Indywidualne podejście do ucznia – piękna idea. Każdy uczeń prowadzony w taki sposób, by jak najlepiej wykorzystać jego potencjał, by jak najlepiej go wspierać w rozwoju. A co to oznacza w praktyce? Jeden nauczyciel ma inaczej uczyć każdego ucznia w trzydziestoosobowej klasie? Wygląda to… po prostu niemożliwie. A jednak jest nie tylko możliwe, ale i praktykowane. I nie wymaga tak wiele zachodu, jak by się mogło wydawać.

Indywidualne podejście do ucznia, dostosowanie metod do możliwości i potencjału konkretnego dziecka wcale nie oznacza trzydziestu kompletnie różnych sposobów pracy w klasie. Bo w większości przypadków to, co jest fajne dla Jasia, dobrze się sprawdzi też przy Grzesiu, Jadzi i Patrycji. Niektóre z dzieci będą chciały zrobić coś wolniej, albo nie kredkami, tylko flamastrami. Niektóre będą potrzebowały jakiejś modyfikacji zadania. Ktoś będzie się lepiej wyrażał w wypowiedziach ustnych niż pisemnych. I owszem, niektóre dzieci będą potrzebowały zrobić coś wyraźnie inaczej niż reszta, ale i to nie oznacza od razu wywrócenia lekcji do góry nogami. Oto kilka przykładów – prawdziwych, z życia konkretnej szkoły, istniejących nauczycieli i jednego chłopca, który czasami potrzebuje zrobić coś inaczej.

Dla Tomka wypracowania były mordęgą. W trzeciej klasie szkoły podstawowej spędzał godziny łkając nad zeszytem. “Wyciskał” z siebie określone przez nauczyciela minimum zdań, ale trwało to wieki. Rodzice szukali sposobu, żeby pomóc chłopcu. Przed napisaniem każdego wypracowania dyskutowali z nim zadany temat i w tych dyskusjach Tomek wykazywał się dużą inteligencją i ciekawymi przemyśleniami. Jednak kiedy przychodziło do zapisania tego wszystkiego – nie potrafił. W końcu odkryli, że problemem nie jest zebranie myśli, czy koncentracja, lecz… sama czynność pisania. Tomek, chłopiec o specyficznej, nieco wiotkiej budowie ciała, fizycznie męczył się pisząc ręcznie kaligraficzne litery. Ból dłoni i dyskomfort podczas pisania były tak duże, że nie był w stanie skupić się na ubraniu własnych myśli w słowa, chociaż miał sporo do powiedzenia. Rodzice uzgodnili więc z nauczycielem, że Tomek będzie pisał wypracowania na komputerze. Nie zrezygnowali zupełnie z ręcznego pisania, ale kiedy istotna była treść wypowiedzi i trzeba było napisać więcej niż 2-3 zdania, Tomek dostawał klawiaturę. Nauczyciel postanowił udostępniać Tomkowi laptopa także podczas klasówek, w których wymagana była dłuższa wypowiedź pisemna. W klasie Tomka jeszcze dwoje uczniów miało podobne trudności wynikające z męczliwości dłoni. Cała trójka pisze klasówki i wypracowania na komputerze, a krótsze ćwiczenia, czy uzupełnianie kart pracy – ręcznie. Dzięki temu mogą wykazać się swoją faktyczną wiedzą i umiejętnością formułowania wypowiedzi. Mniejsza frustracja podczas pisania spowodowała, że Tomek pisze nieco obszerniejsze wypracowania, a przede wszystkim swobodnie wyraża swoje myśli.

Podobny problem z pisaniem pojawił się na lekcjach języka angielskiego. Podczas dużych klasówek Tomek “wymiękał” w połowie, ręka bolała, nie chciał pisać. Nauczycielka wiedziała, że Tomek ma genialną pamięć i ogromną wiedzę, a problemem jest wyłącznie pisanie. Dlatego wszystkie sprawdziany Tomek pisze tylko częściowo – ile da radę, resztę zaś umiejętności prezentuje ustnie w rozmowie z nauczycielką. Wiedza jest sprawdzona, a oceny adekwatne do umiejętności językowych a nie ograniczeń fizycznych.

Kiedy mama ogląda prace plastyczne Tomka, widzi, że nie są “ładne”. Pomysłowe, ale forma rzadko zachwyca. Ale na koniec roku Tomek ma z plastyki piątkę. “On ma bardzo ciekawe spojrzenie i niebanalne pomysły” – podkreśla nauczycielka plastyki. Nie każdy będzie Matejką, a ta nauczycielka dostrzegła w Tomku jego zasoby, zamiast skupiać się na deficytach. Dzięki takiemu podejściu Tomek, który od zerówki głośno deklarował, że nie lubi rysować, tworzy coraz ciekawsze prace. Niektóre są naprawdę niezłe.

Tomek nie lubi występować publicznie. To dla niego ogromny stres wyjść na scenę i wyrecytować zadaną kwestię. Kiedy w zerówce po raz pierwszy cała klasa przygotowywała przedstawienie, rodzice zastanawiali się, co zrobić, żeby ich syn nie musiał przeżywać ogromnego stresu związanego z występem, ale też żeby mógł uczestniczyć w przedsięwzięciu razem z innymi dziećmi. Rozwiązanie wymyśliła wychowawczyni – Tomek został… operatorem dźwięku. Nie musiał występować na scenie, ale miał swoje zadanie – puszczanie muzyki w odpowiednich momentach występu.

Tomek źle znosi hałas – jest nadwrażliwy na dźwięki. Duże natężenie hałasu wytrąca go z równowagi i powoduje stres. Nie jest to problem podczas krótkich przerw między lekcjami, ale kiedy po lekcjach w świetlicy przez dłuższy czas Tomek przebywa otoczony głośnym gwarem dzieci – bywa trudno. Dlatego rodzice razem z dyrektorką szkoły i opiekunkami świetlicy ustalili, że Tomek, gdy zmęczy go hałas, będzie mógł przejść ze świetlicy do sąsiedniej sali i tam w ciszy poczyta sobie książkę (co bardzo lubi). To rozwiązanie zadowoliło wszystkich, co więcej – zaowocowało rozwiązaniem dla wszystkich uczniów – kto ma dość gwaru i chce po lekcjach pobyć w ciszy odrabiając zadania lub czytając, może korzystać z “cichej sali”.

Indywidualne podejście do ucznia jest możliwe w szkole. Metody i zasady udaje się modyfikować w zależności od możliwości i potrzeb dziecka. I nie musi to oznaczać ani rewolucji, ani chaosu w klasie. Czego potrzeba? Na pewno uważnego poznania uczniów, empatii i zaangażowania nauczycieli oraz współpracy z rodzicami i wspólnego szukania rozwiązań.


Discover more from Juniorowo

Subscribe to get the latest posts sent to your email.