Ileż to razy odmawiając dzieciom kupna jakiejś zabawki, gazetki z badziewnym gadżetem, czy innej przyjemności, mamy poczucie, że nasze dzieci mają nas za wrednych skąpców, nieczułych na ich pragnienia. Nie rozumieją, dlaczego marchewkę i brokuły kupujemy ochoczo, a plastikowego wojownika czy gumową piłeczkę niechętnie. Nie pojmują, że pieniądze to zasób ograniczony i o co chodzi z tym, że wczoraj musieliśmy żyć oszczędnie, a dziś już możemy pójść na lody, bo “przyszły pieniądze”. Oraz co to znaczy “oszczędzać na coś”. W zrozumieniu tego wszystkiego może pomóc własne kieszonkowe.

Dlaczego warto dawać kieszonkowe

Własne zasoby portfelowe pomagają dzieciom zrozumieć, co znaczy to wszystko, co wciąż słyszą od nas. Że jak się coś kupi, to się ma to coś, ale pieniędzy ma się już mniej. Że czasami ma się za mało pieniędzy, żeby kupić coś, czego się pragnie. Że można odmawiając sobie drobnych przyjemności, zgromadzić z kilku wypłat kwotę wystarczającą na spełnienie owego marzenia i to się nazywa “oszczędzić na coś”. Że dysponując pieniędzmi trzeba wybierać i to czasami nie jest wcale łatwe.

Kieszonkowe uczy samodzielności, podejmowania decyzji, pozwala dziecku poczuć się “doroślej”, jest komunikatem zaufania od rodziców. Rodzicom pozwala odetchnąć od ciągłego poczucia winy, że wciąż czegoś odmawiamy. Dając dziecku kieszonkowe możemy “nie, nie mogę ci kupić” zamienić na “możesz sobie to kupić z kieszonkowego”.

Żeby kieszonkowe miało sens

Żeby ta finansowa lekcja miała sens, dobrze jest dając dziecku kieszonkowe, spełnić trzy warunki:

Po pierwsze – od razu na początku ustalić zasady: za co nadal płacą rodzice, a na co jest kieszonkowe, jak często kieszonkowe będzie wypłacane, w jakiej wysokości. I jeszcze kwestię pożyczek, bo dzieci szybko wpadną na to, żeby od nas pożyczać na poczet przyszłych wypłat.

Po drugie – nie wtrącać się! To najtrudniejsze dla rodziców. Bo przecież kiedy małolat chce przepuścić połowę swoich pieniędzy na jakiś plastikowy szmelc, który za chwilę się zepsuje, albo na awatara czy skin w grze to czyż można nie interweniować? Tymczasem nauka obcowania z pieniędzmi będzie efektywna tylko poprzez eksperymenty na własnej skórze (a właściwie – na własnym portfelu). Dlatego owszem, możemy dziecku doradzić, ale nie naciskać. Możemy pokazać słabe strony wybranego przezeń towaru, ale nie wykluczać zakupu. Możemy omówić różne możliwości, ale decyzję pozostawmy dziecku. Pamiętajmy, że dla dzieci ważne są zupełnie inne cechy produktów niż dla nas. Podczas gdy dorośli zwracają uwagę na jakość, markę, trwałość, solidność wykonania, estetykę, przydatność, dla dzieci najważniejsze może okazać się to, czy produkt jest różowy, czy jest Lukiem Skywalkerem z Gwiezdnych Wojen, albo czy dzięki niemu uda się zabłysnąć wśród kolegów.

Możemy przedyskutować zakup, ale ostateczną decyzję dziecko powinno móc podjąć samodzielnie. Naprawdę samodzielnie, bez żadnej presji. A presją jest nie tylko zakaz, czy słowa dezaprobaty, ton pełen zniecierpliwienia, ale również rodzicielska mina z fochem.

Po trzecie – możemy i powinniśmy dużo rozmawiać z dzieckiem o pieniądzach, opowiadać o własnych doświadczeniach, o różnych możliwych sytuacjach, o wartości różnych rzeczy i o jej braku, o znaczeniu reklamy… Omawiać możliwe konsekwencje decyzji finansowych (“Jeśli teraz kupisz pluszaka za 20 złotych, to do niedzieli nie będziesz miała już żadnych pieniędzy, a być może coś jeszcze spodoba ci się jutro i pojutrze”). Możemy podpowiadać sposoby gospodarowania zasobami (“Masz 50 złotych – możesz wydać wszystko jeden zestaw lego, albo kupić za to 5 ulubionych gazetek”; “Jeśli podoba ci się ten łuk, to policzmy, za ile tygodni uzbierasz tyle, żeby go kupić”).

Ile, kiedy i jak?

Kiedy zacząć dawać kieszonkowe? Na pewno wtedy, kiedy dziecko już potrafi je policzyć. Ważne jest też, na ile młody człowiek rozumie specyficzną pieniężną matematykę. Kieszonkowe można więc dać już pięciolatkowi, o ile będziemy go wspierać w próbach ogarnięcia takich zawiłości jak relacja złotówki do groszy, o co chodzi z wydawaniem reszty, dlaczego pięć dwuzłotówek jest warte tyle samo co jeden banknot dziesięciozłotowy. Można też poczekać, aż junior dobrze pozna pieniądze w teorii, podczas zabaw i w szkole.

Drobne kwoty częściej, czy większe na dłuższy czas? Obydwa sposoby mają swoje zalety. Mniejsze kwoty “wypłacane” np. raz w tygodniu są dla młodszych dzieci łatwiejsze do ogarnięcia. 6-8 letnim dzieciom nie jest łatwo planować coś długoterminowo, a miesiąc w tym wieku to naprawdę długa perspektywa.

Pierwsze kieszonkowe mojego syna wypłacaliśmy mu codziennie – po 2 zł. Miał wtedy sześć lat. Jeśli upatrzył sobie jakąś rzecz, którą chciał kupić, zwykle musiał przez kilka dni na nią zbierać, ale też wyraźnie widział, jak jego zasoby przyrastają. Zgromadzenie odpowiedniej kwoty nie zabierało więcej niż kilka dni, co mieściło się w granicach cierpliwości sześciolatka. Codzienna wypłata dawała nam też wiele okazji do rozmów o finansach i planowanych zakupach.

Dając dziecku większą kwotę z góry na dłuższy czas (miesiąc, całe wakacje), dajemy mu większe możliwości podejmowania decyzji i poznania ich konsekwencji. Większe pieniądze to większe możliwości, ale i trudniejsze planowanie. Takie rozwiązanie polecam więc dla dzieci nieco już obeznanych z pieniędzmi. Oraz dla rodziców bardziej gotowych na samodzielność dziecka w kwestiach kieszonkowego. Powinniśmy bowiem zachować spokój i poszanowanie niezawisłości decyzji nieletniego nawet wówczas, gdy zechce przehulać całą kwotę od razu. Pamiętając o zasadzie: doradzać ale nie naciskać. I o tym, że każda decyzja czegoś uczy.

Kiedy mój syn miał lat 9, otrzymawszy kieszonkowe na dwutygodniowy wyjazd z babcią, wydał niemal całą kwotę pierwszego dnia wakacji. Kupił sobie zestaw lego. Wiesz mamo – relacjonował podekscytowany przez telefon – tu ten zestaw był tańszy niż u nas, więc opłacało mi się. No i mam zajęcie na cały pobyt tutaj. To nic, że teraz już prawie nic nie mam na pamiątki, bo spełniłem swoje marzenie! Wydawszy całe kieszonkowe przeznaczone na dwa tygodnie, ani razu nie jęknął, że tego żałuje, albo żebyśmy mu coś dodatkowo dorzucili.

Ile kieszonkowego dawać dziecku? Kieszonkowe powinno dziecku wystarczyć na drobne zachcianki bieżące lub dawać możliwość uzbierania na coś upatrzonego w czasie, jaki małolat jest w stanie ogarnąć w swych planach. Jeśli np. młody człowiek uwielbia dziecięcą prasę, dobrze żeby z każdej tygodniówki mógł sobie kupić jeden numer wybranego tytułu. Jeśli jest pasjonatem lego, motywująca będzie możliwość uzbierania przez miesiąc kwoty wystarczającej na zakup niewielkiego zestawu. Wysokość kieszonkowego powinna też być adekwatna do tego, na jakie potrzeby to kieszonkowe ma wystarczyć: czy tylko na ulubioną prasę i trochę słodyczy, czy też młody człowiek ma finansować z tej kwoty wyjścia do kina i na lody, prezenty urodzinowe dla kolegów i koleżanek, książki i gry.

Wakacyjne kieszonkowe “na próbę”

Wakacyjny rodzinny lub samodzielny wyjazd to świetny moment, żeby sprawdzić, jak młody człowiek poradzi sobie z pieniędzmi. Pamiątki, wakacyjne przyjemnostki i inne pokusy będą testem gospodarności. Podczas rodzinnych podróży będziemy mieli sporo okazji, by młodemu człowiekowi służyć radą i wsparciem. Będzie więcej czasu, by wspólnie zastanowić się, czy warto inwestować w kolejną gumową piłeczkę z automatu i by porozmawiać o sprytnych chwytach specjalistów od martketingu. Dziecko dysponujące kieszonkowym podczas kolonii czy obozu będzie miało swobodę podejmowania decyzji oraz konieczność ponoszenia ich konsekwencji.

Jeśli po wakacyjnym teście finansowym uznamy, że nasze dziecię jeszcze nie dojrzało do samodzielnego gospodarowania drobnymi, możemy z końcem wakacji zawiesić kieszonkowe lub zmienić jego zasady. Warto już na początku lata ustalić z dzieckiem, że kieszonkowe jest na okres wakacji, żeby nasza powakacyjna decyzja nie była dla niego rozczarowaniem. A jeśli zdecydujemy, że po wakacjach kieszonkowe zostaje na stałe, będzie to miła niespodzianka.

Po pierwszych wakacjach z kieszonkowym (kiedy nasz syn miał 7 lat) zawiesiliśmy wypłaty dla naszego Juniora, ale kupiliśmy mu skarbonkę, do której przez cały rok szkolny wrzucaliśmy drobniaki. Przed kolejnymi wakacjami otworzyliśmy ją, wspólnie policzyliśmy oszczędności, wymieniliśmy “na grubsze” i całą kwotę (ok. 130 zł) daliśmy Juniorowi do dyspozycji na wakacje. System ze skarbonką spodobał się i nam, więc jest już w naszym domu tradycją.

foto: Freepik