Kilka lat temu wybrałem się z moimi dziećmi na spacer za miasto. Szliśmy uroczą doliną Będkowską (pod Krakowem – bardzo polecamy), aż doszliśmy do rozległej polany. A na niej zaobserwowaliśmy następującą scenę: tata z synem (ok 10 lat) wysiadają z samochodu z dronem w rękach. Obaj podekscytowani wyciągają urządzenie z opakowania – widać, że to prezent dla syna. Może komunijny? Potem ustawiają urządzenie na trawie, syn dzierży pilota, uruchamia drona i fruuuuu… dron leci coraz wyżej.
– Tata! – wykrzykuje chłopak – on mi ucieka!
– No to wracaj nim!
– Ale jak? Nie potrafię!
– No wracaj, bo zwieje. Cholera jasna!
– Tata!!!!!
I dron zwiał. Poleciał do lasu nad płotem i strumieniem. Kilkanaście sekund i po zabawie. Tata i syn zastygli – ojciec w zdumieniu i gniewie, syn w niemej rozpaczy.
Scena była sugestywna, więc zapamiętaliśmy ją dobrze. Dlatego gdy przybyła do nas przesyłka z dronami uGo, cieszyliśmy się, ale jednocześnie trochę baliśmy, jak sobie poradzimy z trudną sztuką obsługi tych urządzeń.
Nasze obawy były zupełnie niepotrzebne. Drony uGo okazały się bardzo przyjazne w użytkowaniu, a kilka sprytnych rozwiązań pozwala uniknąć rozbicia czy zagubienia maszyny.
Trzy modele – Zephir 2.0, Fen 2.0 i Mistral 2.0 – różnią się wielkością i zaawansowaniem technicznym. Test rozpoczęliśmy od najmniejszego i najprostszego Zephira.
uGo Zephir 2.0
„Mały, ale wariat” – po wyjęciu z pudełka ta myśl pojawia się automatycznie. Ale to tylko w połowie prawda. Owszem, Zephir jest mały, mieści się na wyciągniętej dłoni, ale to wcale nie jest wariat. Jest szybki i zwrotny, ale zaskakująco łatwy do kontrolowania.

Zephir 2.0 wyposażony jest w pełną osłonę
Zanim wystartujemy, dron trzeba naładować, do czego służy dołączony kabelek USB. Można go podłączyć do komputera lub do telefonicznej ładowarki. Drugą końcówkę należy wpiąć w gniazdo znajdujące się z tyłu zabawki, obok niewielkiego włącznika. Tył, przód… dron ma dwie osie symetrii, więc z wyglądu ciężko się zorientować, gdzie ma „głowę”, a gdzie jej przeciwną stronę. Pomaga w tym dioda umieszczona z przodu oraz gniazdo zasilania i włącznik z tyłu. Podpinamy więc Zephira do prądu i czekając na koniec ładowania (ok. pół godziny) przyglądamy mu się.
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy, to osłona. Cztery niewielkie śmigła osłonięte są plastikową siatką. Dzięki niej chronione są zarówno meble i ściany domu (gdy latamy we wnętrzach), jak i samo urządzenie. To bardzo przydatna rzecz – zanim nauczymy się kontrolować drona, kilka stłuczek z pewnością się przydarzy. Poza tym jest wspomniana dioda, która pokazuje, gdzie jest przód, przez co znacznie ulatwia pilotaż. Jeśli dioda świeci ciągle – bateria jest naładowana, jeśli miga, trzeba ją ponownie naładować.
Słów kilka o pilocie. Zupełnie jak pad – powiedziała Zośka ujrzawszy go pierwszy raz. Faktycznie przypomina kontroler od konsoli do grania. Dwa dżojstiki, dwa rzędy guzików. Jego kształt sprawia, że naturalnie układa się w dłoniach.
Uruchamiamy Zephira. Dron bzyczy jak komar na sterydach. Lewy dżojstik do przodu, dron podrywa się z podłogi i… nie chce utrzymać się w zawisie. Ciągle znosi go w lewo i do tyłu, choć w mieszkaniu nie ma wiatru. Co jest!? Okazuje się, że drona należy skalibrować. Służy do tego prawy rząd guzików na pilocie. Każdym z nich reguluje się jeden kierunek: przód, tył, lewo, prawo. Jeśli dron znosi np. w lewo, przyciskamy guzik “prawo” tyle razy, aż dron się zatrzyma i tak w każdą stronę. Zajmuje nam to kilka chwil i kilka uderzeń w meble (jak dobrze, że dron ma tę osłonę) i wreszcie urządzenie zawisa nieruchomo. Pomaga mu w tym specjalny system utrzymywania wysokości lotu oraz sześcioosiowy żyroskop. Ostrożnie zaczynamy latać po salonie.

Manetki służą do sterowania, przyciski po prawej do kalibracji, po lewej do przywoływania, lądowania i wyłączania drona
W teorii to bardzo proste – lewy dżojstik unosi i opuszcza drona oraz go obraca, prawy dżojstik powoduje ruch do przodu, do tyłu i na boki. W praktyce trzeba się po prostu tego nauczyć w myśl starej jak świat zasady: jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz. Na szczęście oprócz osłony Zephir ma jeszcze trzy bardzo przydatne guziki: automatyczny powrót (po naciśnięciu dron leci w kierunku pilota), automatyczne lądowanie (dron łagodnie opuszcza się na grunt) i odcięcie zasilania (po naciśnięciu śmigła zatrzymują się, dron spada). W początkowej fazie zabawy używaliśmy ich często. Jest jeszcze jedno zabezpieczenie – gdy dron wyczuje kłopoty, np. przyklei się do ściany, wyłącza się automatycznie. Mądra zabawka.
Nauka pilotażu trwała ze dwie godziny, z czego większość to przerwa na naładowanie baterii. Bateria jest niewielka (musi taka być, bo inaczej dron byłby zbyt ciężki), a przez to wymaga ładowania po kilku minutach lotu. Po każdym ładowaniu pilotaż idzie coraz sprawniej i po pewnym czasie całkiem sprawnie krążymy wokół mebli i żyrandoli. Dron przestał się narowić, zaczęła się prawdziwa zabawa. W tym – akrobacje. Do tego służy jeszcze jeden przycisk na pilocie, pod prawym palcem. Trzeba go nacisnąć i wykonać szybki ruch prawym dżojstikiem, a wtedy dron robi fikołki, czyli flipy – w prawo, w lewo, do przodu i do tyłu. Ale zabawa!
uGo Fen 2.0
Gdy najmniejszy dron się ładuje, wyjmujemy z pudełka jego większego kolegę. O ile Zephir mieści się na dłoni, Fen 2.0 jest wielkości obiadowego talerza. Cztery śmigła są osłonięte plastikowymi ramkami, ale tylko częściowo, więc po ten model warto sięgnąć, kiedy ma się już podstawowe umiejętności pilotażu.

Dzięki systemowi stabilizacji lotu drony potrafią zawisać w miejscu
W tym momencie można odpowiedzieć na pytanie, a dlaczego by nie polatać na dworze? Owszem, można, ale warunkiem jest bezwietrzna pogoda. Drony to bardzo lekkie urządzenia, a przez to są wrażliwe na podmuchy wiatru. W czasie lotu pozostają stabilne, ale wiatr cały czas je znosi, co dla początkującego pilota będzie sporym wyzwaniem, nie mówiąc o kłopocie, gdy zniesie go np. na czyjeś podwórko.
Pilot do Fena wygląda tak samo, jak do Zephira. Dwie manetki, prawy rząd służy do kalibracji, w lewym rzędzie trzy przyciski to automatyczny powrót, awaryjne lądowanie i odcięcie zasilania, a czwarty uruchamia… kamerę. To nowość w porównaniu z Zephirem. Do Fena można dopiąć niewielką kamerkę (w zestawie). Jeśli umieścimy w niej kartę pamięci formatu Micro SD, guzikiem robimy zdjęcia i kręcimy filmy. Ekstra! Dzięki funkcji zawiśnięcia w powietrzu można zrobić precyzyjną fotkę.
Poza tym pilotuje się go tak jak Zephira – lewa manetka to wyżej-niżej i obroty lewo-prawo, prawa służy do zmiany kierunku lotu. Jest też przycisk do flipów (ten pod prawym palcem wskazującym).
Fen ma jeszcze jeden przycisk – pod lewym palcem wskazującym. Służy do zmiany prędkości lotu. W najwolniejszym trybie wykorzystuje trzydzieści procent swej prędkości, dzięki czemu jest łatwy do kontroli i nauki pilotażu. W drugim trybie leci na sześćdziesiąt procent możliwości, w trzecim na sto procent, czyli 5m/sek (18 km/h). Żeby zrozumieć, jaka to prędkość, wystarczy wsiąść na rower z licznikiem. To naprawdę całkiem sporo.
uGo Fen 2.0 to bardzo fajny dron. Przyjazny w pilotażu, odporny na zderzenia, szybki. Polubiliśmy go wszyscy. Teraz jednak czas na największy i najbardziej zaawansowany dron w zestawieniu.
uGo Mistral 2.0
Mistral 2.0 to dron, który zwraca naszą uwagę wielkością oraz wyposażeniem. Jego pilot jest większy i dodatkowo wyposażony w uchwyt na smartfona, a w zestawie są również gogle VR, które pozwalają poczuć się, jakbyśmy sami zasiedli za sterami tej maszyny latającej.

Mistral 2.0 ma kamerę umieszczoną w korpusie
Na smartfonie instalujemy aplikację (QR kod jest w instrukcji) i przy jego pomocy sterujemy zaawansowanymi ustawieniami drona. Chodzi o różne funkcje wbudowanej kamery (trzeba dołożyć kartę Micro SD), utrzymywanie wysokości lotu, kalibrowanie żyroskopu czy włączanie funkcji VR. Jednak najpierw trzeba jeszcze połączyć Mistrala z telefonem.
A robi się to tak, jak łączymy się z siecią wi-fi. Po włączeniu dron nadaje sygnał, a w telefonie wchodzimy w ustawienia/połączenia/wi-fi, wybieramy nazwę drona na liście dostępnych sieci i już. Banalnie proste.
Po włączeniu trybu VR na ekranie smartfona pokazują się dwa obrazki – dla lewego i prawego oka. Teraz wystarczy wsunąć telefon do gogli, założyć je na głowę i już mamy wrażenie, że przenieśliśmy się do wnętrza drona. Wrażenie bardzo efektowne, ale to jest zabawa dla tych, którzy potrafią już sprawnie sterować urządzeniem. Kwestia treningu i cierpliwości. Możemy też Mistrala używać bez tej funkcji, a nawet bez smartfona, posługując się wyłącznie pilotem.
Dron jest szybki (trzy prędkości, największa to 5 m/sek), ale stabilny i najbardziej z całej trójki odporny na wiatr, choć nadal najlepiej się sprawdza, gdy powietrze na dworze jest nieruchome. Pilot ma duży zasięg – dron odleciał nam na dobre dwieście metrów i dalej słuchał poleceń – a dzięki funkcji automatycznego powrotu sprowadzaliśmy go bezpiecznie, gdy wydawało nam się, że tracimy nad nim kontrolę.

Gogle VR to świetna zabawa
Podsumowując – drony uGo okazały się świetną zabawą. Przede wszystkim były łatwe w pilotażu, o wiele łatwiejsze od zdalnie sterowanego helikoptera, którym kiedyś się bawiliśmy. Po drugie czuliśmy się bezpiecznie dzięki funkcji automatycznego powrotu oraz odcięcia zasilania. Gdy dron leciał w przeszkodę – wciskaliśmy guzik i urządzenie opadało na ziemię. A dzięki mocnej konstrukcji żaden z dronów się nie uszkodził, nawet jeśli uderzał w twarde przeszkody.
Poza tym frajda rośnie z każdym lotem. Im sprawniej sterujemy dronem, tym swobodniej się czujemy i możemy odkrywać kolejne jego możliwości. Zarówno akrobacji jak i filmowania okolicy.

Modelem Mistral 2.0 można sterować z poziomu aplikacji. Na ekranie – widok z kamery drona

Wszystkie modele uGo wyposażone są w przyciski powrotu do pilota, automatyczne lądowanie i odcięcie mocy silników

Zośka, lat dziewięć, szybko nauczyła się sterowania dronami

Mistral, Fen i Zephir
Foto: Wojciech Musiał
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Twój komentarz może być pierwszy