„Edukacja demokratyczna to przestrzeń, na którą każdy z członków jej społeczności – i dorosły, i dziecko – ma wpływ. Dziecko współtworzy tę społeczność, jego zdanie jest brane pod uwagę, dokonuje wyborów i podejmuje decyzje. Wybiera, czego chce się nauczyć, kiedy i z kim, może korzystać z różnych sposobów dotarcia do wiedzy i rozwijania umiejętności, jest wspierane przez członków społeczności – dorosłych i dzieci – w osiąganiu tego, czego chce. Ma wpływ na to, jak wygląda i funkcjonuje środowisko, w którym jest i w którym spędza dużo czasu” – mówi Dominik Granada, który od ponad 10 lat prowadzi Wolną Szkołę Ursynów w Warszawie i jest w niej opiekunem najstarszej grupy dzieci. O edukacji demokratycznej z perspektywy dziesięcioletniego doświadczenia rozmawiałam z nim i z Tomkiem Wrzoskiem, wiceprezesem zarządu i opiekunem młodszej grupy w Wolnej Szkole.

Czy w Wolnej Szkole dzieci robią co chcą?

Dominik Granada: Wolność jest fundamentem edukacji demokratycznej, ale nie jest nieograniczona. Funkcjonujemy w ramach prawa, mamy ustalenia kadry oraz zasady wypracowane przez całą społeczność. Wolność ograniczona jest też wolnością i godnością każdego z członków społeczności. To jest społeczność wzajemnego szacunku. Nie można zrobić czegoś, co narusza czyjąś wolność, czyjeś granice, co stanowi ryzyko dla życia lub zdrowia – czyjegoś lub własnego. Rolą dorosłych w naszej szkole jest m.in. wyznaczanie granic – dbają o wspólne wartości i wspólną przestrzeń, w różnym stopniu planują czas, aktywności, dbają o proces grupowy.

Tomek Wrzosek: My – opiekunowie – jesteśmy dla dzieci przewodnikami do wolności. Pokazujemy im, czym jest ta wolność, czym może być, i że wcale nie jest robieniem wszystkiego, co się chce. Jesteśmy przewodnikami, którzy pokazują świat, zachęcają i ośmielają do doświadczania, do wychodzenia poza to, co znane, do próbowania nowego – „zrób”, „chodź”, „spróbuj”, „zobacz, jak ci będzie”. Kiedy dzieci zaczynają szkołę – mają 6, 7 lat – rola dorosłego jako kompetentnego, mocnego przewodnika jest na ich etapie rozwoju naturalna. Tego właśnie dzieci potrzebują. Wraz z rozwojem dzieci naturalnie zmienia się nasza rola. Staramy się więc wykorzystywać tę przestrzeń, która jest nam dana, zgodnie i spójnie z rozwojem dzieci. I pracować „na fali” rozwoju, a nie w poprzek. Starsze dzieci, które mają już spory wachlarz doświadczeń, mogą uczyć się wolności jako umiejętności wybierania. 

DG: Mamy też ustalenia szkolne – i jest ich całkiem sporo – które dotyczą kwestii i bardzo szczegółowych (np. czy można na piętro wchodzić w butach) i bardziej ogólnych (np. co zrobić, gdy ktoś mnie bije lub kiedy widzę, że ktoś bije kogoś, albo na jakich warunkach mogę zaprosić gościa do szkoły). Wypracowaliśmy je podczas jedenastu lat działania szkoły i nadal są kształtowane. Dzieci uczą się tych zasad przez codzienne doświadczenie.

Większość z nich, może z wyjątkiem tych dotyczących bezpieczeństwa, może podlegać dyskusji i zmianom. Każde dziecko czy dorosły w naszej społeczności może zwołać spotkanie i zaproponować zmianę. Co równie ważne – zawsze tłumaczymy intencje, z jakich wywodzi się dana zasada. Nie są one ustalone dlatego, że dorośli są mądrzejsi i uważają, że tak powinno być, tylko wynikają z wydarzeń, których dzieci doświadczyły. Dzieci współtworzą te zasady, są traktowane poważnie i ich opinie są brane pod uwagę przy podejmowaniu decyzji, więc traktują w podobny sposób dorosłych i ich zdanie. Oczywiście to jest proces i dzieci uczą się tego stopniowo.

Pamiętam dwie dziewczynki, które dość intensywnie korzystały z cukiernicy. Kiedy zwrócono im uwagę, że nie zgadzamy się, żeby jadły cukier w nieograniczonych ilościach z cukiernicy dla wszystkich, złożyły propozycję, by każdy w szkole dostał po 3 kilogramy cukru. Przedstawiły ten pomysł, społeczność go przedyskutowała, podjęliśmy wspólnie decyzję, która może nie do końca satysfakcjonowała pomysłodawczynie, ale sam proces był bardzo ważny, bo dał im poczucie, że jeśli widzą jakiś problem lub potrzebę, mogą spróbować coś z tym zrobić, dowiedzieć się, co inni o tym sądzą. Taki proces jest charakterystyczny dla tej społeczności – jeśli chcę coś zmienić, wszyscy mogą się na ten temat wypowiedzieć, nie mogę uniknąć wysłuchania tego, co inni myślą. Uczymy się, że każdy ma swoje zdanie, że te zdania mogą być różne, ale razem próbujemy funkcjonować, staramy się dochodzić konsensualnie do porozumień. Szkoła demokratyczna rozwija świadomość różnorodności i wypracowywania rozwiązań, na które wszyscy się zgadzają.

Jak wygląda edukacja demokratyczna w Wolnej Szkole Ursynów?

TW: Wolna Szkoła jest całością, ale sposób prowadzenia grup i proces grupowy różnią się w zależności od wieku dzieci. 

DG: Zawsze jednak rok szkolny zaczyna się aktywnością integracyjną – w przypadku młodszych dzieci to jest integracja na naszym terenie – mamy duży ogród z boiskiem i różnymi „zabawkami”, albo gdzieś w lesie czy w parku, starsze dzieci integrują się na krótkim wyjeździe, czy np. spływie kajakowym. Najstarsza grupa wyjeżdża na tydzień. Dzieci spędzają intensywny czas ze sobą nawzajem i z opiekunami, dzięki czemu wszyscy się poznają, nowi członkowie społeczności poznają zasady, nawiązują relacje. Po takiej integracji zaczyna się bardziej regularne życie społeczności.

TW: Najmłodsza grupa (klasy I i II) to jest grupa bardzo leśna, outdoorowa. Założenie jest takie, że w najmłodszej grupie dziecko ma mieć możliwość oglądania dżdżownicy przez trzy godziny, móc dowolnie się brudzić, chodzić boso. Podważamy mnóstwo stereotypów dotyczących wyglądu, zachowań, relacji. Jest w tym dużo poznawania siebie, dużo ciałopozytywności, rozwijania motoryki małej i dużej, doświadczania świata zmysłami. Właściwie cały dzień spędzamy na powietrzu – na dworze jemy śniadania i obiady, chodzimy do lasu, wspinamy się na drzewa, chodzimy boso, brudzimy się w błocie i kurzu, doświadczamy ziemi, tarzamy się. I to dotyczy całej grupy. Inaczej niż w starszych grupach w naszej szkole, tu nie ma możliwości zostania w budynku, kiedy cała grupa jest na zewnątrz. Fundamentem jest to, że stanowimy jedną grupę. 

Pierwsze lata w Wolnej Szkole to jest uświadamianie sobie, kim jestem, co potrafię, co lubię robić, co lubią robić inni, jak czuję emocje i jak je czuje druga osoba, co to znaczy, kiedy ktoś płacze – co to znaczy dla tej osoby i co to znaczy dla mnie, co mogę zrobić, czego ta osoba potrzebuje. Uczymy się widzieć siebie, widzieć innych, widzieć grupę. Uczymy się też wykorzystywać przestrzeń i dbać o nią. 

W grupie III-V wprowadzamy dzieciaki już w świat pewnych społecznych oczekiwań, (np. kiedy idziemy do muzeum, to zakładamy buty). Zaczynamy wchodzić bardziej w miasto, wychodzić do ludzi, dowiadywać się czegoś od nich. Uczymy się opiekować własnymi emocjami, uczymy się empatii. 

DG: Podstawą edukacji demokratycznej oprócz wolności wyboru jest spojrzenie oczami dziecka na dzieciństwo jako na czas przede wszystkim na zabawę i wartościowanie tej zabawy jako czegoś ważnego i potrzebnego w życiu. W opozycji do koszarowania dzieci przez osiem godzin dziennie, przez osiem lat po to, żeby zdobyły jakiś certyfikat, czy jakąś ilość wiedzy pamięciowej.

Uczenie się to jest dla nas proces, w którym dziecko poznaje świat i zdobywa ważne umiejętności, takie jak np. odpoczywanie, obserwacja siebie i innych, dzielenie się umiejętnościami. Głównym celem naszego projektu jest dawanie dzieciom możliwości, czasu i wsparcia, by odkrywały, co je interesuje i doświadczały sytuacji rozwijających różne kompetencje. 

Co konkretnie robicie z dziećmi w ciągu “zwykłego” tygodnia?

TW: Młodsze dzieci działają w strukturze. Np. zawsze w poniedziałki są jakieś warsztaty – sensoryczne, rozwijające motorykę, itd. W piątki zawsze dokądś wychodzimy. Popołudnia to czas spędzany z opiekunami – gramy w piłkę, w planszówki itd. W poniedziałki spotykamy się wszyscy i planujemy tydzień – co będziemy robić, czego chcemy spróbować, czego się nauczyć. Pod koniec tygodnia sprawdzamy i mówimy, co z tego zrobiliśmy, a czego nie, podsumowujemy nasze doświadczenia, ale bez wartościowania ich. Działamy całą grupą.

DG: W grupie starszej dzieciaki decydują, co chcą robić. Mamy autorski plan zajęć warsztatowych, odpowiadających mniej-więcej szkolnym przedmiotom (część zmieniliśmy, część wymyśliliśmy nowych). Do tego mamy różne opcje aktywności, które dorośli proponują biorąc pod uwagę etapy rozwoju dziecka, jego możliwości i umiejętności. Kolejnym elementem są propozycje związane ze specjalizacjami, wiedzą, kompetencjami i pasjami dorosłych, którzy są w szkole, np. gry planszowe, aktywności leśne, muzyka itd. Do tego dokłada się cały obszar wymiany wiedzy między dziećmi, które funkcjonują w grupach różnowiekowych, widzą, co kto robi, dzielą się kompetencjami, dzięki czemu budzi się ich zainteresowanie rzeczami, na które same by nie wpadły. 

Każdy może chodzić na zajęcia, albo spędzać czas na dworze, albo leżeć na kanapie, jeśli tego potrzebuje. Może czytać, budować z klocków, grać w planszówki… Sednem jest, żeby każdy mógł i umiał decydować, czy chce teraz iść z kolegami do lasu, czy chce sam posiedzieć i poczytać książkę, czy chce pójść pograć w piłkę, czy ma ochotę iść na zajęcia przedmiotowe, czy przygotowywać się do jakiegoś egzaminu. Ważna jest dla nas równowaga i balans między tymi różnymi elementami. 

Jak się to ma do podstawy programowej?

DG: Nie myślimy o uczeniu się jako o podstawie programowej, czy przedmiotach, lecz jako o procesie całościowego, indywidualnego rozwoju. Ale działamy w polskim systemie prawnym – wszystkie dzieci, które uczą się w Wolnej Szkole są w edukacji domowej, czyli muszą co roku „rozliczać się” zdając egzamin z każdego przedmiotu. Wspieramy więc dzieci w przygotowaniach do tych egzaminów. Dzieci wybierają, co chcą robić, jednocześnie my zapewniamy zajęcia „przedmiotowe”, w których mogą uczestniczyć.

Może się zdarzyć, że ktoś w ogóle nie będzie chodził na takie zajęcia?

DG: Zdarza się. Albo będzie chodził tylko na niektóre, albo będzie się to zmieniać w czasie. Równocześnie opiekunowie, którzy znają każde dziecko i widzą jego zainteresowania i potrzeby, mogą proponować różne formy spędzania czasu. Zależy nam na tym, żeby dzieci wybierały te aktywności, które są dla nich ważne – z ich punktu widzenia. Przedmioty szkolne są z góry narzucone przez system, zaprojektowane przez dorosłych, więc dla części dzieci nie są atrakcyjne i nie odpowiadają ich zainteresowaniom. To odbiera motywację do uczenia się. My chcemy szukać takich sposobów i narzędzi, które mogą wesprzeć motywację do uczenia się inaczej. Przyglądamy się też powodom, dla których dziecko nie chce chodzić na zajęcia. Oczywiście cały czas pamiętamy o tym, że każdy musi (jeśli chce dalej uczestniczyć w projekcie) zaliczyć określone egzaminy. Możemy razem szukać sposobów jak to zrobić, kiedy to zrobić i z kim, żeby spełnić wymagania. 

Zależy nam na tym, żeby każdy mierzył się z wyzwaniami. Ale Wolna Szkoła to nie jest przestrzeń, gdzie wymagania mają być takie same dla wszystkich. To naprawdę nie jest konieczne, żeby dziecko w szkole podstawowej znało wszystkie przedmioty w takim samym stopniu. Dużo ważniejsze jest, żeby z tej szkoły wyszło ze świadomością, że jest w porządku takie, jakie jest i ma narzędzia do uczenia się różnych rzeczy i poznawania świata, ze świadomością tego, co jest dla niego trudne, co jest ważne, kim się czuje, jaką ma wiedzę, ile wysiłku włożyło w jej zdobycie, czego nie chce wiedzieć. Jesteśmy bardzo uważni na to, w jaki sposób tradycyjny szkolny kawałek wpływa na samopoczucie dziecka, na jego poczucie własnej wartości. 

A egzamin ósmoklasisty?

DG: Jest wyłącznie furtką rekrutacyjną do szkół publicznych. Wyniki tego egzaminu nie są w życiu do niczego więcej potrzebne. Myślę więc, że szczególnie te osiem pierwszych lat edukacji, to jest czas, kiedy warto dać dzieciom więcej dzieciństwa, więcej wolności, więcej wyboru, więcej poszanowania ich praw, więcej podmiotowego traktowania, żeby potem lepiej czuły się ze sobą. I żeby decyzje, które będą podejmowały były bardziej świadome. 

Zainteresowanym proponujemy zajęcia dedykowane przygotowaniu się do egzaminów ósmoklasisty. Chcemy dać wcześniej przestrzeń doświadczania i wybierania, poznawania swoich potrzeb, żeby potem młody człowiek mógł wybierać „bliżej siebie”. Trudno jest mając lat kilkanaście brać odpowiedzialność za swoje wybory, jeśli wcześniej nie można było podejmować żadnych decyzji.

To, co jest u nas uniwersalnym doświadczeniem to szacunek i podmiotowe traktowanie, które dzieci dostają tu od dorosłych. Dzięki temu wychodzą stąd z przeświadczeniem, że dorośli nie są ich przeciwnikami. Oczekują wsparcia, są partnerami w rozmowach, są gotowi wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje decyzje. Mają dużą świadomość siebie, łatwiej jest im komunikować swoje potrzeby, dbać o to, żeby środowisko, w którym się znajdą było dla nich przyjazne i są też w stanie świadomie wspierać innych. 

Kim jest dorosły w Wolnej Szkole?

DG: Nie można powiedzieć, że dorosły jest tu w jednej roli. Tych ról jest wiele – i rola opiekuna, i przewodnika, i przyjaciela / przyjaciółki w trudnych momentach. Ważnym elementem obecności dorosłych w Wolnej Szkole jest stawianie i pilnowanie granic. Granic własnych i granic społeczności. Z pewnością rola dorosłego zmienia się przez osiem lat szkoły podstawowej, czyli przez osiem lat rozwoju dzieci. Kiedy dzieci są młodsze, dorośli w większym zakresie wyznaczają ramy funkcjonowania, możliwości działań, granice. Im dzieci są starsze, tym więcej staramy się dawać im możliwości decydowania. 

A jak rodzice odnajdują się w edukacji demokratycznej?

TW: Proces adaptacyjny w szkole dotyczy nie tylko dzieci, ale też rodziców. Bardzo ważne jest zbudowanie zaufania i dobrych relacji pomiędzy nami a rodzicami. Pierwszy miesiąc w Wolnej Szkole to jest czas dla opiekunów, dzieci i rodziców, żeby poczuć, czy chcą razem działać przez kolejne lata. W tym pierwszym miesiącu staramy się dzwonić do rodziców przynajmniej raz w tygodniu, porozmawiać o tym, co było, co się wydarzyło, co dziecko wnosi w domu. Sprawdzamy też, jak rodzice czują się w konfrontacji swoich oczekiwań i wyobrażeń z rzeczywistością. Staramy się być bardzo otwarci mówiąc o tym, jacy jesteśmy, o czym jest nasza edukacja, jaka jest nasza szkoła. Jednocześnie otwarci na emocje rodziców, staramy się dawać im wsparcie w tym, co może być dla nich trudne, podpowiadać różne rozwiązania w sytuacjach dla nich nowych, pomagać w spojrzeniu na różne sprawy z innej niż dotąd strony.

DG: Pracujemy w relacji bliskiej szczerości z rodzicami. Rozmawiamy z nimi o wszelkich naszych spostrzeżeniach, uwagach, dzielimy się opiniami. Nawet jeżeli te opinie czy zdania są przeciwne do opinii rodziców. To pozwala rodzicom decydować, czy ten projekt to jest coś, co im odpowiada, czy jednak chcieliby poszukać czegoś innego. Mamy świadomość tego, że Wolna Szkoła to nie jest przestrzeń dla każdego, wizje i oczekiwania na różnych etapach mogą okazać się rozbieżne.

TW: Działamy też w tym kierunku, żeby zintegrować rodziców, żeby stworzyć taką wioskę. Są spotkania przy ognisku, wspólne rozmowy. 

Dla jakich dzieci, albo raczej – dla jakich rodzin, szkoła demokratyczna będzie dobrym miejscem?

DG: Na pewno dla rodzin, dla których ważne jest by się wzajemnie podmiotowo traktować. Czyli dla takich, w których dziecko nie jest przedmiotem, którym zarządza dorosły. Dla rodzin, dla których ważniejsze niż zdobywanie encyklopedycznej wiedzy jest zdobywanie doświadczeń życiowych i rozwijanie proporcjonalnie zarówno kwestii poznawczych, relacyjnych i świadomości siebie. To jest projekt dla osób, które patrzą na rozwój dziecka w dłuższej perspektywie czasu.

TW: To jest też szkoła dla dzieci, które lubią doświadczać, lubią outdoor, które lubią wychodzić w nieznane, próbować nowych rzeczy. To jest szkoła dla rodziców, którzy są gotowi na to, że dziecko nie będzie podążało ich ścieżką, lecz własną.

DG: Trudno może być tu dzieciom, które nie mają żadnego doświadczenia sterowania własnym życiem, które wcześniej przez długi czas były sterowane przez dorosłych w domu i w szkole.  Dokonywanie wyborów bywa dużym wyzwaniem. Czy chodzę na bosaka, czy w butach, jem czy nie jem, jak się ubieram, w jakich aktywnościach biorę udział, chodzę na zajęcia, czy nie chodzę. 

My oczywiście jesteśmy przy tym obecni, komentujemy, mamy swoje zdanie, możemy postawić granicę, jeśli uważamy, że jest to kwestia bezpieczeństwa, ale w wielu sprawach staramy się pozostawić wybór dziecku.

TW: Trudno może być też dzieciom, które są bardzo sensoryczne i łatwo się przebodźcowują.

DG: Nasza przestrzeń charakteryzuje się tym, że jest dość dynamiczna i zmienna. Choć szkoła funkcjonuje na podstawie wspólnych ustaleń i zasad, a po jedenastu latach działania ten korpus zasad jest już dość skrystalizowany, to jesteśmy elastyczni i otwarci na zmiany. A zmiany nie dla wszystkich dzieci są wspierające w danym momencie.

Jednak trudno przewidzieć wcześniej, kto jak się odnajdzie w szkole demokratycznej. Zapraszamy więc też osoby, które może nie są do końca przekonane, ale czują, że to może być coś ciekawego, czują, że dzieciństwo ich dzieci jest ważne i są chętni na tę podróż z nami. Jeśli rodzina wspiera rozwój dziecka w jego decyzyjności i ma ideę podmiotowego traktowania, to na pewno warto spróbować.

Wolna Szkoła Ursynów

ul. Pelikanów 23/25, 02-843 Warszawa

https://wolnaszkola.org.pl

https://www.facebook.com/wolnaszkolaursynow/

Dominik Granada – Prezes zarządu, opiekuje się najstarszą grupą szkolną Horda (od 6 klasy).

Tomek Wrzosek – Wiceprezes zarządu, opiekuje się młodszą grupą Wataha (klasy 1-5), prowadzi zajęcia matematyczne.

rozmawiała: Elżbieta Manthey – założycielka Juniorowa, blogerka, popularyzatorka wiedzy o edukacji i rozwoju dzieci i młodzieży, prezeska Fundacji Rozwoju przez Całe Życie, mama dwójki nastolatków. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Popularyzuje nowoczesne pomysły edukacyjne, angażuje się w działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży. Najlepiej odpoczywa podróżując i doświadczając świata z mężem i dziećmi.