Wchodzę do pokoju mojego nastolatka i widzę jak siedzi zgarbiony, jakiś taki zapadnięty w sobie, zamyślony, chyba smutny. „Wyglądasz, jakbyś się czymś martwił. Coś się stało?” – zagajam ostrożnie. „Nic się nie stało” – pada lakoniczna odpowiedź, której się zresztą spodziewałam. W takich chwilach nie wiem, co robić – drążyć, dopytywać, posiedzieć chwilę w zasięgu wzroku? A może wyjść bez słowa, dać spokój, pozwolić mierzyć się młodemu człowiekowi z jego myślami, emocjami i kłopotami? Przecież i do tego musi dorosnąć, by radzić sobie samodzielnie z tym, co trudne. Ale jeśli jednak potrzebuje pomocy, tylko nie wie, jak o nią poprosić? A jeśli za tym milczeniem skrywa się coś, co go przerasta? Albo coś niebezpiecznego? Może ktoś skrzywdził moje dziecko? Może ono cierpi? Jak mu pomóc? Dlaczego nie chce ze mną porozmawiać?
Takie rozterki przeżywają wszyscy rodzice, kiedy dzieci zaczynają dorastać. Jeszcze niedawno zasypywały nas opowieściami o tym, co zdarzyło się w szkole, kto kogo szturchnął, kto co powiedział, zrobił. A teraz trudno czegokolwiek się dowiedzieć. Nastolatki budują swój świat, do którego nie chcą nas wpuszczać. I to dobrze, że mają swoje tajemnice – w ten sposób separują się od nas, usamodzielniają, uczą się radzić sobie z rozmaitymi doświadczeniami, myślami, przeżyciami.
Są jednak takie sekrety, które mogą być niebezpieczne lub zbyt obciążające dla młodego człowieka. Mimo to często nastolatki próbują same dźwigać ten ciężar, czasem dzielą go z rówieśnikami. Przed nami udają, że wszystko jest ok, albo odpychają nas opryskliwie lub odgradzają się od nas milczeniem. A my nie mamy pojęcia, z czym się zmagają, wydaje nam się, że mają wspaniałe dzieciństwo, ich jedynym obowiązkiem jest nauka i jeszcze fochy stroją.
Przepraszam, jeśli kogoś wytrącę z tego dobrego samopoczucia tym, co tu napiszę. Mam jednak nadzieję, że jeśli będziemy wiedzieli czego i dlaczego nie mówią nam nastolatki (i młodsze dzieci), nauczymy się też zdobywać ich zaufanie.
Czego dzieci i nastolatki nie mówią dorosłym
Nastolatki nie muszą, a nawet nie powinny opowiadać rodzicom o wszystkim. Okres dojrzewania to najwyższy czas na „odklejenie się” od mamy i taty i coraz bardziej samodzielne wchodzenie w świat. To, że młody człowiek ma swoje sprawy jest więc dobrym objawem jego wzrastania ku dorosłości. Ale trzynasto- czy nawet siedemnastoletnie dziecko to nadal nie jest w pełni dorosły i są sprawy, w których potrzebuje pomocy kogoś bardziej doświadczonego życiowo. Zresztą obciążające tajemnice noszą w sobie również młodsze dzieci. Oto o czym młodzi ludzie nam nie mówią:
- trudne i traumatyczne doświadczenia (np. przemocy, molestowania seksualnego, hejtu, prześladowania),
- myśli samobójcze,
- tożsamość płciowa i orientacja seksualna,
- długotrwały obniżony nastrój,
- bycie świadkiem / uczestnikiem sytuacji będącej w konflikcie z prawem,
- doświadczenia pod wpływem alkoholu / narkotyków.
Są też takie tajemnice, które dotyczą rodziny czy sytuacji w domu, a które dzieci i nastolatki skrywają nie tylko przed nauczycielami, czy innymi dorosłymi, ale nawet przed rówieśnikami. Rodzinne tabu może dotyczyć np. ubóstwa, długotrwałej choroby rodzica, alkoholizmu i innych uzależnień, konfliktu między rodzicami, rozwodu…
Takie tajemnice są ogromnie obciążające, a bywa, że dźwigają je już siedmio- ośmiolatki. Skrywane przed światem problemy wpływają na codzienne funkcjonowanie i często „wychodzą na wierzch” w zachowaniach, które postrzegamy jako „trudne”. Kłopoty w nauce, nieodrobione zadania domowe, nieprzygotowanie do lekcji, agresja, albo przeciwnie – wycofanie tak mocne, że wydaje się, jakby do tego dzieciaka nic nie docierało… Za tym wszystkim może być schowany sekret, który jest dla młodego człowieka nie do zniesienia – że któreś z rodziców pije, albo ma romans, choruje na depresję albo zatraca się w hazardzie, że przyjaciółka się tnie, kolega chce popełnić samobójstwo, a na ostatniej imprezie były narkotyki i doszło do gwałtu. Trudno też codziennie nosić w sobie tajemnicę swojej tożsamości płciowej – nastolatki LGBTQ+ często przeżywają w samotności bardzo bolesne rozterki, wątpliwości, wstyd i lęk, zanim zdecydują się na coming out (o ile w ogóle mogą sobie na niego pozwolić).
Dlaczego dzieci i nastolatki nie mówią nam o swoich problemach?
Dzieci nie powinny być same z takimi problemami. I przecież my chcemy, żeby z nimi do nas przychodziły, żeby zwracały się do nas po pomoc, gdy jej potrzebują. Przecież jesteśmy gotowi zrobić dla nich wszystko. A jednak z jakiegoś powodu wiele przed nami ukrywają. Dlaczego?
- bo się wstydzą,
- bo chcą nas chronić / nie chcą nas martwić,
- bo boją się zlekceważenia, wyśmiania,
- bo sądzą, że ich nie zrozumiemy,
- bo się na nas zawiodły w przeszłości,
- bo nie chcą nas zawieść,
- bo boją się, że nas zdenerwują (boją się naszych emocji i sposobu, w jaki je wyrażamy),
- bo boją się kary,
- bo nie chcą wyjść na głupie i słabe,
- bo nie wierzą, że potrafimy im pomóc.
Krótko mówiąc – jeśli dzieci i nastolatki ukrywają coś przed nami to najczęściej dlatego, że nam nie ufają. Nie ufają, że im pomożemy i nie wierzą, że jesteśmy w stanie znieść ciężar tego, co mogłyby nam powiedzieć. Ale to nadal wszystkiego nie wyjaśnia. Bo właściwie dlaczego nam nie ufają?
Jak tracimy zaufanie dzieci?
Wyobraźmy sobie klasę (niech to będzie np. trzecia klasa podstawówki), w której jedno z dzieci dokucza innym. Wyśmiewa, przezywa, prowokuje, z czasem pojawiają się kopniaki, podstawienie nogi, przepychanki w szatni. A to komuś kurtkę schowa, a to ołówek złamie, a to czapkę wyrzuci przez okno. Pomyślmy, co wtedy robią nauczyciele? Jak reagują rodzice? Jakie działania podejmujemy my – dorośli?
Nauczyciele często koncentrują się na tym, by „problematyczny uczeń” nie przeszkadzał na lekcjach. Nie dostrzegają w takich zachowaniach przemocy, nie widzą i nie wiedzą, że mamy tu ofiary, sprawcę i świadków – wszystkie te dzieci są już uwikłane w sytuację przemocową, która je przerasta i potrzebują wsparcia dorosłego. Czasami nawet o nie proszą (co nazywamy skarżeniem). Niestety nauczyciele często reagują niewłaściwie (kara dla sprawcy to najczęściej stosowane rozwiązanie, które niestety niczego nie rozwiązuje), albo bagatelizują sprawę, albo umywają ręce (wezwanie rodziców i „proszę coś zrobić z dzieckiem”) albo „biorą na przeczekanie” (jeszcze tylko rok i ten łobuz skończy szkołę więc teraz go przepchnijmy do kolejnej klasy a potem niech się szkoła średnia martwi).
A rodzice? Przychodzi dziewięciolatka do domu i mówi, że ją chłopaki przezywają a na przerwie schowali jej plecak. Od rodziców często słyszy wtedy „nie zwracaj na nich uwagi, to im się znudzi”. Albo dziewięciolatek skarży się, że koledzy nie dopuścili go dziś do jego szafki. „Przyłóż jednemu i drugiemu, to się odczepią” – mówi dziarsko tata, sądząc, że w ten sposób dodaje synkowi pewności siebie. Rodzice też tak naprawdę nie wiedzą, co zrobić w takiej sytuacji, a nawet nie identyfikują jej jako problematycznej.
Dzieci pozostają więc same z problemem, z którym sobie nie radzą.
Kiedy dorośli nie reagują odpowiednio na zachowania przemocowe, dzieci uznają, że takie zachowania są normą. Ofiara przemocy myśli „to ze mną jest coś nie tak”, świadkowie myślą „to jest nawet zabawne jak Franek wyśmiewa, a skoro nauczyciele nie reagują to znaczy, że tak można”. I w kolejnej takiej sytuacji ani ofiara przemocy, ani jej świadkowie nie przyjdą o niej porozmawiać z dorosłymi. Ofiara się wstydzi, albo nie ma nadziei na pomoc. Świadkowie nie dopuszczają do siebie myśli, że coś jest nie tak. A dorośli nie są w tej sytuacji wiarygodną instancją pomocową skoro – poprzez brak srzeciwu i adekwatnych działań – właściwie zatwierdzają stan rzeczy.
Taki mechanizm działa też w przypadku innych problemów. Jeśli zatem spojrzymy na nas, dorosłych, oczami dzieci, czy zobaczymy kogoś godnego zaufania, komu można powiedzieć o wszystkim?
Dzieci, nastolatki nie zwracają się do nas po pomoc, bo kiedy się do nas zwracały, zlekceważyliśmy ich problemy, dawaliśmy złe rady, albo zadziałaliśmy nieumiejętnie i nieskutecznie. Dlatego nie wierzą, że mogą otrzymać od nas wsparcie. Obawiają się, że zamiast rozwiązać problem, tylko przysporzymy im większych kłopotów, bo wiadomo, jak rówieśnicy traktują skarżypytę. Boją się też naszej reakcji – zlekceważenia, wyśmiania, reprymendy.
Co możemy zrobić, by dzieci nam ufały?
Co możemy zrobić, by dzieci i nastolatki nam ufały i powierzały nam tajemnice, które im ciążą? Najważniejsze to słuchać – od najmłodszych lat, z uwagą i powagą, aby dzieci poczuły, że są dla nas ważne, że cokolwiek nam mówią my tego nie lekceważymy. Poważnie traktujmy „małe sprawy małych ludzi”, bo dla nich one wcale nie są małe. A jeśli przychodzą z jakimś problemem – rozwiązujmy go wspólnie z nimi a nie za nie, gdzieś nad ich głowami.
Kiedy dziecko przychodzi do ciebie z problemem:
- wysłuchaj uważnie do końca,
- opanuj swoje emocje,
- zapytaj / zbadaj, czego w tej sytuacji dziecko potrzebuje,
- rozmawiaj, nie przemawiaj,
- pytaj, nie przepytuj,
- pomóż dziecku przeanalizować sytuację, zamiast podawać gotowe rozwiązania,
- weź na siebie ciężar podejmowania decyzji,
- zanim zaczniesz działać, uzgodnij z dzieckiem, co zrobisz,
- zachowaj dyskrecję, jeśli chcesz naradzić się lub podzielić się informacją z innym dorosłym, uprzedź o tym dziecko,
- jeśli sprawa wymaga natychmiastowej interwencji – powiedz, co zrobisz i zapewnij poczucie bezpieczeństwa,
- jeśli pomagasz, podejmujesz jakieś działania, doprowadzaj je konsekwentnie do końca.
Tego natomiast nigdy nie rób:
- nie bagatelizuj,
- nie wyśmiewaj,
- nie lekceważ,
- nie umniejszaj problemu dziecka, nawet jeśli wydaje ci się błahy,
- nie żartuj,
- nie praw kazań,
- nie oceniaj,
- nie dawaj rad, których młody człowiek nie chce,
- nie narzucaj rozwiązań,
- nie śpiesz się w rozmowie.
Dzieciom i nastolatkom z ich tajemnicami nie jest łatwo. Kiedy więc decydują się przyjść do nas i się zwierzyć, powinniśmy być uważni i delikatni, pełni szacunku i gotowi pomóc. Bez kazań i gniewnych fuknięć. I bez zestawu dobrych rad, które lubimy serwować zanim jeszcze dziecko dokończy swoją opowieść.
Marzę o tym, by każdy młody człowiek miał w swoim pobliżu takiego dorosłego, któremu może powierzyć każdą tajemnicę, bez lęku, że zostanie wyśmiany, oceniony, odrzucony. Takiego dorosłego, który udzieli mądrej i adekwatnej pomocy nie oceniając młodego człowieka. Dorosłego, który nigdy nie mówi „aleś się urządził”, „trzeba było uważać”, „po coś tam szła”, „ty to się zawsze w coś wpakujesz”, który nie mówi „przecież nic się nie stało”. Takim godnym zaufania dorosłym może być rodzic, nauczyciel, psycholog, ktoś z rodziny, mama lub tata przyjaciółki/przyjaciela, trener sportowy, edukator prowadzący zajęcia pozalekcyjne… Takim godnym zaufania dorosłym może być każdy z nas.
Tym, którzy chcą dowiedzieć się więcej polecam książkę Elżbiety Zubrzyckiej “Tajemnice pod lupą”. Nastolatki dowiedzą się z niej kiedy i komu warto się zwierzać, co robić, gdy czyjeś tajemnice nam ciążą, kiedy można i kiedy trzeba ujawnić tajemnicę, gdzie szukać pomocy, gdy jest potrzebna. Dorośli znajdą w tej książce specjalnie przygotowane dla nich rozdziały o wspieraniu młodych ludzi.
Zachęcam też do wysłuchania mojej rozmowy z autorką książki:
autorka: Elżbieta Manthey – założycielka Juniorowa, blogerka, prezeska Fundacji Rozwoju przez Całe Życie, mama Marysi i Tymona. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Angażuje się w działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży oraz rodzinnych podróży.
Artykuł powstał w ramach współpracy z Gdańskim Wydawnictwem Psychologicznym.
Twój komentarz może być pierwszy