Czego boją się dzieci? Wizyty u dentysty, klasówki, recytacji wiersza przed całą klasą, potwora spod łóżka, śmierci, choroby… Jest wiele czynników, które mogą budzić w dzieciach lęk, a on może utrudniać codzienne funkcjonowanie i powodować złe samopoczucie. Co zatem powinniśmy zrobić z dziecięcym lękiem – przeczekać, bagatelizować, zwalczać? Przede wszystkim zrozumieć. A potem oswoić. Jak to zrobić – o tym rozmawiałam z Arturem Gębką, psychologiem, terapeutą i autorem książki “Znikodem i zagadka lęku”. (Zapis wideo tej rozmowy można obejrzeć na fanpage Juniorowa na Facebooku – tutaj)
Elżbieta Manthey: „Przecież nie ma się czego bać” – takie zdanie często słyszą dzieci od dorosłych. Intencją jest uspokojenie dziecka, ale jest w tym też niezbyt dobrze ukryte założenie, że są rzeczy, których bać się należy i inne, których bać się nie należy. A jednak zarówno dzieci, jak i dorośli odczuwają lęk wobec najróżniejszych sytuacji, niekoniecznie „obiektywnie” groźnych.
Artur Gębka: Bać możemy się wszystkiego. Zamiast oceniać, czego należy a czego nie należy się bać, raczej sugerowałbym przyjrzeć się, dlaczego akurat taki lęk u dziecka się pojawia. Jeśli lęk się pojawia, niezależnie czego dotyczy, warto się zastanowić, z jakiego powodu się pojawił, o czym on nam mówi. Może dziecko czegoś doświadczyło, może usłyszało jakiś komunikat, może coś się w jego życiu zdarzyło, co spowodowało, że pojawił się lęk dotyczący akurat danej dziedziny.
Kiedy dziecko słyszy, że nie ma się czego bać, albo że powinno pokonać lęk, to doświadcza pewnego dysonansu: dostaje komunikat „nie masz się czego bać”, a jednak wciąż czuje lęk. Może więc pomyśleć sobie, że coś jest z nim nie tak, skoro czuje coś, czego nie powinno.
EM: Lęk nie jest niepotrzebnym nieprzyjemnym elementem w naszym życiu, tylko pełni bardzo ważną rolę – ma nas chronić przed niebezpieczeństwem. W książce “Znikodem i zagadka lęku” pokazuje Pan lęk w uosobionej postaci, który wcale nie ma złych zamiarów wobec głównego bohatera. Przeciwnie, chce go chronić i mu pomagać.
AG: Lęk ma nas przede wszystkim chronić przed zagrożeniami. Te zagrożenia mogą dotyczyć różnych spraw i sytuacji – na przykład przemocy, nadużyć ze strony innych ludzi, ale też pędzącego na nas samochodu, czy agresywnego psa. Kiedy lęk się pojawia, możemy przyjrzeć się mu i zadać sobie pytanie czy rzeczywiście coś nam zagraża, czy tylko nam się tak wydaje. Natomiast jeżeli próbujemy lęk odepchnąć, zlikwidować, pokonywać, to często nie rozpoznajemy go również w sytuacjach, które są naprawdę zagrażające.
EM: Czyli taka życiowa postawa, że lęk jest czymś niewłaściwym, świadczącym o słabości i należy go pokonywać, likwidować, przełamywać – to może doprowadzić do prawdziwych zagrożeń?
AG: Weźmy taką sytuację: dziecko ma wystąpić w szkolnym przedstawieniu i czuje przed tym występem lęk. Słyszy wtedy: „nie bój się”, „nie przejmuj się”, „nie ma czego się bać”, „nie myśl o tym”. W ten sposób odpychamy lęk, ale też uczymy dziecko, że kiedy odczuwa lęk, to ma o nim nie myśleć, nie zwracać na niego uwagi. I kiedy lęk pojawi się w innym kontekście, w sytuacji naprawdę zagrażającej, to dziecko również ten lęk będzie próbowało zlekceważyć, odsunąć, nie zwracać na niego uwagi. Taka postawa wobec lęku utrwala się, przez co nie korzystamy z informacji, jakie nam lęk przynosi, a one są czasami bardzo cenne.
EM: Mówiąc „nie ma się czego bać” być może w danej chwili złagodzimy to nieprzyjemne uczucie, ale jednocześnie utrwalimy sposób postępowania niekorzystny, a wręcz niebezpieczny. Próbując oszczędzić dzieciom nieprzyjemnego, dotkliwego, czasem nawet bolesnego uczucia, jakim jest lęk, wylewamy dziecko z kąpielą, bo pozbawiamy dzieci ważnego narzędzia ochrony.
AG: Co więcej – kiedy dziecko czuje lęk i jednocześnie słyszy „nie bój się”, „nie ma czego się bać”, to jest dla dziecka komunikat, że może coś zrobić, może zacząć działać dopiero kiedy lęk zniknie, że w towarzystwie lęku działać nie można. A jest dokładnie odwrotnie – żeby oswoić lęk, trzeba zacząć działać w jego towarzystwie, nie czekając aż on zniknie.
EM: Przeciwieństwem lęku jest odwaga, która często rozumiana jest jako brak lęku. A istotą odwagi nie jest nieodczuwanie lęku, tylko działanie pomimo niego, a jeszcze dokładniej: w jego towarzystwie.
AG: To bardzo ważne, żeby umieć działać w towarzystwie trudnej emocji, silnej, odczuwanej też mocno w ciele. To, co piszę w książce “Znikodem i zagadka lęku” bliskie jest nurtom poznawczo-behawioralnym związanym z akceptacją i zaangażowaniem. Przyjmują one, że nawet jeśli lęk nie opada, jego poziom jest wysoki, to i tak możemy działać, nie musimy go redukować, czy się go pozbywać.
EM: Jak nauczyć dzieci działania z lękiem, czyli odwagi. Co powinniśmy robić, kiedy nasze dziecko się boi?
AG: To, co może być pomocne, kiedy dziecko się boi, to rozmowa. Zapytanie „Czego się obawiasz?”, wysłuchanie dziecka, zaakceptowanie jego emocji, zapewnienie „jesteś bezpieczny”, „jestem przy tobie”. Ważne jest, żeby pokazać dziecku, że rozumiemy jego perspektywę: „jak tak opowiadasz, to rzeczywiście można się przestraszyć tego potwora”. To jest ważne, bo dziecko wtedy uczy się, że może przeżywać emocje. Jednocześnie ważne jest zapewnienie „poradzimy sobie z tym”.
EM: Czyli nasz komunikat dla dziecka – wyrażony oczywiście różnymi słowami – powinien znaczyć „możesz się bać, ale poradzimy sobie z tym”.
AG: Tak, to jest ważne, bo dzieci przeżywają lęk i jednocześnie boją się, że sobie z nim nie poradzą. Kiedy pojawia się lęk, rodzic może zainicjować wspólne przyglądanie się, o co w tym lęku chodzi, co on chce powiedzieć, dlaczego się pojawił. Wtedy budzimy zaciekawienie tym lękiem. Jednocześnie dziecko przeżywa tę emocję, nie dosuwa jej, tylko doświadcza. Nabiera przekonania, że można czuć lęk i to jest w porządku, że lęk jest czymś co można poobserwować, zrozumieć, a nawet – z czego można korzystać. Czyli ważna jest przestrzeń na przeżywanie lęku, a jednocześnie pokazanie, że rodzic jest, że w razie czego pomoże, że wspólnie poszukamy rozwiązań i jakoś sobie z tą trudną sytuacją poradzimy.
Chciałbym jednak podkreślić, że każdy z nas czasami próbuje zepchnąć emocje, więc nawet jeśli czasami zdarzy nam się powiedzieć „nie bój się”, czy zlekceważyć tego potwora pod szafą, to nie róbmy sobie od razu wyrzutów. Ważne jest, żebyśmy patrząc na całość naszej relacji z dzieckiem widzieli, że raczej uczymy je oswajania lęku niż odpychania go. Problem pojawia się, kiedy strategia ukierunkowana na unikanie czy odpychanie lęku jest czymś stałym lub dominującym.
EM: Dobrze jest więc nie odpychać lęku, lecz przyglądać się mu i o nim rozmawiać.
AG: Warto o lęku rozmawiać nie tylko wtedy, kiedy on się już pojawia, ale też w ogóle rozmawiać o lęku jako o jednej z naszych emocji. Im częściej rozmawiamy z dziećmi o emocjach, im bardziej dzieci są z tym tematem oswojone, tym łatwiej jest poradzić sobie, kiedy już się te emocje pojawiają. Z kolei jeśli lęk się pojawia, a my go nie oswoimy, tylko odsuniemy, albo przeczekamy, to on potem i tak wyjdzie, pokaże się w innej sytuacji.
EM: Przyjrzyjmy się takiemu dziecięcemu lękowi, który dosłownie spędza sen z powiek wielu rodzicom: lęku przed samodzielnym zasypianiem, samodzielnym spaniem, przed ciemnością. Jak go oswoić?
AG: Na pewno nie jest pomocne konfrontowanie dziecka na siłę z tym, co budzi lęk. Jeśli dziecko boi się samo zasypiać, to nie pomoże zostawianie go samego, gaszenie światła. Trudne też będzie wprowadzenie nagłej dużej zmiany, na przykład dziś jeszcze śpimy razem w jednym łóżku a od jutra już nie. Takie gwałtowne zmiany są trudne zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Lęk wymaga stopniowego oswajania. Oczywiście powinniśmy zadbać o nasze potrzeby, o to, żebyśmy się wysypiali czy mieli wieczorem czas dla siebie, i mamy prawo do ich zaspokojenia, ale warto to zrobić w kontakcie z dzieckiem. Możemy wspólnie z dzieckiem ustalać niewielkie kroki i umawiać się na ich stopniowe stawianie. Pytajmy dziecko, jak ono to widzi, co mu może pomóc w zmianie, czego potrzebuje.
EM: Dziecko będzie umiało powiedzieć nam, czego tak naprawdę się boi i co mu pomoże oswoić lęk?
AG: U dzieci i u dorosłych lęk często przychodzi nagle, opanowuje nas, a my nie umiemy dostrzec, o co mu tak naprawdę chodzi. Kiedy zapytamy dziecko czy nastolatka, czego się boi, dlaczego się boi, to często usłyszymy „nie wiem”. Lęk zachęca do takiego „nie wiem”. Patrzenie na coś, co jest trudne nie jest przyjemne, więc odruchowo odwracamy wzrok od lęku i łatwiej jest powiedzieć krótko „nie wiem”, niż przyjrzeć się i pozastanawiać, o co chodzi. Żeby rozbroić lęk, musimy wiedzieć, czego on dotyczy i warto to doprecyzować w rozmowie z dzieckiem, cierpliwie zadając pytania. Potem możemy okazać zrozumienie i akceptację dla emocji dziecka („rozumiem, że się boisz”), dzięki czemu dziecko będzie wiedziało, że ma prawo się bać. I wtedy jest miejsce na wyjaśnienie sytuacji i pokazanie, jak ona wygląda z naszej perspektywy. Rozmawiając o lęku trzeba też wziąć pod uwagę kontekst, szeroko rozumiane doświadczenie dziecka. Lęk może być spowodowany jakimś wcześniejszym wydarzeniem.
EM: My rodzice często chcemy jak najszybciej zlikwidować lęk dziecka, bo wiemy, że on jest nieprzyjemny, trudny. Chcemy ulżyć dziecku, co najczęściej skutkuje tym, że na dziecięce „boję się” odpowiadamy szybko „nie bój się, nie ma czego”. Czasami też rzucamy takie zdania w złości, bo nie wytrzymujemy tego dziecięcego lęku.
AG: Tak się często dzieje, kiedy dziecko się boi, a my widzimy, że tak naprawdę, rozsądkowo patrząc, jest bezpieczne. Ale dziecko nie ma takiego obrazu, ono widzi sytuację inaczej. I w takim momencie możemy pomóc dziecku, wspólnie z nim przyglądając się lękowi. Może też być tak, że rodzic ma inną wrażliwość niż dziecko, ma taką naturę, że przeżywa wszystko mniej, a dziecko ma taką wrażliwość, że przeżywa wszystko bardziej. I tu pomocne będzie zaakceptowanie tego, że dziecko jest inne niż my, że pewne rzeczy przeżywa inaczej.
Samo założenie ukojenia w trudnej sytuacji jest bardzo cenne. Rodzice robią to instynktownie i w dobrej wierze. Działając w ten sposób możemy faktycznie zmniejszyć czy złagodzić odczuwanie lęku, sprawić, że dziecko poczuje się lepiej, ale w ten sposób zadziałamy tylko na objaw, a nie na przyczynę. W dłuższej perspektywie nie będzie to leczące. Trudności mogą się nawarstwiać, mogą pojawić się niespodziewane kryzysy, w których lęk nie da się tak łatwo i szybko odsunąć. I wtedy młody człowiek nie będzie umiał sobie poradzić z lękiem, bo nie miał okazji się tego nauczyć. Większość z nas otrzymała w dzieciństwie taki przekaz, że emocje – nie tylko lęk, ale i inne – trzeba tak trochę spychać, odsuwać od siebie. I teraz już w dorosłym życiu w sytuacjach trudnych tych emocji jest tak dużo, że trudno nam je w sobie pomieścić, bo nie jesteśmy tego nauczeni ani do tego przyzwyczajeni. I na przykład w sytuacji pandemii u wielu osób pojawia się sporo lęku, lęk odwiedza również ludzi, których wcześniej tak często nie odwiedzał i trudno nam go pomieścić, trudno nam go znieść, bo nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni.
EM: Czy rozmawiając o lęku i przyglądając się mu, nie podsycamy go?
AG: Rozmawiając z dzieckiem o lęku nie uruchamiamy go, bo ten lęk już w dziecku jest. Możemy go natomiast wydobyć i mu się przyjrzeć. Ważne jest jednak, w jaki sposób rozmawiamy o lęku. Pomocne jest, jeśli rodzic mówi „rozumiem, że się boisz, opowiedz mi co to jest, czego się obawiasz, chciałbym to zrozumieć, spróbujmy się powoli razem przyjrzeć temu lękowi, zobaczmy o co w nim chodzi, wtedy sobie z nim poradzimy”. Ale jeśli powiemy „no czego ty się boisz, że morderca ci wejdzie przez okno?” – to już pomocne nie będzie, bo w taki sposób możemy podsunąć dziecku kolejny powód do lęku, o którym ono nawet nie pomyślało.
Zamiast tłumaczyć dziecku co ono myśli i czuje, warto zadawać pytania. Wyjaśnianie bywa pomocne, ale dopytywanie pomaga dzieciom, szczególnie tym starszym i nastolatkom, rozumieć świat i siebie po swojemu. Bo każdy z nas przeżywa emocje inaczej. Pytając i rozmawiając z dzieckiem o emocjach uczymy je myślenia o własnej emocjonalności. Jeśli pytamy i szukamy wspólnie z dzieckiem, nie podsuwając ani nie narzucając mu możliwych rozwiązań, to nie widzę ryzyka, żebyśmy lęk podsycali.
EM: A jeśli dziecko nie chce rozmawiać o lęku?
AG: Przyjrzałbym się w takiej sytuacji temu, czy w rodzinie w ogóle rozmawia się o emocjach. Często rozmowy o emocjach są trudne. Warto wtedy zacząć takie rozmowy od przyglądania się innym emocjom, nie zaczynać od lęku tylko na przykłąd od radości, albo od pytania „jak się dzisiaj czujesz?”. Wtedy zachęcamy dziecko do zwracania uwagi ku sobie. Nie wszyscy jesteśmy nauczeni tego, by obserwować własne życie wewnętrzne. W rozmowach z dziećmi pytamy o oceny, o naukę, o relacje z rówieśnikami, o wydarzenia, rzadziej pytamy o to, co dzieje się wewnątrz, o to, jak się dziecko czuje. Więc jeśli dziecko się boi i jednocześnie nie chce o tym lęku rozmawiać, to musimy zacząć od tego, że nauczymy się i przyzwyczaimy rozmawiać o tym, jak się czujemy w ogóle.
EM: Co z lękiem, którego doświadczają starsze dzieci? Nastolatki, szczególnie teraz, w czasie pandemii, doświadczają różnych lęków. Boją się, że stracą przyjaciół, boją się, jak będą postrzegane gdy wrócą do szkoły, boją się o wlasne zdrowie, o zdrowie swoich bliskich. Jak wspierać nastoletnie dzieci i jak im pomagać w oswajaniu lęku?
AG: U nastolatków mogą być wciąż obecne dziecięce lęki, które nie zostały wcześniej oswojone. U dzieci do dwunastego roku życia często pojawiają się lęki separacyjne. W wieku nastoletnim częściej pojawia się lęk społeczny – lęk przed oceną społeczną, co myślą o mnie inni, czy jestem akceptowany. To naturalny lęk, ponieważ w tym wieku grupa rówieśnicza jest wyjątkowo ważna w życiu człowieka. I tu też warto rozmawiać z nastolatkiem, okazywać zrozumienie dla jego lęku („widzę, że się obawiasz, rozumiem, że się boisz, możemy o tym rozmawiać”), przyglądać się temu lękowi („co cię przeraża, czego się boisz”). Nie będzie natomiast pomocne – choć jestem przekonany że w dobrej wierze – mówienie „nie przejmuj się”, „jesteś młody, kiedyś będziesz się śmiać z tych problemów”. Chociaż przemawia przez nas życiowe doświadczenie, to jednak dla nastolatka tu i teraz jest ważne to, co przeżywa. Ważne jest, by uszanować te lęki, zauważyć je, powiedzieć „rozumiem, że się tego obawiasz”. Już nawet taki krok w kierunku akceptacji lęku bywa bardzo pomocny.
EM: Wyobraźmy sobie, że przychodzi do nas dziecko i mówi „boję się, że stracę przyjaciółkę, bo nie rozmawiamy ze sobą tak często jak dawniej”.
AG: Jeśli powiemy „nie martw się, wszystko się ułoży, wszystko będzie dobrze”, to być może dajemy naszemu dziecku chwilową ulgę. Ale może się okazać, że ta przyjaciółka rzeczywiście rzadziej się odzywa, ten kontakt faktycznie słabnie. I lęk znów przychodzi do naszego dziecka, a ono wtedy myśli „przecież nie ma się czego bać, a ja się boję, więc chyba ze mną jest coś nie tak, skoro tak czuję a nie mam powodu”. Albo może pojawić się żal i pretensja do rodzica: „mówiłaś, że wszystko będzie dobrze, a nie jest, oszukałaś mnie”.
EM: Więc przekonywanie dziecka, że nie ma się czego bać, albo że wszystko się ułoży, jest ryzykowne i wbrew pozorom nie wspiera, choć wynika z naszej troski. A podsuwanie rozwiązań, dawanie rad, co zrobić w trudnej sytuacji?
AG: Bycie w emocjach jest niewygodne. Zrozumiałe jest więc, że kiedy dziecko jest w lęku, to chcemy je z tego stanu uratować. I często mamy taki pomysł, żeby wybić dziecko z tego przykrego emocjonalnego stanu poprzez działania. Kiedy nastolatek mówi „boję się, że stracę przyjaciółkę, bo coraz rzadziej do siebie piszemy”, to często odruchowo, żeby szybko zlikwidować lęk, mówimy „to ty napisz do niej”, a nawet podsuwamy gotowe zdania, które nasze dziecko powinno napisać. Czyli staramy się przez działanie szybko rozwiązać problem. Pracuję z nastolatkami i widzę, że często w takich sytuacjach czują się niezrozumiane, mają pretensje do rodziców „oni myślą, że wszystko wiedzą lepiej, w ogóle mnie nie słuchają”. To jest trudne doświadczenie. Jeśli natomiast w rozmowie z dzieckiem rodzice stworzą przestrzeń dla przeżywania trudnych emocji, zaakpceptują je, uznają, że one mają prawo się pojawiać, to z mojego doświdczenia wynika, że nastolatki są wtedy bardziej chętne do dialogu, bardziej skłonne wziąć pod uwagę nasze argumenty.
Bliższy jest mi więc taki kierunek, kiedy mówimy „jak o tym opowiadasz, to rozumiem, że się boisz, rozumiem twój lęk”. Czyli pokazujemy, że rozumiemy tę perspektywę i uznajemy ją. To jest bardzo ważne, bo nastolatki mogą często doświadczać zwątpienia we własną perspektywę, mogą odbierać takie komunikaty „to, co myślisz, to co czujesz nie jest słuszne”. A nastolatki, zresztą nie tylko one, ale każdy z nas, chcą być uznane ze swoją perspektywą. I jeśli my ten lęk, tę perspektywę nastolatka uznamy, to wtedy jest miejsce na myślenie, co zrobić, jak można zadziałać, przyjrzeć się, jakie wskazówki podsuwa nam ten lęk. Może zadzwonić do tej przyjaciółki, może napisać, może z nią porozmawiać o swoich obawach. Możemy zaproponować „zastanówmy się, co może ci pomóc w tej sytuacji”.
EM: A co w sytuacji, kiedy nasze rozmowy nie przynoszą efektu i lęk wciąż jest obecny i nieoswojony?
AG: Nasza „moc” jako rodziców, opiekunów czy nauczycieli, ma swoje granice. Pewne rzeczy możemy zrobić, ale bywa, że to co możemy nie wystarcza. Czasami, z racji różnych doświadczeń, pomimo naszych działań zmierzających do oswojenia lęku, dziecko nadal przeżywa ten lęk silnie, ma problem z tym, by go oswoić. Czasami przeżywanie lęku może też utrudniać funkcjonowanie. Wtedy warto pomyśleć o konsultacji z psychoterapeutą. Może być tak, że w danym przypadku potrzeba więcej narzędzi, innych działań, czy nawet całego planu oswojenia z lękiem.
EM: Pana książka „Znikodem i zagadka lęku” opowiada o takiej sytuacji, kiedy lęk stał się już problemem, który utrudnia bohaterowi codzienne funkcjonowanie, lęk, a nawet lęk przed lękiem dominuje w jego życiu i wpływa na wszelkie jego działania. Kiedy jest ten moment, w którym powinniśmy sięgnąć po pomoc terapeuty, jak go rozpoznać?
AG: Strategie i pomysły na oswajanie lęku, które możemy stosować sami nie wykluczają równoczesnej pracy z terapeutą. Po pomoc terapeuty możemy sięgnąć w każdej chwili, kiedy czujemy, że potrzebujemy wsparcia, kiedy nas coś niepokoi. Sygnałem, na który powinniśmy zwrócić uwagę jest zmiana w zachowaniu dziecka. Kiedy widzimy na przykład, że dziecko wycofuje się z różnych aktywności. W lęku mamy tendencję do unikania różnych rzeczy. Dziecko może na przykład unikać chodzenia do szkoły, albo na niektóre lekcje (warto podkreślić, że to nie musi oznaczać, że coś złego dzieje się w szkole, bo czasem kontekst różnych wydarzeń wpływa na pojawienie się lęku). Kiedy dziecko wycofuje się z aktywności, które do tej pory lubiło, albo rezygnuje ze spotkań z rówieśnikami, albo unika jakiegoś rodzaju wyzwań, na przykład występów publicznych – takie sygnały mogą dotyczyć lęku, ale nie tylko, mogą być też objawem depresji.
Dzieci i nastolatki w lęku mogą też reagować złością i agresją. Przejawem skrywanego lęku może też być perfekcjonizm, na przykład dziecko nie chce oddać pracy, póki ona nie jest idealna i spędza wiele godzin nad każdym zadaniem. Kolejnym ważnym obszarem są objawy somatyczne. Kiedy jakaś emocja jest nieoswojona, niezwerbalizowana, może objawiać się w ciele. Trzeba jednak spojrzeć szerzej, na kontekst. Jeśli te objawy trwają, albo nasilają się, to na pewno jest wskazówka do pracy terapeutycznej. Warto zacząć od psychoterapii, czy – u młodszych dzieci – psychoedukacji. Często jest ona bardzo pomocna i wystarczająca. Bywa jednak, że trzeba sięgnąć po farmakoterapię i tego też nie należy się obawiać ani wykluczać.
EM: I nie powinniśmy traktować pomocy terapeutycznej jak ostatniej deski ratunku, kiedy jest już bardzo źle, lecz korzystać z niej wtedy, kiedy czujemy, że nasze własne pomysły na poradzenie sobie z sytuacją są niewystarczające, albo my sami czujemy się zbyt obciążeni sytuacją.
AG: Wsparcie psychoterapeuty jest pomocne nie tylko dla dziecka, ale i dla rodziców. Rodzice mają prawo nie wiedzieć wszystkiego. Czasami wystarczy kilka wskazówek i już się zmienia kontekst funkcjonowania. Czasami trwa to dłużej – może to być kilka, kilkanaście spotkań, bywa, że potrzebnych jest nawet kilka lat pracy. Jeśli zareagujemy wcześnie, nawet myśląc i działając profilaktycznie, kiedy widzimy, że coś się zaczyna dziać, mamy szansę uniknąć dużego nasilenia problemu.
EM: Nawet jeśli w rozmowie z terapeutą okaże się, że to, co nas niepokoi jest naturalne, rozwojowe, to taka konsultacja zdejmie z nas niepokój i napięcie. My sami lepiej się poczujemy, a tym samym dziecko też może poczuć się lepiej, bo dzieci rezonują z emocjami rodziców.
AG: Warto też zaznaczyć, że często praca terapeutyczna rodziców nad sobą, ich świadomość siebie jest bardzo pomocna w tym, by troszczyć się o dzieci. Obserwuję w mojej praktyce, że kiedy dziecko jest w terapii i rodzic lub rodzice zdecydują się na własną pracę terapeutyczną to daje dobre efekty. Choćby dlatego, że w ten sposób rodzic daje dziecku przykład i pokazuje mu, że praca terapeutyczna to jest coś dobrego. Kiedy dziecko widzi, że rodzic nad sobą pracuje, to jest dla niego motywujące.
EM: A czasami już sama własna praca rodzica rozwiązuje pewne problemy. Rodzina to przecież system naczyń połączonych i zmiana u jednego z członków rodziny wpływa na cały ten system. To zresztą świetnie opisał Pan w książce, gdzie mamy kilka drugoplanowych postaci, które są niezwykle wyraziste i znakomicie pokazują, jak kontekst społeczny wpływa na dziecko.
AG: Bardzo liczę na to, że moją książkę będą z dziećmi czytali rodzice. Starałem się stworzyć ciekawą fajną fabułę, która będzie atrakcyjna dla dzieci i będzie miała pewien wymar edukacyjny. Ale też zależało mi, żeby pokazać w tej historii właśnie ten kontekst społeczny i żeby pokazać go przede wszystkim rodzicom. Nasza – dorosłych – relacja z lękiem to pewien obraz, któremu przyglądają się dzieci. Jeśli my mamy postawę „nie warto czuć”, albo „nie można się bać, trzeba sobie radzić” to dziecku, które czuje lęk może być trudno. Z jednej strony dostaje komunikat „nie czuć”, a z drugiej przecież czuje. Udawanie, że lęku nie ma nie będzie pomocne. Drugim biegunem jest taka postawa, że wszystko jest straszne, niebezpieczne i pokazywanie dziecku, że sobie nie poradzi. „Nie idź sam do sklepu, bo zgubisz pieniądze, albo ktoś cię oszuka”, „to wszystko jest takie straszne, że lepiej tego nie rób”. Jeszcze inną postawą jest taki rodzaj troski, który mówi dziecku „nie poradzisz sobie, ja się tobą zajmę” i załatwianie wszystkich spraw za dziecko. Troska rozumiana jako akceptacja dla emocji, bycie przy dziecku jest ważna i potrzebna. Ale troska, która zachęca do wycofania się, troska mówiąca „ty sobie nie poradzisz” – to już nie jest pomocne.
EM: Powiedzmy na koniec kilka słów o sytuacji, w której wszyscy tkwimy od miesięcy, a która bardzo sprzyja pojawianiu się i nasilaniu lęków – o pandemii. Co możemy zrobić dla dzieci, żeby uchronić je przed lękiem związanym z pandemią?
AG: Na pewno nie jest pomocne zalewanie dzieci informacjami o pandemii. Dzieci i siebie też. Pamiętajmy o tym, że dzieci patrzą na nas, obserwują nasze reakcje i na tej podstawie budują sobie swój obraz świata. Warto, żebyśmy byli otwarci na rozmowę, jeśli dziecko chce rozmawiać. Otwórzmy się na pytania, które dzieci zadają, na wysłuchanie dziecka i uznanie jego perspektywy. Okazujmy zrozumienie dla obaw i emocji dziecka – czasem to jest wystarczające. Nie musimy, nawet nie powinniśmy od razu szukać rozwiązań, najpierw wysłuchajmy, okażmy zrozumienie. A jeżeli dziecko potrzebuje rozwiązań, pyta o nie, wtedy możemy ich poszukać. Zachęcam do pytania dzieci o ich potrzeby – „czy czegoś potrzebujesz?”, „chcesz porozmawiać?”. Być może w tym momencie takiej potrzeby nie ma, ale dajemy dziecku sygnał, że może do nas przyjść, jeśli będzie potrzebowało rozmowy czy wsparcia, że jesteśmy obok. Ważne też jest, żeby na rozmowę mieć czas i przestrzeń. Nie w biegu, w pośpiechu, tylko spokojnie, zapewnijmy na taką rozmowę tyle czasu, ile potrzeba i tyle uwagi, ile potrzeba.
EM: Bardzo dziękuję za rozmowę i polecam wszystkim rodzicom i dzieciom książkę „Znikodem i zagadka lęku”, która może być pomocna, kiedy lęk już nas odwiedził, ale może też być bardzo dobrym pretekstem, by zacząć rozmawiać – o lęku i o innych emocjach.
Artur Gębka – psycholog, certyfikowany psychoterapeuta poznawczo-behawioralny. Członek Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczo-Behawioralnej i Polskiego Towarzystwa Terapii Dialektyczno-Behawioralnej. Pracuje w Klinice Poznawczo-Behawioralnej Uniwersytetu SWPS, gdzie prowadzi psychoterapię dzieci, młodzieży oraz osób dorosłych. Prowadzi grupy psychoedukacyjne dla rodziców oraz warsztaty dla psychologów i pedagogów. Posiada doświadczenie w pracy w ramach Ośrodka Interwencji Kryzysowej, Poradni Zdrowia Psychicznego oraz jako psycholog szkolny. Współtworzy pracownie Poznanie Psychologia, zajmującą się prowadzeniem szkoleń i warsztatów. Autor książki dla dzieci „Znikodem i zagadka lęku”.
rozmawiała: Elżbieta Manthey – założycielka Juniorowa, blogerka, dziennikarka, prezeska Fundacji Rozwoju przez Całe Życie, mama Marysi i Tymona. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Tropi nowinki i nowoczesne pomysły edukacyjne, angażuje się w różnorodne działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży. Najlepiej odpoczywa odwiedzając ciekawe miejsca i doświadczając świata wspólnie z mężem i dziećmi.
1 komentarz
Sayto
21 maja 2021 at 14:44Bardzo ciekawe spojrzenie na ten temat, artykuł bardzo przydatny nie tylko dla rodziców.