– Mamo! Ale mamy czytania! – ucieszył się Junior, kiedy przyszła paczka z książkami. W paczce same dinozaury (bez obrazy): Szelburg-Zarembina, Ożogowska, Bahdaj, Szmaglewska, Musierowicz… Książki, które pamiętam z własnego dzieciństwa. Kiedyś myślałam, że one się w ogóle nie będą nadawały do czytania moim dzieciakom. Język nieco inny, niż współczesny, rzeczywistość opisywana momentami zupełnie muzealna. Nie namawiałam więc specjalnie Juniora do zagłębiania się w moje dziecięce lektury. Ale co stało na półce, to próbować nie broniłam.
Zaczęło się jeszcze w czasach przedszkolnych od “Ferdynanda Wspaniałego“. Akurat ten kawałek literatury ja jako dziecko ominęłam. Jakoś mnie nie wciągnął. Kiedy więc Junior wydłubał go z półki i zażyczył czytania, byłam raczej sceptyczna. Ale dziecko chce, matka czyta. I się okazało, że dziecko rozsmakowało się w prozie pana Kerna, a i cała rodzina świetnie się przy lekturze bawiła.
Zachęcona sukcesem “Ferdynanda”, zaproponowałam dzieciom “Doktora Dolittle”, którego dla odmiany uwielbiałam, smarkulą będąc. Doktor, w przeciwieństwie do Ferdynanda, okazał się nudziarzem, co stwierdziłam zgodnie wraz z dziećmi już po czterech rozdziałach. Doktora porzuciliśmy, ale dzieci już chwyciły bakcyla szperania w “książkach mamy”. Następne były “Kukuryku na ręczniku” i “Kajtkowe przygody”, które się wszystkim podobały.
Sięgając po “Dzieci z Bullerbyn” miałam pewne wątpliwości. Mała szwedzka osada, rzeczywistość minionego wieku, odległa od naszej czasowo, kulturowo, społecznie, obyczajowo… No po prostu inny kosmos. Ale kosmos fascynujący i zabawny, co obydwa moje dzieciaki potwierdziły zdecydowanie i bez wahania:
– Mamo, możesz jutro kupić drugą część? Prooooszę – zajęczały, wysłuchawszy książki do końca. Bardzo były zawiedzione, że drugiego tomu “Dzieci z Bullerbyn” nie ma, więc na pocieszenie zaproponowałam “Karolcię”.
“Karolcia” okazała się hitem. Na szczęście miała drugą część. Po niej popadliśmy w uzależnienie od Jana Grabowskiego historii przeróżnych o psach i kotach. Dzieci pokochały “Finka” tak bardzo, że od razu wyciągnęły z półki “Puca, Bursztyna i gości”, a potem były kolejno “Reksio i Pucek” oraz “Kochany zwierzyniec”. Tymon wyrósł z tych lektur z czasem i zagłębił się we własną przygodę z literaturą, ale Marysia wciąż sięga od czasu do czasu po Puca i Bursztyna.
Moje własne zbiory książek czytanych przed laty już się wyczerpały, sięgamy więc do bibliotek i antykwariatów. Na szczęście Allegro pełne jest takiej literatury za grosze, więc czytamy – głównie na głos wspólnie, bo dzieciaki uwielbiają taki sposób obcowania z książkami, a i ja chętnie przypominam sobie książki z własnego dzieciństwa. Jeśli zdarzają się słowa dla juniorostwa niezrozumiałe – wyjaśniam, podobnie z niektórymi fragmentami opisywanego świata, które w rzeczywistości współczesnej, nie występują. Dzieciaki rozumieją, że coś było kiedyś, a teraz jest inaczej. Ciekawi je świat mojego dzieciństwa, często pytają o to, jak wyglądało życie dawniej. Różnice między “wtedy” a “dziś”, które wyczytujemy wspólnie z książek, prowokują ciekawe rozmowy – nie tylko o tym, że kiedyś nie było komputerów, ale i o tym, że ludzie inaczej myśleli, na wiele spraw mieli inne poglądy niż obecnie, czasami inaczej się zachowywali. Dzieci – jak Karolcia – często zostawały same w domu, kiedy rodzice pracowali, a szczytem marzeń chłopięcych był rower a nie konsola Playstation. Myślę, że dzięki tym lekturom i rozmowom, moje dzieci uczą się, że świat jest różnorodny. Nie tylko, że “kiedyś” różni się od “teraz”, ale że w “teraz” zawiera się ogrom różnych ludzkich mikrokosmosów. I mam wrażenie, że ogarnięcie tego nie sprawia im wielkich trudności.
foto: Elżbieta Manthey
3 komentarze
Olla K
1 października 2015 at 21:36Moja córa uwielbia książki mojego dzieciństwa. Zachwyciła się wieloma ,,Karolcia” ,,Bułeczka” ,,Dzieci z Bullerbyn” ,,Akademia Pana Kleksa ” ,,Awantura o Basię” ,,Oto jest Kasia” ,,Tajemniczy Ogród” ale jest jedna w której Misia zakochała się na amen. To ,, Ania z Zielonego Wzgórza”. Tak bardzo , że w nasze wieczorne czytanie wkroczyła niedawno już 3 część ,,Ania na Uniwersytecie”. Mimo, że wiek Ani w tej książce to ok. 20 lat, Córa nie ma dość i często powtarza, że przeczytamy wszystkie części. Ja uwielbiam takie wspólne wieczory z książką, dają nam ogromną frajdę. Ja z przyjemnością wgłębiam się w lektury z dzieciństwa. Dominiczka bo przeżywa przygody wspólnie z bohaterami książek. Każdemu polecam taki wspólnie spędzony czas z dzieckiem.
Mama Carla
1 października 2015 at 20:46Dzięki za przypomnienie tylu fajnych książek! Moja córka ma ledwo ponad roczek, a ja powoli, systematycznie uzupełniam biblioteczkę 🙂
Magda z Poddasza
23 sierpnia 2015 at 21:35Ja też czytam mojej córce książki z mojego dzieciństwa. Byłam zaskoczona, że “Karolcia” ją przeraża, “Malutka czarownica” nudzi, za to zachwyca “Doktor Dolittle” – moje odczucia z dzieciństwa były dokładnie odwrotne. Wspólne czytanie starych lektur pozwoliło mi lepiej poznać moją córkę. Uświadomiło też, że ona nie jest taka jak ja, że ma własny gust, własne upodobania, własne lęki i własne poczucie humoru.