Nasze życie w cyfrowym świecie i cyfrowy świat w naszym życiu są faktem – nie uciekniemy od nowych technologii, choćbyśmy nawet chcieli. Zwykle zresztą nie chcemy. Nasze dzieci dorastają w świecie wypełnionym ekranami komputerów, tabletów, smartfonów. Używanie ich jest dla nich naturalne, jakby urodzili się z tabletem wpisanym w geny. Jednak my – dorośli – zanim zachwycimy się sprawnością czterolatka smarującego paluszkiem po ekranie smartfona, powinniśmy się zastanowić, czy to na pewno dobre i bezpieczne dla niego. Nie chodzi o to, żeby odseparować dzieci od nowoczesnych technologii i cyfrowych mediów. Chodzi o to, by wprowadzać je w ten świat uważnie i ostrożnie – ze świadomością możliwości, jakie on daje i zagrożeń, jakie generuje. By wiele zyskując, niczego nie tracić.
O niebezpieczeństwach związanych z używaniem laptopów, komputerów, smartfonów a nawet telewizji mówił Manfred Spitzer – niemiecki psychiatra i psycholog, autor głośnych książek, m.in. “Cyfrowa demencja” i “Cyberchoroby” – podczas konferencji “Mobilność w sieci – Relacje, Bezpieczeństwo, Rozwój” zorganizowanej w grudniu 2016 w Gdyni przez Fundację Dbam o Mój Z@sięg. Tym, którzy nie mieli okazji posłuchać go osobiście, przedstawiamy notatki z wykładu.
prof. Manfred Spitzer – Risks and side effects of digital information technology
Mózg ludzki to nie jest komputer, chociaż i tu, i tu mamy do czynienia z siecią połączonych ze sobą komórek. W przeciwieństwie do urządzeń cyfrowych, mózg nie posiada przycisku z napisem „Download”, dzięki któremu wiedza wgrywana jest szybko i bez wysiłku. Wysiłek, choć męczący i denerwujący, jest niezbędny, do pracy i do rozwoju naszego najważniejszego organu. Funkcjonowanie mózgu można przyrównać do mięśni, które tym lepiej pracują, im więcej godzin poświęciliśmy na ich wytrenowanie. Różnica jest jedna: mięśnie w pewnym momencie dojdą do granicy swoich możliwości, a mózg takich granic nie ma.
Paradoksalnie im więcej już zapamiętaliśmy, tym więcej jesteśmy w stanie przyswoić kolejnych faktów. Pamięć mózgu jest niczym nie ograniczona, a zdolność do zapamiętywania stale rośnie. Dowód? Aktorzy, którzy dzięki intensywnemu treningowi są w stanie zapamiętać ogromne role, a każdy kolejny tekst „wchodzi” im coraz łatwiej. Lub poligloci twierdzący, że najtrudniejszy do nauki jest pierwszy obcy język, a z każdym kolejnym idzie coraz łatwiej.
Trening mózgu od najmłodszych lat to sprawa kluczowa dla jego sprawnego funkcjonowania w dorosłym życiu. Weźmy na przykład demencję. Z wiekiem komórki mózgu degenerują się i (przy obecnym stanie wiedzy medycznej) nie jesteśmy w stanie tego procesu zatrzymać. Możemy go jednak spowolnić – właśnie poprzez naukę. Badania dowodzą, że znajomość przynajmniej jednego języka obcego odsuwa początek demencji średnio o 5 lat. Intensywna praca naukowa może odsunąć ją tak bardzo, że prędzej umrzemy w wyniku innych schorzeń, z jasnym, klarownym umysłem. Ale powtórzę: warunkiem koniecznym jest nauka za młodu. Jeśli porzucimy ją w młodości, po 25-tym roku życia będziemy niezdolni do przyswajania nowych rzeczy.
Dzieci rodzą się naukowcami. Proces poznawania otoczenia rozpoczyna się od chwili narodzin. W naturalny sposób dzieci eksplorują teren wokół siebie starając się rozpoznać prawa nim rządzące. Każda nowa rzecz wędruje najpierw do rąk, potem do buzi. Każdy nowy bodziec przyciąga uwagę. Dzieci eksperymentują i pytają, choć nie zawsze pytanie postawione jest wprost. Czasem wyrażone jest całym ciałem wyrywającym się ku czemuś niezmiernie intrygującemu.
Gdy posadzimy dziecko przed ekranem telewizora, zatrzymujemy ten proces. Zupełnie jakbyśmy wcisnęli pauzę w odtwarzaczu. Dziecko zamiera całkowicie zatopione w tym, co widzi na ekranie. Gdy ekran gaśnie, proces poznawczy powraca. Problem w tym, że w wielu domach ekrany nie gasną od rana do wieczora. Ekrany telewizorów, komputerów, smartfonów… Konsekwencje są wielorakie.
Zacznijmy od wzroku. Gdy dziecko wpatruje się w ekran, skupia ostrość na bliskim dystansie. Przez kilka godzin dziennie mięśnie oka pozostają w tej samej pozycji. W rezultacie oko rosnąc lekko zmienia kształt. Staje się bardziej eliptyczne niż powinno. O milimetr, czasami o pół, ale to wystarczy, by soczewka nie mogła ustawić ostrości na siatkówce. Krótkowzroczność rzecz jasna można skorygować okularami. W tej chwili w Europie około 30% dzieci to krótkowidze. W Chinach na tę wadę cierpi 80% młodej populacji, a w Korei Południowej – kraju o najpowszechniejszym użyciu smartfonów na świecie – ponad 90%. Czyli w praktyce niemal każde koreańskie dziecko skazane jest na noszenie okularów.
Ekrany powodują też zaburzenia w wydzielaniu melatoniny, hormonu odpowiedzialnego za nasz zegar biologiczny. Gdy poświęcamy wieczór na ich oglądaniu, nasz mózg jest przekonany, że nadal panuje dzień. Za oszustwo odpowiedzialna jest niebieska część widma emitowanego przez te urządzenia. Mózg widząc światło zbliżone do światła dziennego, odmawia przestawienia się na tryb nocny, a my nie możemy zasnąć. Następnego dnia budzimy się zmęczeni, bez sił do intensywnej pracy. Pół biedy, jeśli zdarza się to sporadycznie, ale chroniczna bezsenność to bomba z opóźnionym zapłonem: zmniejsza zdolności intelektualne, zwiększa podatność na stres, prowadzi do wielu różnorakich chorób.
Zmniejszone zdolności intelektualne… powiedzmy wprost: dziecko gorzej się uczy. A więc zmniejsza się jego poczucie własnej wartości, a więc maleje szansa na dobre studia, na dobrą posadę, na komfortowe życie…
Czas spędzony przed ekranem to również brak ruchu prowadzący do schorzeń kręgosłupa oraz otyłości. To kłopoty z ciśnieniem tętniczym, których rezultatem może być cukrzyca lub udar. To również, z czego niewiele osób zdaje sobie sprawę, wzrost zachorowań na choroby weneryczne! Nastolatkowie coraz częściej korzystają z Tindera, czyli aplikacji randkowej. Codziennie na całym świecie ikonka „Match!” wyświetla się 15 milionów razy…
A co z grami komputerowymi? Przecież – jak wielokrotnie czytaliśmy lub słyszeliśmy w różnych mediach – granie, to nie bezmyślne, bierne wpatrywanie się w kreskówki. Tu trzeba pomyśleć strategicznie, wykazać się refleksem, współpracować z innymi graczami, skoncentrować się na zadaniu. Amerykańscy naukowcy przeprowadzili niedawno eksperyment z wykorzystaniem popularnej konsoli playstation. Rozdano ją wśród dzieci w wieku 8-10 lat, przy zachowaniu grupy kontrolnej, która w czasie badania nie używała tej zabawki. Po czterech miesiącach zbadano zdolności intelektualne dzieci w obu grupach. Wyniki były jednoznaczne: grupa dzieci regularnie grających na konsoli osiągnęła gorsze wyniki w szkole przy jednoczesnym wzroście problemów wychowawczych. Gry komputerowe – wbrew powszechnej opinii – nie rozwijają zdolności intelektualnych dzieci.
No dobrze – powie miłośnik cyfrowych technologii – ale dzięki komputerom w szkole dzieci uczą się lepiej, prawda? Obawiam się, że jest odwrotnie. Rezultaty badań wskazują, że wyszukiwarka Google jest najmniej efektywnym źródłem informacji w porównaniu z książkami a nawet gazetami. Wyszukiwanie i przyswajanie wiedzy drukowanej wymaga znacznie więcej wysiłku, niż wklepanie danej frazy w ramkę Google’a. A wysiłek mózgu, jak już wiemy, jest konieczny do efektywnej nauki.
Osobna sprawa to umiejętność weryfikacji faktów. Google zasypuje nas danymi, które przytłaczają tym bardziej, im mniej wiemy o sprawdzanej dziedzinie. Trudno nam zweryfikować wiedzę, o której nie mamy pojęcia, dlatego można zaryzykować stwierdzenie, że Google jest stworzony dla specjalistów. Weźmy na przykład choroby. Tylko lekarz jest w stanie prawidłowo zdiagnozować dane schorzenie. Jeśli zrobi to laik pytając „doktora Google’a” o najzwyklejszy katar, otrzyma masę informacji o tak poważnych schorzeniach, że najpewniej dojdzie do wniosku, że pora umierać…
Kwestia e-booków. Ich sprzedaż systematycznie rośnie kosztem tradycyjnych książek. Niedawne badania pokazały, że 85% kalifornijskich nastolatków woli czytać książki drukowane. Podkreślmy: w Kalifornii, jednym z najbardziej rozwiniętych technologicznie rejonów świata. Skąd takie wyniki? Książki elektroniczne mają coraz więcej „usprawnień”: filmów zamiast fotografii, linków prowadzących do kolejnych stron itp., itd. W rezultacie zamiast czytać – klikamy. Koncentracja spada, treść książki schodzi na dalszy plan.
Modnym hasłem ostatnich lat stał się multitasking. Jednak wbrew powszechnej opinii jednoczesne wykonywanie kilku czynności jest sprzeczne z naszą naturą. Spróbujmy czytać dwie książki w tym samym czasie lub symultanicznie słuchać wiadomości z radia i rozmawiać z drugą osobą. Wielozadaniowość nas dekoncentruje przez co żadnej z czynności nie wykonujemy z należytą starannością. W rezultacie nasza efektywność zamiast rosnąć, spada.
Natomiast nadmierne korzystanie z mediów społecznościowych (jakże modne wśród starszych juniorów) drastycznie obniża zdolność do empatii. Media społecznościowe nie dają szansy na naukę rozpoznawania niuansów ludzkiego zachowania. Tylko w bezpośrednim obcowaniu z ludźmi dziecko jest w stanie nauczyć się rozpoznawania smutku, radości, strachu, zadowolenia, zakłopotania, ironii, złośliwości, sympatii i całej reszty naszych uczuć i emocji. Emotikony na ekranie laptopa tego nie zastąpią. Niemieckie media niedawno rozpisywały się o następującym zdarzeniu: Gdy zdarzył się wypadek, z przejeżdżającego auta wysiadła grupa młodzieży. Zamiast pomóc ofiarom, każdy z nich wyciągnął smartfona i zaczął robić zdjęcia, żeby pochwalić się nimi na fejsie…
Intensywna obecność młodzieży w mediach społecznościowych prowadzi też do depresji. Wśród amerykańskich 13-latków ryzyko depresji wzrasta dwukrotnie, gdy spędzają na facebooku 3 godziny dziennie. Natomiast im więcej czasu spędzamy ze sobą w realu, tym więcej akceptacji czujemy ze strony rówieśników, a więc wzrasta zadowolenie z życia społecznego.
Komentarz rodzica:
Pierwsze pytanie, które zadałem sobie po zapoznaniu się z powyższymi faktami, brzmiało: czy rzeczywiście powinienem odseparować moje dzieci od ekranów? Odpowiedź nasunęła się natychmiast: nie, ponieważ od rzeczywistości cyfrowej nie ma już ucieczki. Jest ona konsekwencją rozwoju cywilizacyjnego i stała się ona częścią naszego świata tak samo, jak np. sto lat temu stało się to z samochodami. Nieumiejętność posługiwania się komputerami jest swoistą ułomnością, tak jak jest nim brak prawa jazdy. Można z tym żyć, ale jest trudniej.
Druga sprawa: izolacja od ekranów spowoduje efekt owocu zakazanego. Będzie kusić, intrygować, przyciągać myśli i nieustannie rozpraszać. A gdy dziecko wreszcie dostanie w ręce wymarzony komputer czy telefon, spędzi przy nim długie godziny, czyli osiągniemy efekt dokładnie odwrotny od zamierzonego.
Dlatego uważam, że powinniśmy dzieci uważnie, stopniowo wprowadzać w cyfrowy świat. Powinniśmy im uzmysłowić, że komputery są właśnie jak samochody: używane rozsądnie okażą się użyteczne i sprawią mnóstwo przyjemności, ale brak zdrowego rozsądku i prawidłowych odruchów może doprowadzić do krzywdy, a czasem wręcz tragedii.
Czy powinniśmy więc narzucić dzieciom kontrolę? Nazwałbym to inaczej: współuczestnictwem w nauce. Chwyćmy naszego juniora za rękę i wprowadźmy go w cyfrowy świat pokazując jego jasne strony i ostrzegając przed niebezpieczeństwami. Pokażmy, jakim użytecznym narzędziem może być komputer, ale przestrzeżmy, że jego nadużywanie może doprowadzić do problemów opisanych powyżej. Wspólnie z dzieckiem grajmy, serfujmy, oglądajmy filmy i twórzmy posty na fejsie. Rozmawiajmy z nim o treściach, na które natrafiamy. Budujmy wzajemne zaufanie: dziecko będzie wiedziało, że w razie problemu tata lub mama pomoże, rodzice nie będą się bali zostawić swojej pociechy samej przed ekranem.
A przede wszystkim traktujmy ekrany jako uzupełnienie, a nie główny sposób spędzania czasu. Ta zasada obowiązuje nas wszystkich – i dzieci, i dorosłych.
Wojciech Musiał
c
Manfred Spitzer – niemiecki psychiatra, psycholog i wykładowca uniwersytecki. Studiował medycynę, filozofię i psychologię na Uniwersytecie we Fryburgu. Pracował w Szpitalu Psychiatrycznym Uniwersytetu w Heidelbergu. Dwukrotnie był profesorem wizytującym na Uniwersytecie Harvarda. Był redaktorem czasopisma Neurology. Od 1998 roku jest dyrektorem Uniwersyteckiego Szpitala Psychiatrycznego w Ulm. Autor takich książek jak: Cyfrowa demencja, Jak uczy się mózg, Cyberchoroby.
c
c
Fundacja DBAM O MÓJ Z@SIĘG, Wydział Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego i Centrum Doradztwa i Badań Społecznych SOCJOGRAM przeprowadziły niedawno ogólnopolskie badania na dużej grupie dzieci i młodzieży, których wyniki pokazują, jak daleko zaszliśmy w cyfryzacji naszego życia. I przede wszystkim – jak bardzo cyfrowe są nasze dzieci. O badaniach i ich wynikach pisaliśmy TUTAJ.
c
Smartfon i tablet nie dla dzieci? – o książce Manfreda Spitzera „Cyberchoroby”
Zdjęcia: Pixabay, Fundacja Dbam o Mój Z@sięg
1 komentarz
mim_m
21 grudnia 2016 at 12:22Z ebookami mamy tu typowe nieporozumienie. Spójrzmy na tekst:
“Książki elektroniczne mają coraz więcej „usprawnień”: filmów zamiast fotografii, linków prowadzących do kolejnych stron itp., itd. W rezultacie zamiast czytać – klikamy. Koncentracja spada, treść książki schodzi na dalszy plan.”
Autor wyraźnie odnosi się do jakichś ebooków czytanych na tabletach i telefonach. Dodajmy: ebooków niszowych, bo te z filmami czy linkami prowadzącymi do rozszerzonej rzeczywistości to jakieś pojedyncze artystyczne eksperymenty.
Tymczasem zwykły, ogólnie dostępny ebook jest przeznaczony do czytania na czytniku elektronicznym, który nie służy do błąkania się po sieci itp. bo jest czarno-biały i lekko nieruchawy. Czytnik służy do wyświetlania książek na tzw. e-papierze, który w odbiorze jest taki sam jak zwykły papier i tak samo jest traktowany przez nasze oczy oraz mózg. Krótko mówiąc: książka elektroniczna jest identyczna jak ta papierowa, o ile ktoś nie jest przywiązany do tzw. szelestu kartek i zapachu papieru. Ma jednak kilka przewag nad celulozowym tomiszczem, np. nic nie waży i można mieć ich przy sobie tysiące. Można w niej, owszem, klikać – głównie w przypisy i w słowniki, ale czy na to nie rozpraszamy się też przy okazji czytania papierowych książek?
Jako fanka e-czytania staram się zawsze prostować błędne wyobrażenia o książce elektronicznej.