Kiedy poganiam rano moje dzieci, zirytowana ich guzdraniem się, nie chcę sprawiać im przykrości ani psuć atmosfery poranka. Jednak w tej konkretnej chwili nie wiem, co innego mogłabym zrobić niż powtórzyć sto osiemdziesiąty raz “Synku, ubierz się!”. Gdybym się na chwilę zatrzymała, dała sobie czas na uspokojenie emocji, zastanowiła się, przywołała wiedzę podręcznikową i swoje doświadczenie, może wpadłabym na jakiś pomysł. Może ubrałabym mojego dziesięciolatka nie przejmując się tym, co z niego wyrośnie, że taki niesamodzielny i że w tym wieku już powinien sam się ubierać. Może pozwoliłabym mu się wyguzdrać w jego tempie i zawiozłabym go do szkoły spóźnionego. A może wymyśliłabym jeszcze coś innego. Ale nie wymyślam, bo w tej konkretnej chwili ograniczają mnie moje emocje, moje niewyspanie, schematy według których działam od dawna, zakorzenione od dzieciństwa przekonania (jak się spóźnisz na lekcję, nauczyciel będzie zły).
Kiedy emocje opadają, pośpiech mija, myślę, że mogłam coś zrobić inaczej, żałuję jakiegoś wypowiedzianego słowa. I postanawiam następnego dnia postąpić inaczej, spróbować czegoś innego, znaleźć inny sposób. Czasami się udaje. A czasami muszę próbować jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze, i jeszcze.
Nikt nie jest idealnym rodzicem. Najlepsze, co możemy zrobić, to wciąż się rozwijać, uczyć i stawać coraz lepszymi, coraz mądrzejszymi, codziennie pogłębiać dobre relacje z naszymi dziećmi i pracować nad zmianą w tych obszarach, które tej zmiany wymagają. Ale nie spodziewajmy się, że kiedyś osiągniemy stan rodzicielskiej doskonałości. Taki stan nie istnieje. Jesteśmy zawsze w drodze.
Wakacje to doskonały moment, by wypróbować te sposoby bycia rodzicem, na które zwykle nie ma czasu, albo wydają się zbyt ekstrawaganckie, albo budzą obawy, że “rozpieścimy” dzieci. W czasie wakacji możemy przestać się śpieszyć i poganiać dzieci. Możemy pozwolić sobie i im na spóźnienie. Możemy niczego nie planować i zdać się na pełen spontan. Możemy spełniać dziecięce zachcianki i swoje też. Możemy zamówić pizzę zamiast spędzać popołudnie w kuchni, a czas zwykle poświęcany na gotowanie obiadu tym razem poświęcić dzieciom i ich sprawom. Możemy na trochę przestać pilnować, czy nasze dzieci zrobiły wszystko, co powinny – czy mają umyte zęby, czy kładą się do łóżek o ustalonej porze, czy zjadły porcję warzyw dla zdrowia, czy posprzątały swoje zabawki. Możemy odpuścić kontrolę na rzecz życzliwego przyjrzenia się im i sobie. Im – jak sobie radzą, kiedy dajemy im więcej przestrzeni, sobie – jak się czujemy rezygnując z roli strażnika poprawności. Możemy rozmawiać językiem żyrafy, dać dzieciom czas zupełnie wolny do ich wyłącznej dyspozycji, być przy nich z pełnym zainteresowaniem dla ich dziecięcych spraw, którego nie rozproszy ani nasza praca, ani domowe obowiązki. Możemy pytać je o zdanie, zaprosić do udziału w podejmowaniu decyzji. Możemy zaprosić je do wspólnego spania w dużym rodzicielskim łóżku (bo i one i my zawsze tego chcieliśmy, tylko uważaliśmy, że to niewychowawcze), możemy nie nalegać, by zjadły choć jedno warzywo, możemy…
Możemy dzieciom i sobie pozwolić na to wszystko, na co zwykle nie pozwalamy z powodu dziesiątek różnych ograniczeń.
W czasie wakacji możemy wypróbować to, o czym czytaliśmy w najlepszych książkach dla rodziców, co bardzo chcielibyśmy zastosować w naszym życiu, a co do tej pory wydawało nam się zbyt trudne lub zbyt czasochłonne. Spróbować i zobaczyć, jak działa, jak się z tym czują nasze dzieci i jak my sami się z tym mamy. Może się okazać, że to, co wydawało się rewolucyjne, tak naprawdę nie sprawia nam większych trudności. Może się okazać, że niektóre z tych nowych rodzicielskich strategii pozostaną na stałe w naszej codzienności i sprawią, że będzie lepsza i bardziej satysfakcjonująca dla nas i dla dzieci. Z innych wycofamy się i to też będzie w porządku.
Właściwie wszystko to możemy zrobić kiedykolwiek. Wakacje są o tyle sprzyjającym czasem, że możemy skupić się na sobie, swojej rodzinie, dzieciach, odpuszczając chwilowo inne ważne sprawy.
Współczesna wiedza psychologiczna, o wychowaniu, edukacji, neurobiologiczna i w ogóle wszelka wiedza, która dotyczy dzieci, jest ogromna. Nie sposób dowiedzieć się wszystkiego. To, co uda nam się zgłębić, przemyśleć i zastosować w praktyce rozwija nasze relacje z dziećmi. Często jednak zamiast to docenić, patrzymy na to, czego jeszcze nie wiemy, co nam nie wychodzi, na nasze błędy i niedoskonałości. Jesteśmy bardzo wymagającymi rodzicami. Wymagającymi wobec siebie.
Jednocześnie jest tak wiele warunków i okoliczności, które wpływają na nas, od których jesteśmy zależni, które często utrudniają lub uniemożliwiają nam postępowanie, jakiego od siebie wymagamy i jakie opisują poradniki dla rodziców. Brakuje nam czasu, stresują nas problemy zawodowe, finansowe, rodzinne, żyjemy pospiesznie, doskwierają nam nie zaspokojone nasze osobiste potrzeby. Chcemy być zawsze cierpliwymi, uśmiechniętymi, gotowymi do zabawy, empatycznymi rodzicami, ale czasami po prostu nie mamy na to siły. Agnieszka Stein, psycholog którą uważam za swoją przewodniczkę po dobrym rodzicielstwie, podkreśla że rodzice zwykle wybierają najlepszy dostępny im sposób postępowania wobec dzieci. Choć nie zawsze jest to najlepszy sposób znany ludzkości.
Bycie dobrym rodzicem to sięganie po najlepsze dostępne w danej chwili rozwiązania. Najlepsze na jakie nas stać – emocjonalnie, umysłowo, logistycznie i pod każdym innym względem. I ciągłe udoskonalanie tego “banku rodzicielskich narzędzi”. Dzieci nie potrzebują idealnych rodziców. Potrzebują rodziców, którzy nie ustają w próbach.
c
autorka: Elżbieta Manthey
foto: Pixabay
Discover more from Juniorowo
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Twój komentarz może być pierwszy