Kilka lat temu zadałam moim uczniom pytanie: „Dlaczego czytanie jest takie fajne?”. „Czytanie jest do kitu” – usłyszałam w pewnym momencie, gdy Jack szeptał Michaelowi do ucha. Cóż… reszta tej lekcji niechaj pozostanie historią. Ale tamte słowa Jacka sprawiły, że od tej pory proszę dzieci, by nie ukrywały swoich prawdziwych opinii o czytaniu. Nie – jacy są na pokaz. Nie – mistrzowie „gry w szkołę”. Nie – starający się odgadnąć, co chciałabym usłyszeć, żeby przez cały rok jechać na dobrej opinii. Bo jeśli nie dowiem się, jacy naprawdę są moi uczniowie, to nigdy nie stanę się taką nauczycielką, jaką chciałabym być.
I właśnie dlatego trzeciego dnia tego roku szkolnego opowiedziałam dzieciom, jak to było z Jackiem. O tym, że z takim zaangażowaniem snułam opowieści o magii literatury, aż tu nagle ktoś śmie wypowiedzieć takie obrazoburcze słowa. Niektórzy uczniowie zaśmiali się – każdy z nich przerabiał już lekcję pod tytułem „Dlaczego czytanie jest fajne”. A gdy klasa ucichła, zadałam dzieciom pytanie: Kiedy czytanie jest dla was niemiłe? A kiedy jest fajne?
Na podzielonej na pół tablicy napisałam wielkimi literami: „Czytanie jest fajne” i spytałam, co napisać po drugiej stronie. „Czytanie jest do kitu” – zaproponowali z nerwowym chichotaniem niepewni, co to wszystko znaczy.
A potem na karteczkach samoprzylepnych zaczęli zapisywać odpowiedzi. Kiedy czytanie jest fajne? Kiedy jest do kitu? Proszę, przyklejcie karteczki na tablicy. Kto chce, może się podpisać. A teraz cofnijcie się i przeczytajcie wszystkie odpowiedzi. Co widzicie?
Słowa uformowały się w ten sam wzór, który dostrzegam każdego roku. Opisujący dokładnie to, w co rokrocznie pcham moich uczniów. To, do czego my edukatorzy jesteśmy zmuszani przez pełne dobrych intencji dyrekcje kierujące się wytycznymi pisanymi przez ekspertów chcących nieustannie podnosić średnią wyników.
Dlaczego czytanie jest do kitu?
Bo nie mam wyboru.
Bo książki są nudne.
Bo potem muszę za długo o nich pisać.
Bo potem jest sprawdzian.
Bo muszę powiedzieć, co o niej myślę.
Bo jak czytam, to muszę siedzieć spokojnie.
Ich słowa biły po oczach.
Ale zaraz, spójrzmy na drugą część tablicy!
Kiedy czytanie jest fajne?
Gdy książka mnie wciągnie.
Gdy mam czas na czytanie.
Gdy natrafię na świetną serię albo autora.
Gdy dookoła jest spokojnie.
Gdy wolno mi po prostu sobie czytać.
Te słowa to dla nasz drogowskaz: jak rozmawiać o lekturach, jak analizować postępy w nauce, jak budować wspólnotę. Dzięki nim wiemy, w jaki sposób sprawić, by literatura stała się naturalną częścią życia dzieci, jak wytworzyć w nich i wzmocnić osobistą potrzebę czytania. Drogowskaz, którego fundamentem są wspaniałe relacje z ich poprzednimi nauczycielami a także takie relacje, o których woleliby zapomnieć.
Tak bardzo skupiamy się na podstawie programowej, metodyce nauczania, wystawianiu ocen. A jednak czasami warto na chwilę o nich zapomnieć i zadać uczniom kilka szczerych pytań. Czy wiecie, co odpowiedzą?
Pernille Ripp – jest amerykańską nauczycielką, która dokonała wielkiej zmiany w swoim sposobie uczenia (pisaliśmy o niej tu). Swoje doświadczenia i refleksje opisuje w blogu Blogging Through The Fourth Dimension. Jest też autorką książki Uczyć (się) z pasją. Jak sprawić, by uczenie (się) było fascynującą podróżą.
.
Tłumaczył Wojciech Musiał
Foto: Pixabay
1 komentarz
Ola
9 października 2017 at 16:04Daje do myślenia! Jako przyszła nauczycielka przedszkola i pasjonatka książek chciałabym zaszczepić w “moich” dzieciach pasję do książek, czytania, bibliotek itp. Jednak to bardzo poważna misja, żeby ich już na wstępie, zanim pójdą do szkoły, nie zniechęcić. Chyba ogromną rolę odgrywa tutaj ( zresztą jak zauważyła autorka) swoboda i wybór.