Wrzucenie w wyszukiwarkę hasła „dlaczego dzieci pyskują” daje ponad 40 000 wyników. Wygląda na to, że wiele osób szuka zrozumienia tego zjawiska w sieci. Może to świadczyć o skali problemu, pokazuje też, że ludzie chcą go rozumieć, znać powody, motywy, przyczyny, mając nadzieję, że zrozumienie, skąd pyskowanie się bierze, pozwoli zniwelować jego efekty. To, że warto wiedzieć, nie budzi wątpliwości. To, że chcemy zrozumieć, skąd się biorą pewne zachowania u dzieci, również wydaje się oczywiste. Pytanie, co zrobimy z tą wiedzą, gdy już dowiemy się, dlaczego nasze dzieci pyskują?

Co to jest pyskowanie?

Według słownika języka polskiego „pyskowanie” to słowo należące do języka potocznego oznaczające odzywanie się do kogoś lekceważąco, bezczelnie. Etymologicznie pochodzi od słowa „pysk” i, jak podaje Słownik Języka Polskiego PWN, oznacza odpowiadanie komuś zuchwale i arogancko. Od słowa „pyskowanie” pochodzą wyrazy: pyszczyć, pyskacz, pyskaty. Widać wyraźnie, że zarówno samo sformułowanie „pyskować”, jak i jego słownikowe definicje są nacechowane negatywnie – przecież mało kto z nas, być może nikt, nie chciałby, by jego twarz czy usta nazywać pyskiem (to określenie zarezerwowane dla zwierząt i w odniesieniu do ludzi ma wydźwięk pejoratywny i podwójne znaczenie, którego ukrytym celem jest unieważnienie i zdeprecjonowanie tego, co mówi druga osoba, a niejednokrotnie również zranienie tej osoby i zamknięcie jej ust).

Słowa, jakimi w definicjach opisywane jest pyskowanie – lekceważenie, bezczelność, zuchwałość, arogancja – również mają negatywne konotacje, a ich znaczenie nie wprost informuje o jakiejś dozie agresji, przekraczania granic, nieliczenia się z innymi. Skojarzenia nasuwają się jednoznaczne: pyskowanie to coś niedobrego, nagannego, godnego potępienia, coś, co należy zwalczać. Czy na pewno?

Wspólnym i neutralnym mianownikiem obu definicji jest to, że chodzi o wypowiedź, o jakiś komunikat, jakieś słowa. Jakie? Jak wypowiedziane?

Czym jest pyskowanie dla rodziców?

Dopustem Bożym, najgorszym czasem w wychowywaniu dzieci, zamachem na autorytet, testem na cierpliwość, codzienną szarpaniną, doświadczaniem złości, lęku, bezradności, braku szacunku, niesubordynacji, nieposłuszeństwem, dezorganizacją życia codziennego, nieustającą krytyką – ich jako rodziców, ich metod wychowawczych, stylu życia, dojmującym doświadczeniem braku kontroli – nad dziećmi, nad sobą, zaskoczeniem, szokiem, przeżywaniem rozpaczy i bezsilności, koniecznością argumentacji w sprawach zdawałoby się bezdyskusyjnych, podważaniem ich wartości, przekonań, bolesnym rozczarowaniem, drażnieniem, atakiem, zranieniem, krzywdą, ewidentnym sygnałem, że dotychczasowe sposoby radzenia sobie z dzieckiem nie wystarczają i że konieczne są nowe.

Rodzicom zdarza się słyszeć: “jesteś głupia/głupi”, “nienawidzę cię”, “sama sobie posprzątaj”, “sam sobie wynieś śmieci”, “nie mogę się doczekać, aż się wyprowadzę”, “wszystkiego mi zabraniacie”, “jesteś najgorszą matką ze wszystkich”, “wszyscy mają normalnych rodziców, tylko nie ja”, “wszyscy idą na imprezę”, “niszczysz mi życie”, “nic nie rozumiesz”, “o niczym nie masz pojęcia”, “w ogóle mnie nie znasz”, “nie zrobię, bo nie, no i co mi zrobisz?”, “w więzieniu mają lepiej”, “wszystko zrobię inaczej, kiedy będę mieć swoje dzieci”, “ucieknę z domu, jeśli mi nie pozwolisz”. I wiele innych, często raniących słów.

Jest to dla wielu rodziców doświadczenie tak silne i tak przykre, że wiele by dali, by móc zasznurować dziecku usta i więcej tego nie przeżywać. I czasem się to udaje. Część rodziców każdy przejaw oporu, buntu i nieposłuszeństwa dzieci traktuje jak pyskowanie. Część dzieci, słysząc: “nie pyskuj”, cichnie.

Czym jest pyskowanie dla dzieci?

Pyskowanie z perspektywy dzieci to:

  • mówienie prawdy, której dorośli nie chcą usłyszeć
  • dowolna wypowiedź, na którą zabrakło argumentów
  • to co u dzieci jest pyskowaniem, u dorosłych określa się jako wyrażanie własnego zdania
  • “nie pyskuj” mówią rodzice, gdy twoje argumenty są lepsze niż ich

Dzieci często uważają, że wcale nie pyskują, tylko rodzice „czepiają się o wszystko”, nic im nie można powiedzieć, nic nie rozumieją, są niesprawiedliwi, stosują podwójną moralność (im wolno, mnie nie), są nudni, bo nie potrafią zauważyć, że wyrzucanie śmieci czy zapełnianie zmywarki to żałosne, przyziemne czynności, a na świecie są ciekawsze zajęcia, mają za wysokie oczekiwania, nie biorą pod uwagę mojego zdania, w ogóle się ze mną nie liczą, traktują mnie jak służącą/służącego, nie pojmują, że jeśli ktoś skomentował moje zdjęcie na FB, to naprawdę jest to ważniejsze niż kolacja, wyprowadzenie psa czy odebranie brata z zajęć.

Dzieci, a zwłaszcza nastolatki, często przeżywają poczucie niezrozumienia, izolacji, zagubienia, samotności, przerażenia, nieszczęścia, smutku, dezorientacji, chaosu wewnętrznego, niesprawiedliwości, krzywdy, dużego napięcia, nieradzenia sobie, niezadowolenia z siebie, porażki, beznadziei. Rozwojowo są bardzo skupione na sobie i swoich potrzebach, czasowo są pozbawione empatii lub mają ograniczoną zdolność wczuwania się w czyjąś perspektywę czy punkt widzenia, również rozwojowo przeżywają wiele rozczarowań – sobą, światem, rodzicami, innymi dorosłymi.

Dzieci potrzebują się – także rozwojowo – wyodrębnić od rodziców. Co dla obu stron bywa bardzo bolesne. A zarazem jest konieczne, by dzieci odpowiedziały sobie na pytanie: kim jestem? I miały szansę, jako samodzielne i odpowiedzialne jednostki wyjść w świat i umieć wrócić do rodziców, gdy same tego potrzebują lub gdy rodzice ich potrzebują.

Kiedy dzieci pyskują?

Generalizując, można powiedzieć, że młodzi ludzie pyskują w trzech sytuacjach:

  • kiedy czegoś chcą,
  • kiedy czegoś nie chcą,
  • kiedy nie wiedzą, czego chcą.
Kiedy czegoś chcą

Nietrudno wyobrazić sobie sytuacje, w których dzieci pyskują, kiedy czegoś chcą. Może chodzić zarówno o kupno zabawki czy słodyczy w przypadku dzieci młodszych, jak i rozmaite przywileje związane z rosnącą potrzebą niezależności w wieku starszym.

A czego chcą nastolatkowie? Swobody w decyzjach, traktowania jak dorosłego człowieka, liczenia się z ich zdaniem, nielimitowania czasu przy komputerze czy telefonie, późniejszych powrotów do domu bądź nocowania poza domem, uczestnictwa w imprezach, spotkaniach, wyjściach, wyjazdach, decydowania o tym, jak się ubierają, jak wyglądają, jak ozdabiają swoje ciało, jak wygląda ich pokój, jakich mają znajomych, chłopaków, dziewczyny, jakiej słuchają muzyki, ile czasu poświęcają nauce i czy w ogóle.

Często w takich wypadkach dzieci nie tyle pyskują, ile manifestują niezależność bądź sprawdzają granice – na ile mogą sobie pozwolić, jakie reakcje i zachowania działają na rodziców w pożądanym przez nie kierunku: czy wystarczy się naburmuszyć, czy też trzeba się rozpłakać, czy podnieść głos i, przewracając oczami, zgłaszać roszczenia, czy urządzić histeryczną scenę na cały sklep, czy też zacząć wpędzać rodziców w poczucie winy, raniąc ich przy tym i wyrażając swój gniew. Gdy dziecko upewni się, że dane sposoby zachowania działają – będzie je powtarzać, ustanawiając własne granice. A rodzic stopniowo będzie tracić panowanie nad sytuacją i poznawać coraz głębiej uczucie bezsilności.

Często też dzieci sprawdzają w ten sposób swoje poczucie sprawczości i kontroli – co i w jaki sposób mam robić, by wyprowadzić dorosłego z równowagi. Może nie uzyskam w ten sposób upragnionego przywileju, ale przynajmniej zdobędę wiedzę pozwalającą mi wpływać na zachowanie rodzica, np. ukarać go raniącymi komunikatami, gdy odmawia mi jakiejś przyjemności. Również wówczas, gdy dziecko doświadczy, że może tak przejąć kontrolę nad zachowaniem rodzica – doprowadzić go do krzyku, płaczu, agresywnych zachowań – zapamięta to i będzie w ten sposób zdobywać i utrzymywać władzę w rodzinie.

Dzieci walczą o swoje i muszą walczyć. Dom jest pierwszym i z założenia bezpiecznym środowiskiem, w którym dzieci mogą uczyć się dbać o swoje potrzeby, zaspokajać swoje pragnienia i dążyć do realizacji własnych celów. Jeśli rodzice w każdym, bądź w większości przypadków, ulegają dziecku, będzie ono eskalować zachowania, z którymi rodzicom jest trudno, ponieważ potrzebują granic. Potrzebują rodziców, którzy pokażą im, co wolno, czego nie wolno, i wyjaśnią z jakich powodów. Tylko wtedy dziecko ma szansę w miarę bezpiecznie poruszać się po świecie. Jeśli tych granic brakuje, dziecko tak długo będzie je przesuwać, aż napotka na jakąś reakcję ze strony otoczenia. Jeśli z kolei rodzice tworzą w domu klimat bezwzględnego posłuszeństwa i każdy przejaw woli czy niezależności dziecka karcą i karzą, może dojść do sytuacji, w której młody człowiek nie tylko przestanie wyrażać swoje zdanie w obecności rodziców, skazując ich na niewiedzę, ale też nie będzie potrafił upomnieć się czy zawalczyć o swoje poza domem, np. odmówić picia alkoholu, palenia papierosów, zażywania narkotyków.

Pyskowanie to sygnał, że dziecko czuje się w domu na tyle bezpiecznie i na tyle dostrzegane, że wie, że może o swoje powalczyć. Pyskowanie ma również tę zaletę, że pozwala się rodzicom zorientować, na czym dziecku zależy. Czasami jedynie w kłótni nastoletnie dzieci mówią naprawdę, na czym im zależy, co im pasuje, co im nie pasuje. Na standardowe pytanie: jak w szkole? wiele dzieci i młodych ludzi reaguje niechętnym warknięciem w stylu: “normalnie”, “a jak ma być”, “nijak”, trzaska drzwiami i zamyka się w pokoju. Pyskowanie to cenne źródło wiedzy dla rodziców – jeśli już wiedzą, o co chodzi, mają szansę zareagować. To okazja do poznania własnego dziecka, jeśli zazwyczaj nie jest zbyt rozmowne i przemyka od drzwi wejściowych do swojego pokoju ze słuchawkami na uszach i miną burzy gradowej. Tylko wówczas rodzice, zajęci swoim przeżywaniem, często nie słyszą.

Kiedy czegoś nie chcą

W tym wypadku również wyobraźnia i doświadczenie podsuwają przykłady: “nie będę odrabiać lekcji”, “ta baba od polskiego jest głupia”, “polski jest głupi”, “nie będę ćwiczyć na W-F-ie”, “nie powiedziałem o klasówce, bo kazałabyś mi się uczyć”, “zależy ci tylko na ocenach, nie na mnie”, “jaki bałagan w pokoju? To mój pokój, mnie nie przeszkadza”, “nie mogę mieć chwili dla siebie – tylko sprzątanie i wynoszenie śmieci”, “super-ekstra, wakacje z rodziną, można umrzeć z nudów”, “sam sobie jedź do babci”, “nie będę odkurzać”, “tylko kary i kary, no co mi teraz zabierzecie?”, “zasady, to bardzo ciekawe, mówiłaś, że nie wolno kłamać, a sama kłamiesz, że nie wolno przeklinać, a sam przeklinasz”. Przykłady można mnożyć.

Dziecko, a zwłaszcza nastolatek, jest niesłychanie wyczulone na wszelkie przejawy niesprawiedliwości, nierówności i rozbieżności – wychwyci je czujnie i bez wątpienia wykorzysta w potyczce z rodzicami. Nie tylko nastolatek przeżywa rozczarowanie rodzicami – zejście z piedestału jest również bardzo bolesne dla rodziców. Niemniej, rolą rodzica jest ustanawianie zasad i reguł, a rolą dziecka – sprawdzanie, czy są one ważne i czy działają bezwyjątkowo. Tymczasem zdarza się, że rodzice – zmęczeni pracą, natłokiem obowiązków, brakiem przyjemności i bezustanną walką z dzieckiem – dla świętego spokoju odpuszczają większość spraw, co do których wnosi ono protest, wykonują za nie wiele domowych obowiązków, interweniują w szkole zatroskani o stopnie i przyszłość potomka, negocjują wyniki i szanse poprawy z nauczycielami, chroniąc dziecko przed konsekwencjami jego własnych działań i możliwością doświadczenia związanego z tym dyskomfortu.

W ten sposób rodzice zagospodarowują całą pulę odpowiedzialności związanej z rozwojem ich dziecka, jemu samemu nie pozostawiając właściwie już nic. I oczekują wdzięczności, wpuszczając dziecko w poczucie winy. “To ja dla ciebie tyle robię, a ty mi się tak odwdzięczasz”… Taką postawę rodziców opisuje się w literaturze jako „helicopter parents” – rodziców nadmiernie zaangażowanych w sprawy dziecka, orbitujących wokół jego spraw i niepozwalających zarazem młodemu człowiekowi dorosnąć. Oczekiwanie samodzielności czy umiejętności radzenia sobie w świecie od tak wychowanego dziecka, nastolatka czy młodego dorosłego jest wysoce nierealistyczne. Wypracowuje on sobie postawę niepodejmowania wysiłku i roszczeń co do innych ludzi w zakresie zaspokajania jego własnych potrzeb. Przeżywa wiele rozczarowań i poczucia krzywdy, gdy w dorosłym wieku musi nauczyć się tego, czego jego koledzy nauczyli w dzieciństwie lub okresie dorastania.

Jesteśmy troskliwi, czy nadopiekuńczy?

Nierzadko obserwować można przeciwną postawę rodziców, którzy w walce o władzę z dorastającym dzieckiem wygrywają większość potyczek. Lista oczekiwań wobec dzieci jest długa i bezdyskusyjna. Mają osiągać wysokie wyniki w nauce, często uczestniczyć w wielu zajęciach dodatkowych (szkoła muzyczna, plastyczna, nauka języków, gimnastyka, taniec itp.), wykonywać rozmaite prace domowe i podporządkowywać się poleceniom rodziców bez szemrania. Często takie dzieci, starając się sprostać oczekiwaniom rodziców, przekraczają własne możliwości i nadużywają siebie, okres buntu przechodząc niezauważalnie, i coraz bardziej zamykając się w swoim świecie. Nie krzyczą, nie protestują, są ciche i potrafią się zachowywać kulturalnie, jednak bywają bardzo smutne, samotne i zamknięte.

Nierzadko u takich dzieci rozwija się depresja – nie mogąc wyrazić swojego gniewu czy choćby sprzeciwu, a zarazem nie chcąc zawieść rodziców – całą złość i bezradność kierują do siebie, żyjąc w ciągłym przekonaniu niedostatecznego starania i poczuciu winy. Są bardzo odpowiedzialne, można na nie liczyć, dotrzymują umów, są świetne w realizacji zadań. Dorośli bardzo je lubią i cenią, nie sprawiają kłopotów. Nie wiedzą jednak, jak stworzyć ciepłą, dającą oparcie relację z rówieśnikami, jak to zrobić, żeby być choć przez chwilę zadowolonym z siebie, jaką przyjemnością może być odpoczynek i nicnierobienie. W takich domach za pyskowanie może uchodzić zwykłe “za chwilę”, nieodpowiednia zdaniem rodziców mina czy ton głosu, brak entuzjazmu przy wykonywaniu poleceń. Dla takiego nastolatka możliwość fuknięcia na rodzica, odgryzienia się czy protestu miałaby wartość terapeutyczną.

Według duńskiego terapeuty Jespera Juula rodzic powinien być dla nastolatka sparingpartnerem, czyli osobą stawiającą opór w taki sposób, by nie wyrządzić dziecku krzywdy. Mówiąc wprost – stawiać granice, ale słuchać drugiej strony, czasem przesuwać granice, ale na swoich bądź wynegocjowanych z dzieckiem warunkach, ustalać zasady i samemu się ich trzymać, nie stawiając dziecka w sytuacji, kiedy normy dotyczą tylko jego, a rodzica już nie.

Kiedy nie wiedzą, czego chcą

Nastolatki często doświadczają chaosu wewnętrznego – kipi w nich od emocji, których nie rozumieją, i których intensywność je przeraża. W dodatku często emocje te są skrajne, a ich biegunowa zmienność powoduje mętlik w głowie i kłopot w podejmowaniu decyzji. Dlatego w jednej minucie rozmowy nastolatki mogą wykrzykiwać, że nikt ich nie rozumie i nie chce, a w drugiej, płacząc, tulić się do rodzica i prosić o wsparcie. Jakkolwiek trudne by nie były takie zachowania dla otoczenia – nie są one wymierzone w rodziców.

Młodzi ludzie żyją w ogromnym napięciu – zarówno tym związanym z oczekiwaniami, jakie stawia przed nimi otoczenie, jak i tym, czego same od siebie chcą i na czym im zależy. Ich poczucie wyjątkowości jest równie duże, jak kruche. Bardzo łatwo wytrącić je ze stanu chwiejnej równowagi w sprawie np. samooceny. Nieustannie porównują się z innymi i sprawdzają: swoje szanse na przyjaźń, związek, akceptację rodziców, sukces w szkole, w sporcie. Zastanawiają się, czy są „normalne” – “inni chyba nie przeżywają takiego horroru jak ja?”, inni nie mają takich problemów, nie są grubi, pryszczaci, niscy, wysocy itp., itd.

Młodzi ludzie są niezwykle wyczuleni na wszelkie sygnały świadczące o akceptacji/nieakceptacji przez otoczenie. Przeżywają świat i siebie w sposób czarno-biały, zerojedynkowy, w krótkiej perspektywie czasowej, totalny i przesadny. Albo jest super, albo kompletna beznadzieja. Trudno o stany pośrednie dające nieco spokoju i wytchnienia od niezwykle intensywnego przeżywania.

Dodatkowo mogą mieć rozmaite kłopoty, z którymi nie potrafią sobie radzić, a czują, że powinny. Nigdy później chyba człowiek nie czuje się tak dorosły i pewny swego, jak wówczas gdy ma lat naście i chce decydować sam, załatwiać sam, radzić sobie sam. To nastoletnie poczucie omnipotencji i wszechwiedzy niepoparte doświadczeniem życiowym często prowadzi dorastających ludzi do zachowań ryzykownych. Młody człowiek może też czuć się niedostrzegany, niewidzialny, nieważny, niedoceniany. Takie brzemię również trudno unieść.

We wszystkich tych sytuacjach pyskowanie wynikać może z nieumiejętności radzenia sobie z emocjami i służyć obniżaniu napięcia – im więcej dziecko wykrzyczy, tym mniej niepokoju ma w sobie. Niekoniecznie jest to wymierzone w rodziców, choć najczęściej w nich właśnie trafia.

Ktoś musi zachować głowę – warto wiedzieć

Do tego, by utrzymać z dzieckiem i dorastającym młodym człowiekiem relację ze strony rodzica potrzebne są miłość, zaufanie i umiejętność rozmowy. Tak proste, banalne, truizm wręcz, a tak trudne. Jak okazywać miłość, kiedy trafia się wciąż na kolce i niechęć, a nas samych zalewa złość? Jak ufać, skoro świat do bezpiecznych miejsc nie należy, a młodość, wiadomo, durna…? Jak podjąć rozmowę, kiedy słyszymy trzaskanie drzwiami i dudnienie głośnej muzyki albo niezachęcające do kontynuacji kontaktu pełne złości prychnięcia? To trudne, żeby wszystkie te zachowania i przejawy niechęci, często interpretowane przez rodziców jako odrzucenie czy nieliczenie się z ich zdaniem, pomieścić i wytrzymać. Niemniej, choć mogą zaprzeczać do ostatniej kropli krwi, nastolatki nas potrzebują. Potrzebują rozmowy, wsparcia, poczucia bezpieczeństwa. I chętnie odpowiadają na pytania, o ile czują, że są traktowane poważnie i uczciwie, bez pobłażliwości czy umniejszania ich punktu widzenia.

Ważne jest to, by pamiętać – choć nam samym bywa bardzo trudno – że największego trudu doświadczają dorastające dzieci, które wszystkiego, siebie samych nie wyłączając, muszą się nauczyć. Zdaniem Jespera Juula rodzice w okresie dorastania swoich dzieci często próbują nadrabiać zaległości i pospiesznie naprawiać błędy. Tymczasem większość wychowywania swoich dzieci mają już za sobą. Na czternastolatka rodzice mają wpływ pośredni, to, co najważniejsze już się wydarzyło. Od tego czasu to już nie wychowywanie, a staranie o to, by utrzymać z dzieckiem możliwie najlepszą relację.

Dla nastolatka największy trud tego okresu rozwojowego to kształtowanie własnej tożsamości, szukanie odpowiedzi na pytanie: kim jestem?  Jaki/jaka jestem? Równocześnie w jego mózgu odbywa się wiele procesów neurologicznych, z których jeden to dojrzewanie płatów mózgowych odpowiedzialnych za pamięć i koncentrację. Jego skutkiem może być przejściowy kłopot z zapamiętywaniem, co powoduje np. obniżenie wyników w nauce. Dla młodego człowieka sam ten fakt jest wystarczająco bolesny, a jego dotkliwość wzmaga niemożność zrozumienia, co się dzieje.

Tymczasem rodzice, nieraz zmartwieni pogorszeniem stopni, wywołują w dziecku dodatkowe napięcie, np. porównując je z innymi, co powoduje nadwątlenie i tak chwiejnej samooceny i wystawia rozwój tożsamości na spore ryzyko. Nie robią tego ze złośliwości, ale również z niewiedzy i niezrozumienia. Spirala napięcia w rodzinie nakręca się. Niezwykle ważna jest wiedza o poszczególnych etapach rozwoju dziecka – wówczas zachowania młodego człowieka, choć mogą być dla otoczenia nieprzyjemne, stają się przynajmniej czytelne, a to obniża poziom niepokoju.

Pyskujący i zbuntowany nastolatek to prawidłowo rozwijający się nastolatek, który w owym pyskowaniu i buncie pokazuje wiele charakterystycznych dla tego okresu rozwojowego zachowań i postaw: posuniętą do skrajności koncentrację na sobie (swoim wyglądzie, intelekcie, relacjach z rówieśnikami), przewrażliwienie na własnym punkcie (delikatne zwrócenie uwagi czy wręcz neutralny komunikat potrafi przyjąć jako zamach na swoją wolność i niepodległość), nasilenie potrzeby autonomii (sam/sama pojadę, załatwię, pójdę, zrobię), nasilenie potrzeby wyodrębnienia się od rodziców (odrębne zdanie niemal w każdej kwestii i podkreślanie wzajemnej niemożności zrozumienia z uwagi na przepaść pokoleniową), chwiejność nastrojów i samooceny (wybuchy skrajnych emocji z powodów czasem mało zrozumiałych dla otoczenia), niezwykła wrażliwość na przejawy niesprawiedliwości (wypunktują każdą rozbieżność), potrzeba prywatności i posiadania swoich sekretów i wiele innych.

To ćwiczenia poligonowe: asertywności, umiejętności obrony własnego zdania, wyrażania siebie. Wpadanie w panikę bądź karanie dziecka za te konieczne dla jego prawidłowego rozwoju zachowania, nie posłuży mu. Warto przypomnieć sobie siebie z tego czasu i spróbować zrozumieć. Co nas samych w rodzicach najbardziej denerwowało? A co sprawiało, że mieliśmy wrażenie, że dinozaury mają jednak jakieś przebłyski zrozumienia? Zamiast potępiać z góry – ubiór, muzykę, kolegów – spróbujmy poznać. Zapytać: a co ci się w tym tak podoba? Pokaż mi to, daj posłuchać, wytłumacz. A jeśli zdarzy się, że dziecko zechce nas wpuścić do swojego świata – warto dobrze zapamiętać, co mówiło, by móc się do tego w przyszłości odwołać i pokazać mu, że to było ważne, że nie uleciało, że istnieje w naszych myślach.

Zakazy nie przyniosą wiele dobrego, mogą wytrenować w dziecku dobrego kłamcę i manipulatora. Nie chodzi o to, by ich nie było, ale by nie było ich zbyt wiele. Artur Lutarewicz, psycholog z Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii „Kąt”, mówiąc o tym, jak się pracuje z tzw. trudną młodzieżą, zwraca uwagę na to, że zbyt wiele nakazów i zakazów nie służy dzieciom. W ośrodku są tylko trzy zasady, których młodzież ma bezwzględnie przestrzegać. Reszta jest do negocjacji. Warto umówić się z nastolatkiem na kilka najważniejszych dla nas zasad i nie skupiać się na drobiazgach, szczegółach. Nie wynosi śmieci z uśmiechem na ustach? Trudno. Na czym bardziej nam zależy:  na tym, żeby śmieci były wyniesione, czy na tym, by tej czynności towarzyszył entuzjazm? (w ogóle dość rzadkie zjawisko w wypadku nastolatka, o ile nie dotyczy czegoś, co dla niego samego jest fascynujące).

A co w wypadku kłótni? Jeśli dojdzie do histerii, nie tłumacz, nie przekonuj. Daj czas na uspokojenie się. Nazwij to, co się z dzieckiem dzieje i zaproponuj rozmowę, gdy się wyciszy. A co kiedy pełne żalu i pretensji dziecko zamyka się w pokoju i pielęgnuje swoją urazę i złość? Po pierwsze, w końcu z niego wyjdzie, bo wygna je stamtąd jakaś potrzeba. Po drugie, jeśli nie chce rozmawiać, niech nie rozmawia, niech ochłonie. Po trzecie, jeśli sami przemyślimy sytuację na spokojnie i dojdziemy do wniosku, że my też przesadziliśmy, nie wstydźmy się o tym powiedzieć. I przeprosić. W ten sposób prędzej zyskamy uznanie młodego człowieka, niż idąc w zaparte i wypierając się swojej odpowiedzialności za sytuację. Wtedy naprawdę jest szansa na prawdziwą rozmowę. Jeśli zaś milczenie dziecka trwa dłużej niż zazwyczaj, a nam z tym bardzo trudno, napiszmy – list, smsa, maila. Pisząc, łatwiej okiełznać własne emocje, łatwiej też precyzyjnie się wyrazić. Ale niech dziecko wie, że szukamy z nim kontaktu. Że go chcemy, potrzebujemy.

Kiedy to norma, a kiedy zaburzenie?

Nie chodzi o to, by dzieci nie pyskowały. Potrzebują tego. Robią to dla siebie, a nie przeciwko nam, choć z pozoru wygląda to inaczej. Aby dziecko wyrosło na odpowiedzialnego i samodzielnego dorosłego, musi się zbuntować. Chodzi raczej o to, w jaki sposób pyskuje, i co my, jako dorośli, uważamy za pyskowanie. To temat do rozmowy. Ludzie, którzy nigdy się nie buntowali, nierzadko mają poważne deficyty w dorosłym życiu – bywają mało asertywni, słabo znają własne granice, pozwalają innym wejść sobie na głowę, cierpią i trudno im samym odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego?. Ludzie, którzy pyskowaniem przejęli władzę w rodzinie pochodzenia, mogą przenosić taki sposób radzenia sobie w dorosłe życie, nie mając pomysłu, by wypracować inne, bardziej pokojowe. Pyskowanie to naturalny sposób walki o władzę w rodzinie. Ale nie musi być jedynym sposobem.

Zdarzają się oczywiście sytuacje, w których zachowania dzieci i młodzieży nie mieszczą się w normie rozwojowej i to stanowi dla rodziców jeszcze większy kłopot niż zwykłe pyskowanie. I znów ratuje nas wiedza. W odniesieniu do dzieci i młodzieży często mówi się o dwóch typach zaburzeń: eksternalizacyjnych i internalizacyjnych.

Zaburzenia pierwszego typu związane są z uzewnętrznianiem trudności emocjonalnych w sposób agresywny bądź destrukcyjny; wymienia się tu zaburzenia opozycyjno-buntownicze, ADHD, osobowość antyspołeczną. Charakteryzuje je częste łamanie norm i zasad, agresja fizyczna i psychiczna, trudność w kontroli zachowań i impulsów bądź brak ich kontroli, wagarowanie, zażywanie substancji psychoaktywnych. Takie dzieci są bardziej widoczne – zwracają uwagę otoczenia: rodziców, nauczycieli i innych dorosłych. I mają szansę na szybszą diagnozę i pomoc.

Z kolei dzieci przejawiające zaburzenia drugiego typu, uwewnętrzniają trudności emocjonalne, często mają obniżony nastrój, czują się wyalienowane, dokonują samouszkodzeń, mogą zażywać substancje psychoaktywne, odczuwają wysoki poziom lęku. Do zaburzeń internalizacyjnych zalicza się zaburzenia depresyjne, lękowe, obsesyjno-kompulsywne, fobie. Tych młodych ludzi bardzo łatwo przeoczyć: są niewidoczni. Cisi, zamknięci, rzadko lub spokojnie się odzywają. Podporządkowują się poleceniom dorosłych i nie sprawiają kłopotów w znaczeniu: nie przeszkadzają, np. na lekcji, w domu. Znacznie trudniej wychwycić, że dzieci z tego typu zaburzeniami potrzebują pomocy, bo o nią nie krzyczą, tak jak dzieci z zaburzeniami eksternalizacyjnymi.

Jeśli zauważycie zachowania jednego bądź drugiego typu u swoich lub innych znajomych dzieci – nie warto zwlekać, trzeba szukać pomocy u profesjonalisty. Warto też pomyśleć o sobie. O tym, co lubimy robić, co sprawia nam przyjemność. Miejmy jakiś świat poza sprawami dziecka. Znajomych, przyjaciół, zajęcie. Pozwoli nam się to oderwać od rozmaitych domowych trudności, a zarazem ułatwi przeżycie nieuchronnego momentu odejścia dziecka z domu.

Lektury:

Nastolatki. Kiedy kończy się wychowanie J. Juul

Twoje kompetentne dziecko J. Juul

Burza w mózgu nastolatka D. Siegel

Autorka: Krzysia Krowiranda – dr n. hum., psycholog, na co dzień pracuje z gimnazjalistami i licealistami oraz ich rodzicami. Ceni zaufanie młodych ludzi i rozmowy z nimi. Pracuje także indywidualnie z dorosłymi. Lubi ludzi. I dobre filmy. W Centrum Terapii i Rozwoju – Psyche Balans pracuje terapeutycznie z osobami dorosłymi, młodzieżą oraz rodzinami.

PsycheBalans to Centrum Terapii i Rozwoju w Warszawie. Zgodnie z naszą misją pomagamy przezwyciężać kryzysy osobiste i rodzinne. Działamy na rzecz rozwoju indywidualnego i rozwoju rodziny. Pracujemy psychoterapeutycznie z dziećmi, młodzieżą, rodzicami, parami, rodzinami oraz osobami dorosłymi. Najważniejszy jest dla nas człowiek ze swoimi potrzebami, emocjami, potencjałem, a także z trudnościami. www.psyche-balans.pl

Zdjęcia: Pixabay