Kilka miesięcy temu przeczytałam artykuł, w którym dyrektorka jednej z krakowskich podstawówek chwali się, że w jej szkole został wprowadzony zakaz używania telefonów komórkowych przez uczniów. Pod artykułem pojawiło się wiele pozytywnych komentarzy. Niech dzieci na przerwach rozmawiają ze sobą, niech nie grają w gry na telefonach, niech nie sprawdzają, co słychać na facebooku. No przecież my w ich wieku… Brawo, szkoła! Niedawno w szkole mojego syna telewizja nagrała krótki materiał informacyjny na temat takiego samego zakazu. Znów była mowa o więziach społecznych, o korzyściach, które z niego płyną dla dzieci. Szkoła jest z tego dumna. Ja jednak nie potrafię dzielić tego entuzjazmu. Szczerze mówiąc, ogarnia mnie najprawdziwsza zgroza. Jestem przekonana, że takimi zakazami nie możemy osiągnąć niczego dobrego.
Po pierwsze szkoła, która zakazuje używania czegoś, co jest istotne w codziennym życiu, wykazuje ogromną słabość. Oto mamy instytucję stworzoną do uczenia, która woli zakazać, niż nauczyć mądrze korzystać. Szkole często się zarzuca, że jest oderwana od życia. Ciekawe dlaczego? Czy poza murami szkoły telefony znikną z życia dzieci? Nie. Tworzymy tylko fikcyjną rzeczywistość, wykazując bardzo wyraźnie, że szkoła nie nadąża za wymogami współczesnego świata. Jeśli szkoła musi wprowadzać zakaz używania telefonów, żeby uczniowie rozmawiali ze sobą na przerwach, to ma poważny problem w kształtowaniu postaw uczniów, dbaniu o relacje między nimi, jednym słowem zamiast wychowywać, idzie na skróty. Zawsze najłatwiej jest zabronić, to nie zabiera czasu i nie wymaga wysiłku.
W Gimnazjum Nr 1 w Gdyni uczniowie sami wyszli z inicjatywą “sali bez telefonów”. To miejsce, gdzie uczniowie chcą ze sobą rozmawiać, zjeść śniadanie, albo spokojnie pomyśleć. Zasady ustanawiane wspólnie są przestrzegane, a młodzież bierze na siebie odpowiedzialność za wspólną przestrzeń. Kształtowanie dojrzałego i świadomego korzystania z szerokiej oferty, jaką daje współczesny świat jest możliwe tam, gdzie młodzi ludzie mają przestrzeń do refleksji, gdzie jest partnerski dialog, a nie zakazy.
O ile zakaz używania telefonów w szkole, uzasadniany jest często tym, że uczniowie próbują korzystać z nich pod ławką na lekcji, zamiast uważać, to zakaz brania ze sobą telefonów na zieloną szkołę jest dla mnie zupełnie niezrozumiały. Znam dzieci, które rezygnują z wyjazdów z tego powodu. I nie chodzi tu wcale o to, że są uzależnione. Telefon daje im poczucie łączności z domem, poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście można poprosić nauczyciela i zadzwonić z jego telefonu, ale to nie to samo. Po pierwsze wymaga przełamania nieśmiałości, po drugie jest to możliwe tylko wtedy, gdy nauczyciel się zgodzi, po trzecie do jednego klasowego telefonu bywa długa kolejka. Wytłumaczenie sensu tego zakazu mojemu synowi okazało się bardzo trudne, zwłaszcza że sama go nie widzę. Syn zdecydował się pojechać, jego koledzy zrezygnowali. Wątpliwy sukces pedagogiczny szkoły.
A przecież problem komórek można rozwiązać zupełnie inaczej. Mądrzy dyrektorzy podczas rozmów o pracę pytają nauczycieli, jak przeprowadziliby lekcje z wykorzystaniem telefonów komórkowych. Stwarzają one tyle możliwości. Przecież nie chodzi o to, żeby zakazywać, chodzi o to, by nauczyć mądrze korzystać. Też kiedyś pracowałam w szkole cierpiącej na komórkofobię. Pamiętam, że gdy podczas pracy w grupach poleciłam uczniom, by wyjęli nielegalnie przyniesione komórki i odnaleźli pewne informacje w Internecie, jeden z nich skomentował z zachwytem: wprowadziła pani tę szkołę w XXI wiek. I o to chodzi. Nie zatrzymujmy się mentalnie w XIX wieku. Od tego czasu świat się zmienił. Od czasów naszego dzieciństwa też. Nie twórzmy ze szkół anachronicznych enklaw, pomóżmy uczniom odnajdywać się we współczesności. Szkoła powinna przecież uczyć.
Jak uchronić dziecko przed uzależnieniem od komputera, internetu, telefonu?
c
autorka: Weronika Szelęgiewicz – od 18 lat nauczycielka języka polskiego, przez wiele lat związana z XXXVI LO w Krakowie, gdzie pracowała również według autorskiego programu wiedza o wybranym regionie, ucząc kultury Azji. Uczyła również w Gimnazjum nr 40 (w tym samym zespole szkół), a obecnie – w Zespole Szkół Salezjańskich w Krakowie. Działa również w lokalnym samorządzie, gdzie w Radzie Dzielnicy XIV zajmuje się m.in. kwestiami edukacyjnymi. Angażuje się w akcje ratujące szkoły przed likwidacją, jest zwolenniczką istnienia gimnazjów, uważa, że podstawą edukacji powinna być dobra szkoła samorządowa.
4 komentarze
Basia
13 października 2016 at 18:04Czyżby to był artykuł sponsorowany, przez firmę sprzedająca komórki itp…
Juniorowo
13 października 2016 at 19:22Nie. Artykuły sponsorowane są wyraźnie oznaczane.
Basilka
13 października 2016 at 15:04Nie zgadzam się z przesłaniem Pani artykułu. Czym innym jest korzystanie z komórek jako środka dydaktycznego, a czym innym uczynienie z telefonu zabawki, która zaspakaja prawie wszystkie potrzeby współczesnych uczniów, nawet społeczne. Dla mnie widok uczniów siedzących na przerwie pod ścianami, nie rozmawiających ze sobą, ale wpatrzonych każdy w swoją komórkę jest przerażający.
Weronika Szelęgiewicz
13 października 2016 at 17:47W obu szkołach, w których pracuję, nie ma zakazu korzystania z telefonu, a uczniowie rozmawiają ze sobą i wcale nie spędzają czasu wyłącznie ze wzrokiem wlepionym w ekran. Da się? Da się. 🙂