, zwracać uwagę na reakcje słuchaczy, uważać, by nie popełnić gafy, by dekolt nam się za bardzo nie rozchylił, a stopy w wysokich szpilkach żeby się nie wymyknęły przy nieostrożnym kroku.

Po takim wystąpieniu czujemy się wypompowani z energii. I mamy do tego prawo. Jedyne, na co mamy ochotę, to znaleźć się w bezpiecznej przestrzeni, zrzucić mundurek garsonki, szpilki, położyć się na kanapie i niech nikt niczego od nas nie chce, póki nie odpoczniemy. Jednocześnie analizujemy, jak nam poszło i zazwyczaj zamiast (albo obok) satysfakcji pojawiają się wątpliwości i samokrytyka, niepewność, jak zostaliśmy odebrani i jak to wpłynie na naszą przyszłość. Lęk, czy się nie wygłupiliśmy. A każde zauważone własne potknięcie, choćby maleńkie i niewiele znaczące, wywołuje dojmujący wstyd.

To jest właśnie rzeczywistość nastolatków. Byłoby im łatwiej, a na pewno emocjonalnie zdrowiej i bezpieczniej, gdyby sami dla siebie nie byli tak surowymi krytykami.

Samowspółczucie – fundament dobrego samopoczucia

Dr Karen Bluth, autorka adresowanej do nastolatków (ale cennej także dla dorosłych czytelników) książki „Na emocjonalnej karuzeli” zwraca uwagę, że z trudnościami okresu dojrzewania, a także dorosłości, lepiej radzą sobie osoby o życzliwym nastawieniu do siebie samych. Taką postawę nazywa samowspółczuciem (self-compassion) i definiuje je jako „traktowanie siebie w trudnych chwilach w taki sposób, w jaki potraktowałoby się przyjaciela” – ze zrozumieniem, życzliwością, uważnością. 

Jednak jak pokazują badania 78% ludzi jest bardziej życzliwych dla innych, niż dla siebie. Obawiamy się, że bycie łagodnym i rozumiejącym dla siebie wpędzi nas w lenistwo, wolimy dokręcać sobie śrubę, wymagać od siebie, nie roztkliwiać się nad sobą bo w takiej autopresji upatrujemy sposobu na osiągnięcie sukcesów. „Takie myślenie jest błędne – pisze Karen Bluth – Na podstawie badań wiemy, że osoby, które są dla siebie życzliwsze, tak naprawdę są bardziej zmotywowane do działania. Poza tym przejawiają mniejszą skłonność do odkładania różnych rzeczy na później, a także chętniej próbują czegoś nowego”. Dzieje się tak między innymi dlatego, że mając samych siebie po swojej stronie, jako życzliwe wsparcie, możemy z większą śmiałością podejmować próby wiedząc, że jeśli nam się nie powiedzie, nie będziemy się obwiniać, tylko jak każdy życzliwy przyjaciel przeanalizujemy błędy bez ich oceniania i wyciągniemy wnioski na przyszłość oraz zachęcimy samych siebie do kolejnych prób. Nie fundujemy więc sobie zabójczego niekonstruktywnego poczucia winy, a zamiast niego dajemy sobie wsparcie w rozwoju. Poza tym będąc uważnym i życzliwym dla siebie można bardziej adekwatnie rozpoznawać swoje potrzeby i zasoby oraz z większą otwartością sięgać po pomoc z zewnątrz, bowiem słabość nie jest powodem samokrytyki, lecz naturalnym elementem człowieczeństwa. Dotyczy to zarówno nastolatków, jak i dorosłych.

Dlaczego nastolatki są w domu takie wredne?

Nie tylko nastolatki są wobec siebie krytyczne i wymagające, nie tylko one wątpią w swoją wartość. My również, a w okresie, kiedy nasze dzieci dojrzewają ich zachowania i problemy często wywołują w naszych głowach myśli „co zrobiłam nie tak?”, „nie poradzę sobie z tym”, „dlaczego to spotyka moje dziecko?”. Zdarza nam się myśleć, że chyba jesteśmy rodzicami do niczego, skoro zamiast wdzięczności, pełnych ciepła relacji i spokojnych mądrych rozmów doświadczamy od naszego dorastającego dziecka wielu zachowań i słów, które po prostu nas ranią. Czasami pojawia się też i w nas złość, czasem chęć odwetu. Przy nastolatku i my czasem (często?) wsiadamy na karuzelę emocji. 

To jednak nie niewdzięczność, ani brak miłości ze strony naszego dziecka. Jeśli do tej pory budowaliśmy z nim dobrą, bliską i pełną zaufania relację, to wszystko jest ok. Jeśli stworzyliśmy mu w domu poczucie bezpieczeństwa, to zupełnie normalne (choć dla nas trudne), że w tym bezpiecznym i akceptującym środowisku młody człowiek pokazuje siebie w pełnym spektrum – od pasji, radości, entuzjazmu, po frustracje, lęki, zniecierpliwienie, złość. Przy nas pokazuje to, co trudne, bo nam ufa. Choć raczej nam tego nie powie. Nie dlatego, że nie chce, raczej dlatego, że sam jeszcze nie rozumie, co się z nim dzieje i dlaczego bywa dla nas taki wredny.

My również wychodząc na zewnątrz, do świata, skrywamy to, co najbardziej osobiste i intymne pod płaszczem roli – stroju, odpowiednich w danym środowisku zachowań. W biurze nie płaczemy, na spotkaniu z klientem nie okazujemy złości, a podczas zebrania zarządu nie mówimy „czuję się beznadziejna, jest mi smutno, niech mnie ktoś przytuli”. Odsłaniamy się wobec ludzi, którym ufamy i od których spodziewamy się akcpetacji i wsparcia. Pamiętajmy o tym, kiedy nasz nastolatek znów trzaśnie drzwiami. A wiedząc, że jego „trudne zachowania” są manifestacją jeszcze trudniejszych emocji, możemy zastanowić się, czego potrzebuje, jak możemy go wspierać.

Bo on tego wsparcia potrzebuje. Nawet jeśli o nie nie prosi, nawet jeśli nas odpycha. Tylko że to wsparcie nie zawsze ma polegać na dawaniu rad. A właściwie w okresie dojrzewania dobre rodzicielskie rady są raczej na ostatnim miejscu listy tego, czego młody człowiek potrzebuje, oczekuje czy ma ochotę przyjąć. To, co może być dla nas jednym z największych wyzwań w tym etapie rodzicielstwa to właśnie odkrywanie, jakiej formy wsparcia w danym momencie nasza córka lub syn potrzebuje. Może rozmowy, może posiedzenia obok w milczeniu, może zaktywizowania, może przytulenia, może postawienia granic, może uszanowania samodzielności, może zorganizowania spotkania z terapeutą lub psychiatrą. A może podrzucenia mądrej lektury.

autorka: Elżbieta Manthey – założycielka Juniorowa, blogerka, prezeska Fundacji Rozwoju przez Całe Życie, mama Marysi i Tymona. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Tropi nowinki i nowoczesne pomysły edukacyjne, angażuje się w różnorodne działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży. Najlepiej odpoczywa odwiedzając ciekawe miejsca i doświadczając świata wspólnie z mężem i dziećmi.