Jak wychowywać dzieci do odwagi bycia sobą? To proste i trudne jednocześnie. Jest to powrót do czegoś, co Jesper Juul nazwał językiem osobistym, a co bardzo dobrze znamy z własnego doświadczenia. To powrót do języka naszego dzieciństwa, do mówienia o sobie. Mówienia tylko o tym, co rzeczywiście SPOSTRZEGAMY z własnej perspektywy. Mówienia TAK tylko wtedy, gdy myślimy i czujemy „tak” i NIE, gdy właśnie tak czujemy. A później poszukiwania w tym niuansów. Gramatyka jest tu drugorzędna. Kiedy mówimy o sobie, wypowiadamy jakąś opinię, ujawniamy siebie, dzieją się rzeczy bardzo ważne dla naszego rozwoju osobistego. Za każdym razem, kiedy chcę wypowiedzieć się z poziomu języka osobistego, muszę się zatrzymać i sprawdzić, KIM JESTEM w danej chwili.
Przyjrzyjmy się sytuacji, w której dziecko właśnie się ubrudziło. Dorzućmy do tego kontekst: ślub przyjaciół. Wszyscy pięknie wystrojeni, za chwilę wchodzimy do kościoła. Mam ochotę powiedzieć do mojego dziecka: „Ale się upaprałeś!”, „Jak ty wyglądasz?!”. Zaraz… Nie chcę tak mówić! Chcę używać języka osobistego. Ja… Ja… Muszę dać sobie moment, żeby sprawdzić, co się dzieje w tej chwili ze mną. Ja… widzę, że się świetnie bawisz. Ja… nie chcę, żebyś bawił się teraz w kałuży. Zależy MI, żebyśmy wyglądali dziś uroczyście. Chcę, żebyś był czysty – to DLA MNIE ważne.
Nie musi to oznaczać zmiany zachowania mojego dziecka. Nie to jest celem używania języka osobistego. W kontakcie z dzieckiem zostajemy w tej sytuacji z czymś znacznie ważniejszym od posłuszeństwa: z poszanowaniem integralności naszego dziecka i z szacunkiem do samego siebie. Mam nadzieję, że już na tym przykładzie widać, że rozwój poczucia własnej wartości jest w tej relacji wzajemny – kiedy zyskuje rodzic, zyskuje też dziecko. Ja dowiaduję się czegoś o sobie – co jest dla mnie ważne, na czym mi zależy. Przez analogię, moje dziecko ma szansę spojrzeć na siebie i zauważyć, że ma ochotę biegać, skakać, że chce iść na plac zabaw itd. Dowiaduje się też, że jest osobne, może widzieć i doświadczać czegoś innego niż ja w tej samej chwili. Oboje zdobywamy kawałek poczucia własnej wartości – wiedzę o sobie.
Kiedy mijam się z sąsiadką i ona mówi do mojego dziecka „dzień dobry, Krzysiu!”, mogę powiedzieć: „Krzysiu, co się mówi?”, „Krzysiu, powiedz dzień dobry!” lub „No, nie wstydź się! Pani Krysi się wstydzisz??”. Ale jeśli chcę zadbać o integralność mojego dziecka, a także o jego i moje poczucie własnej wartości, mogę zastanowić się, co się teraz ZE MNĄ dzieje. I mogę powiedzieć: „/Ja/ chciałabym, żebyś mówił sąsiadom dzień dobry”. „To DLA MNIE ważne”. „/Ja/ źle się czuję z tym, kiedy mijasz sąsiadkę bez słowa”.
Banalne, prawda? Bywa trudniejsze, kiedy właśnie się spieszymy, źle się czujemy, jesteśmy nieuważni itd. W takich sytuacjach jest bardzo prawdopodobne, że powiemy coś, co pozwoli nam szybko rozładować napięcie: „No, co się mówi?!”.
Czy w takiej sytuacji tylko tracimy? Nie, nadal mamy szansę na rozwój. Bo każdy rodzic popełnia w ciągu dnia kilkanaście czy kilkadziesiąt błędów wychowawczych. Jak z nich skorzystać? Kiedy uświadomimy sobie, że popełniliśmy błąd, czas na dialog, w którym otrzymamy akceptację. Może to być dialog z kimś nam przyjaznym, akceptującym lub dialog wewnętrzny – z akceptującą częścią nas samych. Ten łagodny, nieoceniający stosunek do samych siebie jest nam niezbędny, żeby móc włączyć to doświadczenie w obraz siebie i wziąć za nie odpowiedzialność: „To nie jest tak, że tak się stało, bo okoliczności były niesprzyjające. Powiedziałam do mojego dziecka coś, co mi się nie podoba. Kiedy jestem zmęczona, kiedy jestem sfrustrowana, zdarza mi się mówić takie rzeczy.” W ten sposób sytuacja z sąsiadką staje się cegiełką mojego poczucia własnej wartości. Zdobyłam wiedzę o sobie:
• Powiedziałam dziś do mojego dziecka coś, czego nie chciałam powiedzieć.
• Zależy mi na opinii sąsiadki.
• Kiedy jestem zirytowana, zdarza mi się mówić rzeczy, których później żałuję.
I zaakceptowałam tę wiedzę jako fakt. (Osobiście polecam tu rozmowy z przyjaciółką – wbrew obiegowej opinii, kobiety mają dla siebie nawzajem dużo zrozumienia i wsparcia.) Moje poczucie własnej wartości wzrasta. Uzupełniam mój obraz siebie i przyjmuję go do wiadomości.
Pozostało jeszcze coś, co wiąże się z odwagą: działanie. Jeżeli zależy nam na tym, żeby się urzeczywistniać, działać zgodnie z tym, jacy jesteśmy, a jednocześnie żeby z naszych błędów skorzystały nasze dzieci i nasza relacja z nimi, mamy okazję do tego właśnie teraz. Możemy wrócić do dziecka i opowiedzieć o tym, co się stało, z naszej nowej perspektywy. W języku osobistym. „Nie podoba mi się to, co powiedziałam do Ciebie przy sąsiadce. Zależy mi na tym, co ona o nas myśli, ale nie chcę do Ciebie mówić w ten sposób. Przepraszam Cię za to.” To właśnie jest odwaga w byciu sobą i budowaniu autentycznych relacji. Mało spektakularne, prawda?
c
Autorka: Tamara Kasprzyk – mama dwóch synów, z wykształcenia psycholog, psychoterapeuta, z zamiłowania poszukiwacz odpowiedzi na pytanie “kim jestem?”. Wiceprezeska Fundacji Familylab Polska – organizacji promującej idee wychowawcze duńskiego pedagoga i terapeuty, Jespera Juula. Jesper Juul wyposażył mnie w nowy język, a zatem i nowy sposób opisywania świata. Najcenniejszą zmianą, jaka zaistniała w moim życiu po spotkaniu z jego wartościami było pożegnanie z myśleniem o technikach i narzędziach wychowawczych oraz o „roli” rodzica, na rzecz autentyczności. To, czego doświadczam, przekazuję rodzicom i wychowawcom na mniejszą i większą skalę.
c
zdjęcia: Amanda Tipton
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
4 komentarze
Ania
3 grudnia 2015 at 11:42Odkąd zaczęłam używać języka osobistego, mam wrażenie, że zyskałam więcej spokoju. Że jestem bardziej w zgodzie sama z sobą. I ta chwila zastanowienia na myśl “Co ja właściwie czuję? O co mi chodzi?” daje mi czas na uspokojenie się. I lepsze zrozumienie siebie. Że to co mnie złości, wiąże się bardziej z moją bezradnością, że nie wszystko mogę i nie na wszystko mam wpływ…
MamaB
2 grudnia 2015 at 08:43Ja ze wszystkim się zgadzam i widzę swoje błędy na co dzień i staram się je poprawiać. Tylko akurat ta sytuacja z mówieniem “dzień dobry” mnie zastanawia, bo to był problem u nas i zresztą nadal jest, mimo że syn już ma 7 lat. Od maleńkiego nie chciał odpowiadać ludziom “dzień dobry” i na początku właśnie nie naciskaliśmy go, tylko potem mu na osobności tłumaczyliśmy o co chodzi. I nadal nie mówił i nie odpowiadał “dzień dobry” przez długi czas. No i jak tu pozwolić dziecku na bycie niemiłym dla sąsiadów i znajomych? Jak przekonać dziecko skutecznie do witania się?
Ania
2 grudnia 2015 at 15:16Poczekać, aż samo do tego dorośnie. Nie ma skuteczniejszej metody. Piszę to na własnym przykładzie, bo byłam takim właśnie dzieckiem. I do dziś pamiętam to uczucie sparaliżowania i ściśnięte gardło. Ja doskonale wiedziałam, że trzeba powiedzieć “Dzień dobry” i myślę, że Twój syn również doskonale o tym wie 🙂
Iwona
2 grudnia 2015 at 08:07Dziękuję za ten wpis. Ostatnio chodzę wieczorami zmęczona i choć bardzo się staram, zdarza mi się krzyknąć, powiedzieć coś nie tak :/ Uczę się dalej 🙂