W klasach I-III, obowiązuje tzw. ocena opisowa a nauczyciele nie mogą wystawiać ocen cyfrowych, czy literowych. Wielu nauczycieli stosuje natomiast system nagród – najczęściej w formie naklejek lub pieczątek. Wydawać by się mogło, że to wprost idealne rozwiązanie – dzieci przecież uwielbiają i jedne i drugie, a nauczyciel w prosty i tani sposób może motywować do pracy. Niestety to nie jest takie proste. Jak każdy system motywacji zewnętrznej, także i ten ma swoje wady.
Dziecko skupia się na nagrodzie, a nie na pracy
Dziecko nie zastanawia się dlaczego tak naprawdę to, co robi jest istotne. Zamiast uczyć je, że wartością jest wiedza, uczymy, że od wiedzy dużo ważniejsza jest naklejka. Zamiast uczyć je staranności w pracy i czerpania z tego przyjemności, uczymy, że ważne jest zrobić, a to jak i po co – już nie. Zamiast uczyć, że dobre zachowanie jest wartością samą w sobie i wynika z szacunku i sympatii do drugiego człowieka, uczymy, że dobrze zachowywać należy się tylko i wyłącznie dla własnych korzyści. Przykłady można mnożyć.
Jeśli dziecko uczy się tylko po to, żeby dostać naklejkę czy pieczątkę z uśmiechniętą buzią, to podczas nauki skupia się bardziej na nagrodzie niż na zdobywaniu wiedzy. A ponieważ zdobyte informacje same w sobie nie były dla dziecka istotne, często znikają z głowy zaraz po otrzymaniu nagrody. Takie „zakuć – dostać naklejkę – zapomnieć.” A przecież większość nauczycieli chciałaby jednak wierzyć, że to co przekazują, zostanie z dziećmi na dłużej.
Dziecko nie podejmuje ryzyka, bo chce dostać nagrodę
Prosty mechanizm. Jeśli w perspektywie mamy nagrodę za wykonanie zadania, to dużo bardziej prawdopodobne jest, że wybierzemy prostszy sposób i łatwiejsze zadanie. Bo to trudniejsze może się przecież okazać za trudne i nagroda przejdzie nam koło nosa. Dla porównania – jeśli uczymy się dla zdobycia wiedzy i poszerzenia naszych umiejętności, to będziemy wybierać takie zadania, które nam na to pozwolą, a nie takie, które już umiemy zrobić. Niestety bez podejmowania ryzyka, trudno jest o rozwój i postępy.
Nie zawsze da się być sprawiedliwym
Nie da się chyba obiektywnie ocenić, który obrazek jest lepszy. Możemy powiedzieć, który nam się bardziej podoba. Możemy powiedzieć, który jest bardziej staranny. Chociaż też nie do końca. Bo czy bardziej staranny jest ten, w którym dziecko, które lubi i umie rysować i ma już wyrobioną rączkę nie wyszło nigdzie za linie? Czy może ten gdzie dziecko bardzo się starało, ale tak naprawdę nie lubi rysować i pomimo starań nie wychodzi mu to najlepiej? Komu dać naklejkę? Obojgu? Dzieci i tak zaraz porównają między sobą i ocenią adekwatnie do stanu rzeczy i jeśli zauważą, że i brzydkie i ładne obrazki dostają takie same nagrody, to przestaną w te nagrody wierzyć.
Albo czy można przyznać nagrodę, za najszybsze wykonanie zadania? Pewnie można, ale w tego typu konkurencjach polegną dzieci, które działają bardziej starannie i które wkładają w zadanie więcej serca, lub po prostu potrzebują więcej czasu, choć nie brakuje im wiedzy, umiejętności ani inteligencji.
Jak wytłumaczyć siedmiolatkowi, że nie dostanie naklejki, bo nie zdążył napisać literek na czas, kiedy patrzy na nas wielkimi ufnymi oczami, w których już zbierają się łzy, bo on przecież tak się starał, ale jeszcze nie umie tak jak koledzy? A jeśli tę naklejkę dostanie za wysiłek, jak wyjaśnić to prymusce, która z zadaniem uporała się szybko i sprawnie i w dodatku jej literki są znacznie ładniejsze niż kolegi? Cokolwiek zrobimy, jedno z dzieci poczuje się pokrzywdzone i straci motywację do dalszych starań.
Poza tym nauczyciel w dużej grupie nie jest fizycznie w stanie wszystkiego wyłapać. W dodatku wprowadzanie takich nagród motywujących wymaga systematyczności, bo dzieci będą się czuć zawiedzione, jeśli raz za coś dostały naklejkę, a innym razem nie.
A nawet jeśli uprzemy się, że się da, że możemy być super-hiper sprawiedliwi i mieć oczy dookoła głowy przez całą lekcję, to stawiamy siebie, jako nauczyciela, w roli policjanta, którego głównym zadaniem jest pilnowanie, czy ktoś przypadkiem nie łamie reguł. A to nie jest miła rola, w dodatku najczęściej – niepotrzebna.
Potrzeba zwiększania dawki dla uzyskania tych samych efektów
Jednego dnia dziecko ucieszy się kiedy dostanie naklejkę. Drugiego i trzeciego, może też. Ale po kilku powtórkach, będzie tej naklejki zwyczajnie oczekiwać, jako czegoś naturalnego. Żeby zmobilizować je do lepszej pracy, będziemy musieli zwiększać dawkę, żeby utrzymać efekt na którym nam zależy, będziemy musieli wymyślać coraz bardziej ekscytujące nagrody.
To tylko kilka wad systemu naklejkowo-pieczątkowego, ale myślę, że wystarczą one, żeby zrozumieć, że nie jest to system idealny. I warto się zastanowić przed wprowadzeniem go. Są inne sposoby, by motywować uczniów. Zazwyczaj wystarczy po prostu traktować ich jak ludzi, a nie próbować tresować jak zwierzątka.
tekst: Ola Jurkowska – nauczyciel języka angielskiego, któremu praca w szkole uzmysłowiła, jak absurdalne może to być zajęcie. W trosce o własne dzieci stara się zatem na własną rękę szukać sensownych rozwiązań w tej dziedzinie. Prowadzi bloga o edukacji, wychowaniu i zabawie – www.naszekluski.pl.
c
foto: David Muir
19 komentarzy
Monika
29 sierpnia 2017 at 19:50Naklejki naklejkami, ale od nich się zaczyna. Dzieci uczą się, że za wszystko jest nagroda. “Może nie jestem najgrzeczniejszy, może niezbyt się staram, ale dyplom za udział w zajęciach i tak dostanę. ” Najbardziej nie podoba mi się to przy akcjach charytatywnych typu zbieranie nakrętek czy słodyczy lub przyborów szkolnych. Skoro robi się to z dobroci serca, to po co potem wyskakujemy do dzieciaków z dyplomami i nagrodami?
Marlena
28 października 2016 at 09:01Z przyjemnością się czyta tekst , jak i komentarze. Wszystkiego są plusy i minusy. Tak samo jak różni są ludzie w tym i dzieci. Dla Pani Oli wielki szacunek i uznanie za rozpowszechnianie metod, dla niektórych nieoczywistych a jak wiele wnoszacych w życie dzieci. Oby więcej ludzi, którzy widzą w dzieciach kompetentnych , pełnoprawnych ludzi.
Rokamadurka
13 listopada 2015 at 21:44A co Wy na to: nauczycielka j.ang. podczas lekcji daje dzieciom ‘słoneczka’. Za trzy dzieci otrzymują naklejkę. Nie wiem do końca za co te słoneczka, ale dziś syn miał 4 słoneczka, a jego kolega dwa. I powiedział, że mu oddaje jedno, żeby i on mógł dostać naklejkę. Pani się zgodziła.
Wiecie co, nie wiem, jak to się ma do konsekwencji wprowadzonych zasad, ale ja jestem dumna z syna.
Ola Jurkowska
14 listopada 2015 at 21:28Myślę, że słusznie:)
Tomasz
10 października 2015 at 11:49Oczywiście zgadzam się całkowicie się z tezą, że dyskusją na ten temat jest potrzebna, jeżeli ma wskazać nie tylko pozytywne skutki nagradzania w takiej formie ale także te negatywne. I jeżeli wyniknie z niej przekonanie, że są lepsze formy motywowania dzieci. Bo przecież wiele takich form jest. Bardzo pozytywnym skutkiem tego artykułu i tej wymiany opinii jest dla mnie powrót do dyskusji i burzy mózgów na ten temat w naszym zespole, które planujemy w najbliższym czasie. Bardzo za to dziękuję.
I przede wszystkim podsumownia przedstawione przez panią Elę i panią Olę jak najbardziej słuszne i chyba najważniejsze. Analizujmy, poszukujmy zalet ale i wad, możliwości i zagrożen, nie szukajmy uproszczeń i dróg na skróty dla własnej wygody i za wszelką cenę. Czyli działajmy świadomie. Serdecznie dziękuję i pozdrawiam. Tomasz Paudyna
Tomasz
8 października 2015 at 16:21Zgadzam się, że postęp jest możliwy dzięki mądremu podważaniu powszechnych praktyk. Ale podważanie dla samego podważania też do niczego nie prowadzi. Jeżeli podstawowymi zasadami w kontaktach z ludźmi (i dziećmi) są:
-nie krytykuj, nie potępiaj, nie pouczaj
-szczerze i uczciwie wyrażaj uznanie
-wzbudzaj w innych szczere chęci i poczucie ważności
-okazuj szczere zainteresowanie
-uśmiechaj się
–słuchaj
-zachęcaj
-stawiaj wyzwania i mądrze wspieraj itp.
a ta kontrowersyjna naklejka czy system monitorowania postępu będzie tylko technicznym środkiem do wdrażania tych wartości (a jest to możliwe i bardzo proste) to proszę o wskazanie jej negatywnego oddziaływania w takiej sytuacji. Wg mnie to uproszczenie sprawy i całej dyskusji. Wspaniały wychowawca z naklejki stworzy skuteczny prosty kolorowy symbol, który zakończy jakiś pozytywny efektywny proces niosący wartości jak wyżej. A ten “mniej wspaniały” bez naklejek i systemu oceniania wychowa nieudacznika i snoba. To tak jak medal czy kolorowy pas w szlachetnej rywalizacji w sporcie dla dzieci (dla dorosłych także). Jest tylko symbolem takich wartości jak satysfakcja, duma, radości z wysiłku i rywalizacji, postępu i uznania czy fair play czyli pomocy dla słabszego. Tego co dla małego człowieczka i dużego jest w życiu najważniejsze. I wg mnie z ww. powodów ta dyskusja jest bezprzedmiotowa. Podam przykład skrajny. Czy pistolet to przedmiot szkodliwy czy pożyteczny? I tak i nie. W rękach oddanego sprawie policjanta jest narzędziem chroniącym najwyższe dobra w rękach bandyty narzędziem do czynienia zła. Pozdrawiam 🙂 (PS. Nie jestem zawodowym pedagogiem ale samoukiem i pasjonatem pedagogiki i wychowania.)
Juniorowo
8 października 2015 at 18:27Chylę czoła przed tak wyważonym i rzeczowym komentarzem. Trafiającym w sedno. Z jednym tylko mogę się nie zgodzić – dyskusja na temat naklejek i pieczątek jest jak najbardziej sensowna i przedmiotowa, ponieważ w przytłaczającej większości przypadków system naklejkowego nagradzania jest stosowany bezmyślnie, behawioralnie, z nastawieniem na szybki efekt i bez jakiejkolwiek refleksji o głębszych i trwalszych efektach czy celach. I w takich przypadkach naklejka nie jest symbolem jakichś rzeczywistych wartości tylko sposobem na “poradzenie sobie” z dziećmi w szybki i łatwy sposób.
Raz jeszcze dziękując za komentarz, pozdrawiam,
Elżbieta Manthey – rednacz Juniorowa
Ola Jurkowska
8 października 2015 at 19:17Wszystkie te rady są jak najbardziej słuszne. Ale tak jak pisze Ela problem polega na tym, że naklejki i pieczątki są stosowane jako metoda działająca na wszystko i bez zastanawiania się nad mechanizmem jej działania. A tak jak w zasadzie każda metoda, również naklejki i pieczątki (lub ogólnie wszelkie systemy gdzie motywacją ma być jakaś forma nagrody za dobrze wykonaną pracę – bo to niekoniecznie muszą być te naklejki i pieczątki) mają swoje wady. Więc myślę, że metody pracy warto dobierać świadomie . Pozdrawiam serdecznie:)
Agata
10 września 2016 at 06:05Zgadzam się z tym, że tak stosowane nagrody działają na niekorzyść dzieci. Natomiast nie mogę zgodzić się z tym, że pieczątki/naklejki trzeba stosować systematycznie. Stosowanie ich nieregularnie rozwiązuje problem przyzwyczajenia się dziecka do nagrody, nastawienia na nie (i nie skupiania się na wartości zdobywania wiedzy), oczekiwania coraz to bardziej ekscytujących nagród. Uważam również, że są rzeczy, za które nie można nagrodzić dziecka. Osobiście nigdy nie dałam nagrody za pracę plastyczną. Wystarczająco przyjemne dla dzieci jest wywieszanie ich w klasie, podziwianie przeze mnie i rówieśników w trakcie pracy, radość dzieci podczas tworzenia i to, że na plastyce mogą siedzieć tak, jak chcą. Pracuję dopiero drugi rok. W zeszłym roku nagrody dawałam głównie za kaligrafię (klasa I). Robiłam to nieregularnie. Dzieci, które zniekształcały litery również otrzymywały naklejkę, ale miały dodatkowo napisać linijkę lub dwie wyrazów/liter błędnie napisanych. I tutaj rozwiązuje się problem tego, że nieważne w jaki sposób wykona się zadanie, informacja zwrotna od nauczyciela jest taka sama.
Agata
8 października 2015 at 08:10Mój trzylatek poszedł właśnie do przedszkola i kiedy dowiedziałam się, że w grupie czterolatków dzieci dostają zieloną naklejkę za “zasługi”, a za złe zachowanie jest czerwona pieczątka, to wzbudziło to we mnie wewnętrzny sprzeciw. Tylko teraz pytanie – co z tym możemy zrobić my jako rodzice? Przenosić dziecko do innych przedszkoli / szkół bez końca, bo przecież nigdy nie będzie do końca tak jak być powinno? Rozmawiać z nauczycielami, którzy bronią się że przecież “jakoś” muszą te dzieci ogarnąć, a poza tym w szkole i tak będą oceny? I jeszcze nadawać sobie samej łatkę tej “matki-wariatki” która walczy z naklejkami, walczy o zmiany w jadłospisie (żeby np. dzieci dostały banana czy jabłko zamiast wafelków z kremem) itp ;(
Ola Jurkowska
8 października 2015 at 08:36Sama ostatnio przerabiałam ten temat, więc zapytałam kilku mam z podobnymi przekonaniami do moich, jak sobie radziły z przedszkolem. Zapytałam też kilku przedszkolanek. Pozwolę sobie podlinkować odpowiedzi, które dostałam – http://www.naszekluski.pl/2015/09/ratunku-moje-dziecko-idzie-do-przedszkola/
A bycia “matką-wariatką” naprawdę nie warto się bać. Każdy ma jakieś swoje szaleństwa i jak nie będziemy robić nic, tylko dlatego, że inni sobie mogą coś złego o nas pomyśleć – to nic się nie zmieni. Nie chodzi też chyba o to, żeby iść z krucjatą przeciw całemu światu i walczyć na śmierć i życie. Ale rozmawiać – można, szukać innych rozwiązań – można, przedstawiać swoje poglądy – można, wysłuchać zdania dzieci i pań w przedszkolu też można. Ogólnie – mówić głośno o tym co uważamy za słuszne, ale z szacunkiem dla innych ludzi i przekonań, nie zapominając o tym, że najczęściej paniom w przedszkolu też zależy na dobru dziecka. Pozdrawiam:)
mama racjonalna?
10 października 2015 at 11:30“Matka – wariatka”? – pewnie też, ale zdecydowanie matka bez wyobraźni. Łatwo krytykować nauczycielki (bo to nie są przedszkolanki a wykształcone osoby zatrudnione na etacie nauczyciela). Chyba lepiej jak dziecko dostanie czerwoną naklejkę za to, że coś zrobi negatywnego niż miałoby stać w kącie! Ludzie ogarnijcie się. Rodzice sami z własnym jednym dzieckiem nie radzą sobie w domu a nauczycielka ma ogarnąć 25 na raz i w dodatku nie mieć żadnej mocy do negowania złego zachowania??? Jak dziecko przywali drugiemu za zabawkę i ktoś mu powie, że to było złe to niby więcej już tak nie zrobi? a no zrobi i to jeszcze kilka razy. A matka – wariatka przyjdzie z pretensjami do nauczycielki za to, że dziecko dostało czerwoną naklejkę, bo bije dzieci. Ale o tym, że ryzykowało zdrowiem drugiego dziecka nie pomyśli.
Trzeba naprawdę sobie wyobrazić coś a dopiero potem krytykować. Moje dziecko jest spokojne, drobne i nie życzę sobie, żeby inne mu robiły krzywdę. Jeśli samo robi coś niebezpiecznego – biega po sali między stolikami, oddala się w ogródku przedszkolnym, nie słucha Pani – oczekuję, że także poniesie konsekwencje, niech ma tą czerwoną naklejkę. A nauczycielka to owszem wykształcona i mądra osoba, ale nie wróżka – nie zmieni dziecka pretensjonalnych rodziców, (którzy codziennie wpajają mu, że trzeba walczyć i bić się o swoje a wszyscy dokoła łącznie z nauczycielami to idioci) w inny sposób jak tylko pokazanie, że dobro dobrem odpłaca. Kurczę, to naprawdę ciężka praca – jak się czyta komentarze nawiedzonych rodziców, którzy jeśliby sami byli tacy idealni to i dzieci nie musiałyby być “motywowane”, bo przecież też by były idealne.
Ogólnie proponuję wypisać dzieci ze szkół i przedszkoli i wybrać edukację domową. Mama cudotwórca wymyśli sobie zasady “bez zasad” i spełni swoje oczekiwania. Tylko jeszcze najlepiej żeby miała przynajmniej trójkę dzieci – może dostrzegła by problem pracy z grupą.. tzn. namiastkę problemu.
Ola Jurkowska
11 października 2015 at 19:37Czyli rozumiem, że jeśli Panią poniosą np. nerwy z jakiegoś powodu, to również należy Pani przyznać jakąś karę, może mandat? I nie chciałaby Pani wtedy, żeby ktoś Panią zrozumiał i zastanowił się o co Pani chodzi? A może z góry założyć, że to wina Pani rodziców i do nich kierować pretensje? Czy ta logika ma zastosowanie tylko do dzieci?
Tak naprawdę wszystko zależy od tego, jaki efekt chcemy uzyskać w pracy z dziećmi. Jeżeli naszym głównym celem jest spokój i “grzeczne”dzieci to sprawdzą się prawdopodobnie i naklejki i klęczenie na grochu. Jeśli zależy nam bardziej na rozwoju dzieci i własnym, są inne metody. I to nie jest tak, że mamy do wyboru tylko kary i nagrody. Proszę mi wierzyć, że da się pracować z grupą dzieci bez naklejek i pieczątek. Chociaż czasami trwa to trochę dłużej.
A co do przykładu z Pani wypowiedzi – dziecko, które przywali innemu zabawką raz, prawdopodobnie przy rozsądnym podejściu nauczyciela i rozmowie i wytłumaczeniu sytuacji – nie będzie tego robić więcej (albo przynajmniej zbyt często, bo nie oszukujmy się, tak dzieci jak i dorosłych, czasem ponoszą nerwy). Natomiast dziecko, które notorycznie bije inne dzieci zabawką, prawdopodobnie nie przestanie tego robić niezależnie od tego ile tych czerwonych naklejek dostanie, w dodatku w pewnym momencie może stwierdzić, że nie ma po co się starać, bo i tak nie da rady sprostać tym wymaganiom.
Z resztą ten tekst odnosił się raczej do sytuacji, kiedy naklejki i pieczątki są używane jako nagrody za dobre zachowanie. Więc w tej sytuacji “matka-wariatka” przychodzi do przedszkola z “pretensjami” o to, że jej dziecko dostało naklejkę za to, że zjadło ładnie obiad.
Pozdrawiam serdecznie
Justyna
7 października 2015 at 16:21Zgadzam się z autorem artykułu. Takich artykułów jest wiele. Co mnie frustruje to to że brakuje artykułów mówiących co jest dobre. Co wzamian? W jaki sposób motywować aby dawało to długofalowe dobre skutki?
Jak pomóc 4 letniemu dziecku odrabiać pracę domową. Łatwo się poddaje i bardzo denerwuje gdy coś mu nie wychodzi.
Juniorowo
7 października 2015 at 17:00Mam nadzieję, że już niebawem odpowiedź na te pytania znajdzie się w Juniorowie 🙂
Ola Jurkowska
7 października 2015 at 20:00Myślę, że problem polega na tym, że czterolatki nie powinny mieć czegoś takiego jak obowiązkowa praca domowa:) A co do tego co robić w zamian – to już niedługo napiszę o kilku rzeczach, które u mnie się sprawdziły 🙂 Pozdrawiam serdecznie
ilona
7 października 2015 at 13:02Bzdura, tekst wydumany …
Juz w przedszkolach panie na wielkiej tablicy umieszczają kwiatki, kropki lu inne symbole w nagrodę lub za karę.
W klasach wyższych te funkcję przejmuje ocena. Czy autor podważy też system oceniania w szkołach?
Juniorowo
7 października 2015 at 13:30Postęp jest możliwy dzięki podważaniu powszechnych praktyk. To, że panie w przedszkolach powszechnie używają kar i nagród wcale nie dowodzi, że jest to działanie wywołujące dobre skutki długofalowe. Obecnie coraz szersze kręgi zatacza dyskusja nad sensem systemu oceniania w szkole i wiele autorytetów, nauczycieli i pedagogów już dawno doszło do wniosku, że ten system nie służy dzieciom i nie działa dobrze.
Elżbieta Manthey – rednacz Juniorowa
Ola Jurkowska
7 października 2015 at 20:08Zasadniczo – podważa ten system, bo nie służy on moim zdaniem niczemu dobremu. Bardziej tresuje i kontroluje niż uczy wartości i wiedzy. To, że jest powszechnie stosowany jeszcze nie znaczy, że jest słuszny. Kiedyś powszechnie stosowane były kary cielesne, albo wkładanie do pieca w przypadku choroby. Coraz więcej wiemy o ludziach, ich mózgach, sposobie uczenia się i motywacji, a szkoła w dalszym ciągu upiera się przy metodach z XVIII wiecznych Prus. Coś tam niby poprawiamy – już nie walimy dzieci linijką po łapach i nie poniżamy ich aż tak bardzo, ale podstawy systemu pozostają bez zmian – pomimo tego, że z wielu badań nad mózgiem wynika, że to się po prostu nie sprawdza. Znam bardzo niewiele (o ile wcale) osób, poza nauczycielami – którym system oceniania przyniósł coś dobrego na dłuższą metę.