Dzieci coraz więcej czasu spędzają na odrabianiu lekcji i na przygotowywaniu się do niezliczonych klasówek, kartkówek, sprawdzianów, sprawdzaczy, wejściówek, wyjściówek… (nauczyciele bywają niezwykle kreatywni w wymyślaniu sposobów ominięcia szkolnych zasad ograniczających liczbę dozwolonych sprawdzianów). To przepracowanie młodych ludzi jest jednym z gorących tematów internetowych dyskusji, w które angażują się rodzice a relacjonują media. Coraz wyraźniej widzimy, że życie naszych dzieci przestaje przypominać beztroskie dzieciństwo. Są jednak i takie głosy, które podkreślają istotną rolę zadań domowych dla nauki systematyczności, ćwiczenia i utrwalania wiadomości zdobytych w szkole, kształtowania odpowiedzialności u dzieci. Niektórzy rodzice obawiają się, że kiedy dziecko nie siedzi nad książkami i zeszytami, to się nie rozwija, traci czas i w rezultacie zostanie w tyle za swoimi rówieśnikami. Czy rzeczywiście?
O tych przekonaniach pisze Jessica Smock – amerykańska była nauczycielka, doktor w zakresie polityki edukacyjnej. Powołując się na wieloletnie badania naukowe podkreśla, że zadania domowe mogą być nie tylko mało skuteczne, ale nawet szkodliwe zarówno dla umiejętności szkolnych, jak i dla fizycznego i psychicznego zdrowia dzieci, jeśli w zbyt dużym stopniu wypełniają czas potrzebny na inne aktywności.
Podręczniki i wypełnianie ćwiczeń, pisanie wypracowań, robienie prezentacji, wkuwanie słówek czy liczenie kolejnych przykładów matematycznych pozwala – lepiej lub gorzej – zdobyć wiedzę. Ale gromadzenie wiedzy to nie to samo, co rozwój. Wiedza i umiejętności szkolne są jednym z – nie jedynym – obszarem życia i rozwoju. Bez rozwoju osobistego, samoświadomości, relacji społecznych, wiedza jest jak narzędzie, którym nie umiemy się dobrze posłużyć.
Dzieci potrzebują aktywności, które pozwalają im rozwijać się fizycznie, emocjonalnie, społecznie, moralnie i w wielu innych obszarach życia. Oto 20 przykładów aktywności, na które dzieci powinny mieć czas – zobaczcie, dlaczego są takie ważne:
1. Zabawa na podwórku
Bieganie, skakanie, jazda na rowerze, wspinanie się na drzewa, czy inne wygibasy, które tylko dzieciom mogą przyjść do głowy rozwijają motorykę dużą, koordynację, sprawność fizyczną, umiejętność oceny własnych możliwości, kształtują umiejętność oceny ryzyka. Jeśli w dodatku jest to zabawa z rówieśnikami, kształtuje też umiejętności społeczne – negocjowania, współpracy, asertywności, obrony własnych granic, empatii i wielu innych.
2. Rozmowa z rodzicami i rodzeństwem
Nawet nie zauważamy, jak tracimy umiejętność rozmowy z dziećmi o czymś innym niż “co jest zadane”. Tymczasem swobodne rozmowy z rodzicami i rodzeństwem są dla dzieci źródłem wiedzy o świecie, kulturze, ludziach, emocjach. Z takich rozmów dowiedzą się tego, czego nie da się wyczytać z książek, czy nauczyć z wykładu nauczyciela.
3. Aktywność fizyczna
Niezbędna dla zdrowia – to chyba wszyscy wiemy. Dzieci (i rodzice) zamiast siedzieć nad lekcjami powinny móc pojeździć na rowerze, pobiegać, czy wyjść zagrać z kolegami w piłkę, pozjeżdżać na sankach… Bez tego – mamy epidemię otyłości, cukrzycy, problemy z sercem, cholesterolem, kręgosłupem, biodrami… i całą listę innych dolegliwości, które czekają na dzieci, gdy te dorosną, a nawet wcześniej.
4. Sen
Wielokrotnie słyszałam od rodziców, że ich dzieci odrabiają lekcje do późnego wieczora, późno chodzą spać, wstają niewyspane. Piszą też o tym młodzi ludzie w komentarzach do artykułów Juniorowa. Jedna zarwana nocka to może nie dramat, ale kiedy dzieje się tak ciągle, niedostateczna ilość snu wpływa na zdrowie fizyczne dzieci, a także na ich możliwości intelektualne. W ten sposób im więcej się uczą (odrabiając lekcje do późna) tym mniej się uczą (bo niewyspany mózg nie przyswaja wiedzy).
5. Wyciszenie przed snem
Żeby się dobrze wyspać trzeba spać odpowiednio długo, ale też sen powinien być “dobrej jakości”. Badania dowodzą, że dla jakości snu ważne jest to, co robimy przed pójściem spać. Źle śpi ten, kto do ostatniej chwili stuka w klawiaturę komputera, by skończyć zadaną pracę, nie wyśpi się też ten, kto kolację je w pośpiechu, by jeszcze zdążyć “odrobić matmę”. Wieczór powinien być czasem wolnym od pośpiechu i intensywnej pracy umysłowej.
6. Czytanie książek
Ale nie lektur, czy książek zaleconych przez nauczyciela, lecz tych wybranych samodzielnie i czytanych dla przyjemności. Wielu rodziców i nauczycieli rwie włosy z głów, bo “dzieci nie lubią czytać”. Lubią. A raczej lubiłyby, gdyby mogły swobodnie rozwijać swoją pasję czytelniczą, mając czas na czytanie dla przyjemności, a nie z obowiązku.
7. Wspólne czytanie na głos
Kiedy cała rodzina, albo rodzic z dzieckiem siadają by wspólnie poczytać, w spokoju i bez pośpiechu, tworzy się przestrzeń pozytywnych emocji, więzi, wspólnota doświadczeń. Zaś badania dowodzą, że dzieci, którym rodzice czytają na głos rozwijają się szybciej, mają bogatsze słownictwo i lepiej radzą sobie w szkole niż ich rówieśnicy pozbawieni doświadczenia wspólnej rodzinnej lektury. I to nieprawda, że czytanie na głos lubią tylko maluchy – nawet nastolatki chętnie słuchają czytanych na głos książek.
8. Swobodna zabawa bez nadzoru rodziców
Dla prawidłowego rozwoju mózgu czas spędzony na wspólnej zabawie jest ważniejszy niż nauka w szkole – twierdzi dr Sergio Pellis, profesor na Uniwersytecie Lethbridge w Kanadzie. – Warunek jest jeden: zabawy te w żaden sposób nie mogą podlegać kontroli. Swobodna zabawa jest niezbędna, by dzieci nabrały pewności siebie, nauczyły się podejmowania decyzji, przewidywania konsekwencji. Podczas swobodnej zabawy dzieci tworzą własne doświadczenia edukacyjne, które pozwalają im zdobyć umiejętności społeczne, emocjonalne i intelektualne niemożliwe do zdobycia w żaden inny sposób – pisze dr David Elkind z Uniwersytetu Cambridge w książce The Power of Play: How Spontaneous, Imaginative Activities Lead to Happier, Healthier Children.
9. Zabawy (i nie tylko) sensoryczne
Tak zwane zabawy sensoryczne, które rozwijają zmysły dzieci oraz motorykę małą, to nie tylko lepienie z plasteliny zadanych przez panią w zerówce ludzików, czy wyklejanie obrazka kuleczkami z bibuły. Wyrabianie ciasta na pierogi, przesadzanie kwiatów doniczkowych, przesypywanie ryżu między palcami, wąchanie, smakowanie, dotykanie… Nasz mózg uczy się najlepiej, gdy poznaje świat wielozmysłowo. A aktywności angażujące różne zmysły stymulują rozwój dzieci w wielu aspektach – samoświadomości, poznania świata, twórczości…
10. Swobodna twórczość
Kiedy dzieci mają czas i swobodę wyboru, wiele z nich zaczyna spontanicznie tworzyć – rysować, budować z klocków, lepić z gliny lub plasteliny czy konstruować “coś z niczego”. W takich zabawach uczą się planowania i realizowania planu, improwizacji, rozwiązywania problemów, wyznaczania celu i zmierzania do niego.
11. Opieka nad domowym zwierzęciem
Zwolennicy zadań domowych mówią, że te uczą dzieci odpowiedzialności i systematyczności. Dokładnie te same umiejętności kształtuje opieka nad domowym pupilem, która ponadto rozwija empatię, pozytywnie wpływa na zdrowie, a spacery z psem dostarczają zdrowej porcji ruchu i świeżego powietrza.
12. Rozwijanie pasji
Systematyczności i wytrwałości uczy także rozwijanie swojej pasji – czy są to treningi sportowe, nauka gry na instrumencie, rysowanie, czy balet. Każda dziedzina, w której junior może i chce się doskonalić, w którą ponadto angażuje się emocjonalnie i którą sam wybiera wiedziony własnym zainteresowaniem daje motywację do systematycznego wytrwałego wysiłku. Ponadto gra na instrumencie rozwija mózg, o czym mówi wielu neurobiologów.
13. Spotkania z rówieśnikami
Rozwijanie umiejętności społecznych i relacji z ludźmi ma ogromne znaczenie prze całe życie zarówno w wymiarze zawodowym, jak i osobistym. Przyjaźnie nawiązane w okresie szkolnym trwają często przez całe życie. Tacy przyjaciele, którzy dobrze nas znają, z którymi dzielimy wiele doświadczeń są wsparciem w dorosłym życiu nawet bardziej, niż w dzieciństwie. Na budowanie takiej relacji potrzeba czasu i przestrzeni – nie wystarczą dziesięciominutowe przerwy w szkole, ani kontakty przez internet.
14. Pomoc w przygotowaniu posiłków
Kuchnia to świetne laboratorium – chemia, matematyka, fizyka w jednym miejscu w dodatku w praktyce. Do tego czas spędzony z mamą lub tatą na wspólnym gotowaniu wspiera relacje, sprzyja rozmowom i budowaniu wspólnoty. Mało tego – wspólne przygotowywanie posiłków to najlepsza okazja, by uczyć dzieci zdrowego odżywiania, zaś gotowanie to jedna z tych umiejętności, z których korzystamy przez cale życie, a nie wystarczy przeczytać przepis, by umieć przyrządzić potrawę – tu potrzebna jest nauka w praktyce w relacji mistrz-uczeń.
15. Kontakty z rodziną
Spotkania i rozmowy z dziadkami, ciociami, wujkami to dla dzieci źródło wzorców różnych ról społecznych. Poprzez takie kontakty dziecko buduje swoją tożsamość, czerpie z tradycji, wzmacnia swoje korzenie.
16. Wolontariat i projekty społeczne
Rozwijają empatię, odpowiedzialność, uczą współpracy, planowania, rozwijają poczucie sprawczości i własnej wartości, uczą uczestnictwa w społeczeństwie.
17. Udział w domowych obowiązkach
Kiedy dzieci spędzają całe popołudnia i wieczory na odrabianiu lekcji, nie mają już czasu, by zaangażować się w dbanie o domową przestrzeń. Powinny nauczyć się porządkowania swojego pokoju, prania, zmywania, odkurzania, czy innych czynności, które będą im towarzyszyć przez całe życie. Narzekamy, że wychowujemy niezdary i leni, którzy nie potrafią zrobić sobie kanapki, ani pościelić łóżka. A kiedy mają się tego nauczyć, skoro codziennie ważniejsze okazuje się odrabianie lekcji?
18. Odpoczynek, nuda, medytacja
Jesteśmy zagonieni, zapracowani, a depresja staje się epidemią. Jednym z powodów, dla których tak się dzieje jest to, że… nie umiemy odpoczywać. Zwolnić tempo, porobić nic, a przynajmniej nic, co miałoby cel i czemuś służyło. Pobyć, poczuć, złapać kontakt z samym sobą, oddać się refleksji, marzeniom (nie planom), posłuchać muzyki, wyjrzeć przez okno, dostrzec świat, zauważyć siebie, przyjrzeć się bliskim z życzliwą uwagą. Zatrzymać się na chwilę. Chwile “nudy”, nicnierobienia, chwile pt. wolno-płynie-czas uczą dzieci tego, co jest niezbędne dla ich zdrowia psychicznego teraz i przez całe życie. Jeśli pozwolimy im teraz kształtować tę umiejętność, być może w przyszłości nie będą musiały inwestować setek czy tysięcy złotych w kursy mindfullness lub psychoterapię.
19. Pisanie pamiętnika
Czyli rozmowa z samym sobą. Poznawanie siebie, przemyślenie siebie, obserwowanie siebie w relacji ze światem. Samoświadomość jest jednym z filarów szczęścia, relacji, sukcesu. Nie można zbudować dobrych relacji z innymi, jeśli nie ma się dobrych relacji z sobą. Nie można osiągnąć celu, kiedy nie wiadomo skąd się wyrusza.
20. Kino, teatr, wystawa, koncert
Krótko mówiąc – uczestnictwo w kulturze. Osobiste doświadczenie sztuki, teatru, muzyki na żywo, to nie tylko atrakcyjne spędzenie czasu, lecz przede wszystkim doświadczenie niezwykle rozwijające emocjonalnie.
c
To tylko niektóre aktywności, jakie dzieci mają prawo, potrzebują i powinny podejmować. Można ich wymienić więcej – kontakt z naturą, szydełkowanie i szycie, towarzyszenie rodzicom w codziennych sprawach (na poczcie, w banku, w urzędzie)… Zabierając im czas, jaki mogłyby na to poświęcić odbieramy im możliwość kształtowania umiejętności, postaw i kompetencji bardzo ważnych w całym życiu, których nie nauczą się przeliczając kolejne zadania z matematyki, czy wypisując słówka z “ó” i “u”.
Przede wszystkim zaś – jak pisze Jessica Smock – dzieci zasługują na to, by czas po pracy w szkole spędzać na tym, co jest dla nich najważniejsze: na byciu dziećmi.
c
autorka: Elżbieta Manthey – założycielka Juniorowa, współzałożycielka Fundacji Rozwoju przez Całe Życie, blogerka, dziennikarka, mama Marysi i Tymona. Propaguje wychowanie i edukację oparte na szacunku dla dzieci. Pasjonatka dobrej edukacji – tropi nowinki i nowoczesne pomysły edukacyjne, angażuje się w różnorodne działania na rzecz lepszej edukacji. Miłośniczka książek, również tych dla dzieci i młodzieży. Najlepiej odpoczywa odwiedzając ciekawe miejsca i doświadczając świata wspólnie z mężem i dziećmi.
foto: Pixabay
57 komentarzy
Iza
28 września 2017 at 00:47Wszystko co tu piszecie jest super. Nie wiem, czy pracy domowej nie powinno być w ogóle, na pewno jest jej za dużo i za dużo materiału do wykucia już od pierwszych klas podstawówki. Dzięki temu dzieci szybko przyswajają zasadę 3Z, bo takiej ilości informacji jaka jest od nich wymagana nie da się nauczyć i zapamiętać dłużej niż do klasówki. Pamiętam jak ja jesienią poszłam z klasą i pani nam pokazała liście drzew w parku. Nie było tego wiele, ale do dziś pamiętam te liście. Parę lat temu jak zobaczyłam szczegółową systematykę liści u dziecka to zasłabłam. Mała to wykuła i dziś pewnie nie potrafi rozpoznać nawet jednego liścia. To lepiej znać 5 czy zaliczyć i nie znać żadnego?
Z jednym tylko nie mogę się zgodzić. Z głosami rodziców, którzy mówią, że nie wiedzą co dzieci robią w szkole i nie zaglądają w ogóle do lekcji. Za bardzo przypomina mi to sytuację, gdy jeszcze w przedszkolu chodziłam na angielski. Wtedy angielski w przedszkolu to w ogóle był ewenement i tylko kilkoro dzieci chodziło na zajęcia. W ostatniej grupie coś tam źle zrozumiałam i kilka miesięcy nie chodziłam. I gdy podczas płacenia mama płaciła również za język, powiedziałam, że przecież nie chodzę. I była wielce zdumiona, że jak to? To po co ona płaci? A ja dziś jestem nie mniej zdumiona – matka, która pojęcia nie ma co robi jej dziecko? I powiem wam, że jakoś nie mam poczucia, że była matką roku. Również do dziś nie wie z czego pisałam maturę. Nie, nie umarłam od tego Nawet dobrze sobie w życiu radzę i w szkole nigdy problemów nie miałam. Niestety brat (akurat w tej kwestii traktowany podobnie) miał o wiele większe problemy i poważny problem z ukończeniem szkoły średniej.
Uważam, że szkoła bez względu na to ile pracy domowej trzeba odrobić, to jednak ważny element życia dziecka i – przynajmniej moim zdaniem – rodzice powinni się interesować co w niej robi dziecko. I mówienie, że nie wiem co robi dziecko i mu w niczym nie pomagam to nie całkiem jest najlepszy model. Co oczywiście nie znaczy, że popieram robienie różnych rzeczy za dziecko i spędzanie wielu godzin na odrabianiu lekcji. Nie popadajmy ze skrajności w skrajność, bo żadna skrajność nie jest dobra.
Krystyna
27 września 2017 at 06:07Szanowni Państwo,
Odnośnie samej pracy domowej to mam mieszane uczucia. Z jednej strony uważam, że dziecko spędza w szkole tyle czasu, że nie powinno jeszcze w domu być nią obciążone, z drugiej – patrząc na moje dzieciaki i np. kwestię nauki języków obcych, częste powtórki są potrzebne. Wszystko można jednak odpowiednio zaplanować. Na przykład moja córka przez cały dzień (akurat padało) słuchała francuskiej piosenki o liczbach, ponieważ “mamo patrz jaki tam fajny ptak się pojawia”. Robiła to sama i miała z tego taką frajdę, że wszyscy się śmialiśmy. Przy okazji nauczyła się liczyć do 100 po francusku. Problemem dzisiejszej pracy domowej nie jest to, że jest zadawana, ale … że wymaga obecności, a czasem nawet tłumaczenia przez rodziców. Dla mnie od nauki jest szkoła. To jest jej podstawowe zadanie. Ja mogę być analfabetką i nie powinno mieć to wpływu na naukę mojego dziecka. Odnoszę wrażenie, że wielu nauczycieli wychodzi z założenia “powiem swoje, kto zrozumie ten zrozumie, a kto nie, to niech rodzice w domu tłumaczą”. Rodzice pomagają, tłumaczą, biorą w końcu korepetycje. Przecież to patologia. Jeżeli moje dziecko nie słucha na lekcji to jest to moja wina. Niemniej jeżeli słucha a Pani nadal oczekuje, że JA mu coś w domu wytłumaczę to jest to wina nauczyciela. Mnie osobiście lekcje i zadania domowe nie powinny obchodzić. Mój ojciec nie wiedział w której klasie jestem i kiedy zdaję maturę. Moi rodzice nie znali angielskiego, a jednak ja się go nauczyłam. Widzę, na przykład, taką sytuację i szlag mnie jasny trafia. Pani ogłasza konkurs plastyczny, dajmy na to o jesieni. Moje dziecko coś tam zrobiło, narysowało czy wykleiło. Praca wygląda tak jakby zrobiła ją siedmiolatka. Przychodzę do szkoły i słyszę, że zajęła ostatnie miejsce. Patrze na pozostałe prace i widzę majstersztyki. Pięknie powycinane liście, idealnie przyklejone, różne kolaże zrobione, ewidentnie, przez rodziców czy starsze rodzeństwo. I co mam powiedzieć mojej córce? Przepraszam kochanie, że inne dzieci oszukiwały w konkursie? Sami sobie kroimy bat na naszą skórę. Moje dziecko uczy się obecnie na trójkach, “w porywach” do czwórek, ale ja nie mam pojęcia co “ona aktualnie przerabia w szkole”. Dlaczego tego nie wiem? Dlatego, że to nie jest moja sprawa tylko jej. Tak samo jak moich dzieci nie interesuje jaki projekt do pracy przygotowuję albo gdzie jadę w delegację. Przy nauczycielu, który traktuje swoją pracę poważnie, prace domowe powinny być, spokojnie, odrabiane przez dziecko o przeciętnych zdolnościach w krótki czasie. Jeżeli 3/4 klasy z matematyki ma korepetycje, bo nie rozumie tematu to mamy patologię nie ze strony rodzica, ale szkoły.
asdfg
27 września 2017 at 08:18Świetne podsumowanie. Teraz to rodzice odrabiają lekcje i tworzą dla dzieci majstersztyki, by pokazać innym, że to właśnie ich dziecko jest ach, och, ech i w ogóle the best, a dzieciak “siedzi w komórce” lub przy komputerze.
O tym, że prace domowe są dla dzieci jednak niezdrowe | Obserwatorium Edukacji
26 września 2017 at 09:28[…] Cały tekst „20 aktywności ważniejszych niż odrabianie lekcji” – TUTAJ […]
Renata
22 stycznia 2017 at 19:58Nie moge pojac roznorodnosci komentarzy. Z jednej strony zawsze byly prace domowe i gdyby nie trening nie byloby zwyciestw. Gdyby sportowcy nie trenowali to by nie wygrywali. Pamietam z SzP zadawane z pitagorasa po 15 zadan dla treningu plus inne przedmioty.nikt nigdy ze mna nie siedzial chyba ze sie uczylam i wieczorem jak ktores z rodzicow wrocilo z pracy odpytalo tylko.nie bylo ich cale dnie a lekcje mialy byc zrobione zeby isc szalec na dwor.teraz dzieci za kare ida na dwor a siedza tylko przed sprzetami elektronicznymi.teraz jest jeszcze gorzej bo ludzie pracuja wiecej a dzieci maja mniej godz w szkole bo 1.wystepy.2.koncerty.3.zdjecia na kazda pore roku.itd….ksiazki sa coraz slabiej napisane a polecenia nie logiczne dla dzieci.dzieci musza odrabiac lekcje i powinny miec je wytlumaczone przez n-la by rozumiec i starac sie robic to bez rodzicow.wesmy pod uwage chociazby jezyki obce.obecni rodzice kiedys uczyli sie czegos innego i nie zawsze moga pomoc w nauce tego jezyka a moze nie stac go ma korki a w szkole zamiast uczys poprzez cwiczenia goni sie z materialem a na kolku zamiast rozwijac zdolnosci pozaprogramowe nadrabia sie przymusowy program.bo lekcju religii sa 2 w tygodniu i jezyka obcego tez…hm…ciekawe…co sie bardziej przyda…..
Wprowadzajac ksiazki juz w przedszkolu uczymy dzieci kozystania z pomocy innych bo same sobie polecenia jeszcze nie przeczytaja.kiedys byly zajecia w przedszkolu z samodzielnym wycinaniem rysowaniem i tp a teraz dostaja gotowe szablony do wypchniecia. Ofszem uczymy kreatywnosci ale nie produkcji tylko radzenia sobie w chodzenou na skruty.
Szkola ma wychowywac spoleczenstwo na zdolnych ludzi i nawet jesli trafi sie jakis ancymonek lub slabszy pomoc podciagnac przy pomocy rodzica-co nie jest latwe dla nich boprogram sie non stop zmienia.
Czytanie lektur hm….nie powiedzialabym ze uczniowie chetniej czytaja nie lektury jak ktos lubi czytac przeczyta wszystko a jak nie to nie.w szkolnych bibliotekach polki swieca postkami i to jest problemem bo uczen ktory musi prze c zytac ksiazke 2xszybciej by oddac ja koledze bo zabraklo ZNIECHECI sie duzo bardziej niz jakby na spokojnie mial swoj czas.ksiazek NIELEKTUR brak lub jest garstka a do publicznej b nie ponedzie bo maluch sam jak a rodzic pracuje do momentu zamkniecia i co wtedy….
Zabawa na dworze jak wyzej pisalam odbywa sie albo z tel w reku albo za kare.albo wcale bo JEST NIEBEZPIECZNIE boegac po ulicach lub na rowerze.
Czytanie wspolne kiedy powiedzcie kiedy…fajnie by bylo ale i poco.owszem bajka na dobranoc tak ale czytanie ksiazek…albo duzy chce czytac a mlodsze rodzenstwo rozrabia i sie skupic nieda(wiec nic nie zapamieta)albo dziecko wytraca uwaga gdy czyta ktos a nie ono samo..liczy kafelki na scianie czy cos…
To jest uczenie dzieci niesamodzielnosci
A kto im przeczyta umowe o prace zanim podpisza no kto
Zabawa dowolna jak najbardziej…pokazac co mozna jeszcze zdzialac jesli juz dziecka kreatywnosc sie skonczy i dalej niech samo kombinuje….
Kto teraz ma czas przysiasc z dzieckiem jesli pracuje do18
A nawet jak wroci o 19 to czy dziecko jeszcze cos pamieta z lekcji NIE i sie zaczyna spinka i odrabianie za dziecko zeby tylko szybciej bo wstaje rano do szkoly.
Dziecko powinno rozumiec polecenie a nie czekac na rodzica. Zaraz ktos napisze ze w takim razie nie potrzebne sa lekcje alez potrzebne i to bardzo…ucza pracy nad soba idyscypliny w wykonywaniu obowiazkow. Godzina nad cwiczeniami to nie jest masakra w mlodszych klasach i gdyby dzieci sie nie rozpraszaly zanim zaczna odrabiac(rodzice nazywaja to relax umyslu po szkole) odrobily by pieknie same zadania no czasem z mala pomoca.ja rozumiem ze dzieci maja mnostwo dodatkowych zajec balety treningi tance super brawo dla rodzicow ktorych na to stac ale wescie moi drodzy pod uwage ze zeby was bylo stac pracujecie cale dnie i was w domu niema albo jestescie tak zmeczeni lub zajeci gotowaniem sprzataniem zakupami zeby dzieciom nic nie zabraklo,ze czasu na nature juz niema.
A babcie tez pracuja. Wiec kto moi drodzy dojrzy wasze pociechy co robia po powrocie ze szkoly w domu czy sie bawia na dworze kreatywnie czy siedza przed tv. Aha jesli chodzi o 1-3 i dzieci na swietlicach siedzace bo mama pracuje one tez tam ogladaja bajki lub graja na komp lub siedza w kacie na swietlicy bo starsze szaleja lub przegania sie je z sal do sal (mowie o malych szkolach gdzie np swietlica to tez stolowka lub sala lekcyjna)
Moglabym pisac i pisac.
Piekna idea ze dzieci chodza do szkoly a to co tam sieodbywa wystarczaim do rozwoju umyslowego ale fakt jest jedenBEZ TRENINGU NIC NIE OSIAGNIEMY a bez prac domowych lektur i pracy nad soba hmmm
Pozostawie to innym do przemyslenia
Krzysztof
23 stycznia 2017 at 09:26Droga Renato!!!
Mniemam,iż swój elaborat pisałaś w pośpiechu,przy użyciu kiepskiego edytora tekstu…Zastanawia mnie jakość Twojej wypowiedzi pod względem ortograficznym i interpunkcyjnym…Zabrałaś głos w sprawie edukacji dzieci,a chyba sama miałaś problem z nauką podstaw ortografii i interpunkcji;stylistyki i gramatyki czepiał się nie będę…Nie ,nie jestem belfrem,pracuję fizycznie,mam 5 dzieci,z których niektóre już dorosły,inne jeszcze się edukują.Ja też chodziłem do szkół,też cierpiałem te męki zadań domowych,a teraz przeżywam to z moimi dziećmi i wnukami.
Jestem facetem grubo po 40 i do powieszenia poziomo szafki używam poziomicy,a nie sinusa czy cosinusa kąta alfa…O to chodzi w tym pomylonym systemie edukacji-o wbijanie dzieciom do głowy masy niepotrzebnej wiedzy!!!
Pozdrawiam serdecznie.
Krzysztof
Andy
24 stycznia 2017 at 08:33Do powieszenia szafki używa Pan POZIOMNICY. Poziomica jest na mapie. Zawieszenie szafki rzeczywiście matematyki nie wymaga, ale zbudowanie domu, w którym szafka wisi, bez matematyki się nie uda. Pozdrawiam.
Iwona
25 stycznia 2017 at 08:47A jednak “poziomica” 🙂 Nie każdy będzie architektem, zwłaszcza ten, kto nie będzie miał czasu pobawić się w konstruowanie budowli i nie rozpozna w sobie takiego “powołania”:)
Matka
25 stycznia 2017 at 07:34Prace domowe były dla Pana męczarnia, dlatego wydaje się Panu, że swoimi poglądami, może ocalić kolejne pokolenia. Ale nie uwzględnił Pan tego, że nie wszyscy się meczyli i teraz mogą korzystać z wiedzy glebszej niż budowa poziomicy. Co ciekawe, Ci, dla których szeroko pojętą wiedza nie była, nie jest i juz nie będzie potrzebna, chętnie się wypowiadają i maja bardzo dużo do powiedzenia na wiele tematow.
Matka dziecka bez zadań domowych wygląda tak;-)
21 stycznia 2017 at 17:44A ja jestem mamą trzecioklasisty, który nie ma nic zadawane i jako rodzic czuję się z tym nieswojo.
Nie wiem czego uczy się moje dziecko, bo w tornistrze nosi głównie swoje skarby a książki i zeszyty zostają w szkole.
Nie wiem jak uczy się moje dziecko, bo dla jego nauczycielki wszystkie dzieci są wyjątkowe, mądre i niepowtarzalne. Potrafi szczegółowo opisać nabyte kompetencje, silne strony i słabsze, ale ten opis nie nosi cech zadań do wykonania.
Nie ma zadań domowych, więc nie wiem jak dziecko radzi sobie z tabliczką mnożenia czy zadaniami z treścią. Mogłabym oczywiście bawić się z nim w szkołę w domu, ale komu by się chciało jak nie ma nic zadane?
Sama nauka rzadko jest tematem naszych rozmów, chętnie opowiada o relacjach, zabawach czy kłótniach a nie o tym co było na angielskim. Oczywiście jak większość matek uważam, że mam zdolne i mądre dziecko, ale ponieważ nie bierze udziału w żadnym wyścigu nie mam punktu odniesienia.
Pozostaje jeszcze problem wypełnienia wolnego czasu. Rodzice narzekający na zadania domowe prawdopodobnie nie zetknęli się z taką rzeczywistością.
Dziecko przychodzi ze szkoły i może robić co chce, chociaż niezupełnie, bo nie gra się na komputerze a oglądać TV może 3 razy w tygodniu. Za oknem cisza. Dzieci sąsiadów odrabiają lekcje albo jeżdżą na dodatkowe zajęcia, nie mają czasu na zabawę. Ile można grać w planszówki albo czytać, jeśli do wszystkiego potrzebni są rodzice (jest jedynakiem)? Też go zapisałam na dodatkowe zajęcia w tym roku, żeby nie zwariował od namiaru wolnego czasu;-)
Chociaż zapewne wielu piszących tu rodziców uznałoby mnie za ignorantkę, to naprawdę zastanawiam się czy nie przenieść go do “normalnej szkoły”. Dzieci potrzebują wyzwań, wymagań, zmagań i rywalizacji a poszukiwanie ich wyłącznie poza szkołą jest tyleż kosztowne co czasochłonne. Ilu rodziców może sobie na to pozwolić?
Tak więc Drodzy Rodzice nie narzekajcie na zadania domowe, pomyślcie jak Wasze życie wyglądałoby bez nich!
Ania
23 stycznia 2017 at 14:31Proponuję drugie dziecko, a od razu będzie miał co robić 😉 Na pewno nie będzie się nudzić;-). Ja bym chciała, żeby zadań domowych było znacznie mniej, bo mój syn np. który uwielbia rysować i słuchać audiobooków nie ma na to czasu… Jest też zdecydowanie więcej kartkówek, sprawdzianów w szkole moich dzieci niż w mojej kiedyś…
Matka
25 stycznia 2017 at 07:39Proponuje zmianę słuchania, na czytanie. Gwarantuje, że korzyści będzie więcej.
tttomek
23 stycznia 2017 at 17:06Hmm, rozumiem, że jako matka nie masz sobie nic do zarzucenia, że jedyną potencjalną rozrywką Twojego jedynaka byłoby zadanie domowe? A tak nie ma kompletnie żadnych zajęć ani zainteresowań?
iwona
24 stycznia 2017 at 06:48Dziękuję za Pani głos! Jestem matką dwóch dorosłych synów i nauczycielem. Moje dzieci samodzielnie odrabiały zadania domowe. Pomagaliśmy im tylko w sprawdzeniu wykonanej pracy, w matematyce. Różnie bywało,ale oceny były ich,samodzielnie wypracowane. Nie zrobił zadania, dostał złą ocenę- na taką zapracował- trudno. Samodzielnie się pakowały od I klasy, miały obowiązki domowe. Obecnie studiują i pracują. Mają duże poczucie obowiązku i bardzo dobrze wykonują swoją pracę. Zadając prace domowe moim uczniom ( 9 letnie) myślę o tym co należy przećwiczyć,utrwalić. Chcę żeby rodzic zobaczył co jego dziecko potrafi, mógł go pochwalić, pomóc- to też zacieśnia relacje,stwarza możliwość spędzenia wspólnie czasu. W szkole nie ma na to wystarczającego czasu. Wypowiedź pisemna sprawia, że rodzic rozmawia z dzieckiem na jej temat, widzi co sprawia mu problem, dobór słownictwa,ortografia,redagowanie zdań… Czytanie na głos, z rodzicem- możliwość spędzenia ze sobą czasu, rozmowy na temat przeczytanej książki, wspólnych tematów. Zwykle rodzice mówią : proszę mu zadać bo gdy proszę żeby poćwiczył tabliczkę mnożenia -nie chce ( to samo dotyczy pisania, czytania itp) Zadaję również inne prace: zmierz temperaturę otoczenia, na zewnątrz,w pokoju, swoją. Zmierz długość pokoju,swojego biurka… Sprawdź jakie rodzaje chleba są w najbliższym sklepie- napisz jaki najbardziej Ci smakuje. Dziennik snu- dzieci zapisywały co robiły w ciągu dnia, kiedy szły spać,jak czuły się następnego dnia. Wymyśl zabawę dla innych dzieci, tu rodzice bardzo się zaangażowali,była gra w klasy, krzyżówki, angielski i wiele innych.Długo by wymieniać. Jestem za rozsądnym podejściem do każdego tematu, żadne skrajności nie są dobre. Co do spędzania wolnego czasu to niestety widać ogromne braki w zakresie relacji społecznych ponieważ ich nie ma, ubogie słownictwo.Dzieci bawią się pod nadzorem rodziców,którzy zaraz interweniują jak coś się dzieje, nie mogą swobodnie się bawić o ile w ogóle. Spędzają czas na zajęciach dodatkowych prześcigając się w ich ilości i różnorodności- straszne( lub grając na komputerze). Jeżdżą z zajęć na zajęcia, w szkole jedzą szybko obiad, bo przecież rodzic już na niego czeka. Ostatnio syn obserwując na urodzinach w lokalu dwóch 10 letnich chłopców stwierdził: jak to dobrze, że miałem takie dzieciństwo, wychodziłem na podwórko i zawsze ktoś tam był, na urodzinach rozmawiałem z kuzynem,nie grałem na tablecie. Kochani rodzice, zastanówcie się proszę co jest ważne i dobre dla waszego dziecka!!
Marta
16 stycznia 2017 at 14:24Jestem nauczycielem i rodzicem dziecka w wieku szkolnym (8 lat). Jako nauczyciel nie zadaję obowiązkowych zadań domowych, tylko dla chętnych. Jako rodzic nie odrabiam z dzieckim prac domowych, nawet nie pytam czy jest coś zadane. Wiem, że syn ma wiele braków zadań ale to jego sprawa czy je robi czy nie. To umowa między nim a nauczycielem. W związku z tym mamy wolne popołudnia 🙂 Rodzice, nie odrabiajcie z dziećmi zadań! Nauczyciele, nie zadawajcie obligatoryjnych zadań domowych! To wchodzenie z butami w życie rodzinne, pozaszkolne waszych uczniów.
Ania
23 stycznia 2017 at 14:33Super! Brawo dla Pani! 😉
Anna
13 stycznia 2017 at 13:37Zgadzam sie. Teza ta wymaga jednak jednej waznej rzeczy- UWAGI i CZASU rodzicow dla dziecka.
Jezeli dzieci do 17.30 spedzaja czas na swietlicy lub przed tabletem to tego rozwoju nie bedzie.
Niezaleznie czy prace domowie sa czy nie.
I jeszcze jedno- aby tych prac domowych uczen musi pracowac w szkole. Tak sie czesto nie dzieje i to nie dlatego, ze zajecia sa nudne 😉
Marta
16 stycznia 2017 at 14:39Z własnego doświadczenia widzę, że uczniowie którzy nie pracują w szkole to uczniowie albo z problemami albo znudzeni. Nie dziwię im się wcale bo obecny system edukacji oparty jest na zmuszaniu do uczenia się tego co w podstawie programowej, w sposób jaki wybierze nauczyciel, w czasie określonym w grafiku. Dla mnie to wręcz przemoc psychiczna. Uczeń ma się podporządkować i wykonywać polecenia. Nawet jeśli dany temat czy przedmiot go kompletnie nie interesuje. I nawet jak się ten uczeń zmusi i pracuje, jeśli robi to wbrew sobie, nie ma w tym jego duszy, nie ma entuzjazmu. Jest znudzenie, niechęć, bunt, smutek. System edukacji wymaga totalnej rewolucji. Przyszłością są szkoły demokratyczne.
iwona
25 stycznia 2017 at 03:28I do takiej szkoły proszę zapisać swoje dziecko!
Nie wszystkie szkoły i nauczyciele są źli. Natomiast jeśli tak Pani pochodzi do edukacji to współczuję nauczycielowi i dziecku- zmusza się je do uczenia!!
Panią do pracy też zmuszają?
Pozdrawiam
ktoś
8 lutego 2017 at 00:03Pani Marcie nie chodzi chyba tylko o jej podejście do edukacji a tego jak wygląda to w podstawie programowej i w większości nauczycieli (nie wszystkich i na szczęście coraz więcej nauczycieli ma do tego inny stosunek). Obecnie w klasach 1-3 nie za bardzo jest czas na kształtowanie umiejętności społecznych, malowanie, rozwijanie pasji, co jest wspaniałe w przypadku szkół alternatywnych. Jestem wielką fanką szkół demokratycznych, bo rzeczywiście dzieci mogą tu kształtować się w różnych kierunkach, jeśli je to zainteresuje, a dzięki wymogom, jakie są w naszym kraju i tak muszą zdawać egzaminy, dzięki czemu dzieci muszą umieć informacje zawarte w podstawie, tyle, że same mogą wybrać czas i formę w jakiej się uczą. Z doświadczania mogę powiedzieć, że dzieciaki zdają egzaminy bardzo dobrze, czasami zdają egzaminy na poziomie wyższych klas niż powinni być wiekowo w danym momencie, ponieważ mają już tą wiedzę. Więc dlaczego tak się dzieje, skoro mniej czasu spędzają męcząc się nad książkami?? Dzieci zdecydowanie łatwiej przyjmują wiedzę (ba, nie tylko dzieci, dorośli również i jest to udowodnione, już tak nasze mózgi działają) jeśli coś je zainteresuje, a raczej monotonny tekst w książce nie za bardzo ich interesuje w połączeniu z równym siedzeniem w ławce przez 45min. bez możliwości rozmawiania z kolegami… zresztą samo poczucie, że jest to obowiązek- musisz czytać teraz, tą stronę z książki bo tak powiedziała Pani samo to zniechęca ucznia i powoduje, że szkoła go nudzi i się przeciwko niej buntuje.
summerborn
9 grudnia 2016 at 15:34Bazując na własnym doświadczeniu w pełni popieram tezy płynące z tego tekstu. Stwierdzam, że ten tekst to to, czego przeczytania zabrakło mi, gdy byłem w wieku szkolnym. Byłem pilnym uczniem, nawet aż za bardzo, nigdy nie zaniedbałem żadnej pracy domowej. Zawsze czerowny pasek, myślenie logiczne przyczynowo – skutkowe, umysł ścisły… W jakiś cudowny sposób rodzice wpoili we mnie poczucie obowiązku wobec szkoły. Odciążali mnie od obowiązków domowych, bo “nauka najważniejsza”, z czego bardzo się oczywiście cieszyłem. Mogłem się tylko uczyć. Nie zdawali sobie sprawy, że stopniowo odsuwałem się od życia społecznego, przeważnie nie partycypowałem w wydarzeniach kulturalnych. Z dnia na dzień zdałem sobie sprawę, że jestem wyobcowany i nie mam kolegów. Więcej – nie wiedziałem, jak to jest mieć molegów, ani jak ich zdobyć. Co z tego, że nauczyciele byli mną zachwyceni, skoro w pewnym momencie zaczęły nękać mnie myśli samobójcze. Nie pasowałem do otoczenia. Skutek jest taki, że moi rodzice i szkoła wychowali społecznego kalekę. Od czasu, gdy skończyłęm studia uczę się życia. Wiele spraw mnie przeraża. Idąc do urzędu starannie muszę się przygotowywać. Stres towarzyszy mi na każdym kroku. Wnioski płyną z powyższego tekstu. Dajcie pożyć własnym dzieciom, nie izolujcie ich od życia. Kiedyś będą musiały się z nim zmierzyć.
Stachu
10 grudnia 2016 at 08:47Dzięki za ten głos – nie łatwo pisać o takich rzeczach.
Iz
10 grudnia 2016 at 14:40Podpisuję się pod tym. Również byłam pilną uczennicą. Relacje z rówieśnikami często były czysto “biznesowe” gdy potrzebowali pomocy z pracą domową albo klasówką.
Teraz mam trudności ze sprzątaniem, zmywaniem.. brak dobrej komunikacji z rodziną i znajomymi zdecydowanie wpłynął na stany depresyjne i myśli samobójcze. Pójście do urzędu albo załatwienie sprawy przez telefon to prawie traumatyczne przeżycie. Najchętniej wszystko bym załatwiała przez internet. Gdybym wytrwała w edukacji i miała teraz dobrze płatną pracę, zatrudniłabym sprzątaczkę i dalej bym bałaganiła. Na szczęście poznałam partnera z podobnymi problemami (doktorat z matematyki) i razem uczymy się życia. Poznałam wiele osób z wyższym wykształceniem zupełnie nieprzystosowanych do życia. Nie pozwólmy kolejnym pokoleniom marnować cenny czas!
lolo
12 grudnia 2016 at 19:24i naprawdę myślisz, że to wina prac domowych i szkoły? Też byłam pilną uczennicą, zawsze z paskiem, ale nigdy nie kujonką, poszłam na studia do wielkiego miasta sama, nikogo nie znając, nie mając zaplecza finansowego rodziców, skończyłam 2 kierunki studiów, nie miałam problemów ze znalezieniem pracy (zarówno dorywczej na studiach, jak i obecnie w zawodzie), staje się coraz bardziej otwarta…I wybacz, ale nie uwierzę, że to, że nie radzisz sobie z codziennymi obowiązkami jest winą szkoły – na to składa się wiele czynników, między innymi środowisko rodzinne, otoczenie, osobowość i charakter człowieka…
toja
14 grudnia 2016 at 23:10Summerborn, a może podloże Twoich problemów jest nieco głębsze, niż Ci się wydaje? Kłopoty z relacjami społecznymi, nieumiejętność ich nawiązywania (fobia społeczna?), wybitne uzdolnienia w sferze edukacji i brak zainteresowania innymi dziedzinami (np, kulturą), w końcu stany depresyjne… Te cechy mogą (choć oczywiście nie muszą) wskazywać na jakiś problem ze spektrum autyzmu – np Zespół Aspergera. Może warto porozmawiać z dobrym specjalistą-diagnostykiem? Jeśli nawet nie cierpisz na ZA, psychiatra powinien pomóc w walce z depresją.
Jako nie-specjalista spróbuję Cię pocieszyć, że jesteś dopiero na początku swojej drogi, nawet nie wiesz ile ważnych umiejętności uda Ci się jeszcze zdobyć. Nie ma nic złego w tym, że musisz przygotowywać się do teraz trudnych dla Ciebie rozmów w urzędach – z czasem nauczysz się i tego, a stres zniknie lub znacząco oslabnie. Praktyka czyni cuda. Nie wmawiaj sobie czarnych scenariuszy lub że jesteś gorszy, to nie pomaga. Staraj się myśleć pozytywnie.
Z perspektywy sporo starszej od Ciebie osoby, powiem, że kontakty społeczne są nieco…przereklamowane. Jedna, dwie bliższe osoby w codziennym zaganianym życiu w zupełności wystarczą wielu z nas. Z czasem kogoś poznasz. Może w pracy, bibliotece lub innym miejscu, gdzie spędzasz sporo czasu. Dodam, że mężczyznom jest troszkę łatwiej ;).
Pozdrawiam i głowa do góry!
Ania
23 stycznia 2017 at 14:35Trzymaj się! Jeszcze wszystkiego możesz się nauczyć!
Magda
26 stycznia 2017 at 22:23Dokladnie to samo bylo jak ja sie uczylam. Czerwony pasek na swiadectwie i kalectwo w relacjach spolecznych… mam prawie 40 lat o dalej nadrabiam zaleglosci w temacie…
Stachu
9 grudnia 2016 at 15:24Wystarczy popatrzeć na badania. W szkole podstawowej zadania domowe w żaden sposób nie wapierają uczenia się dzieci, podobnie w gimnazjum. Dopiero w LO mają znaczenie wspierające dla procesu uczenia się. http://www.ceo.org.pl/pl/ok/news/co-ma-najwiekszy-wplyw-na-osiagniecia-uczniow
me
9 grudnia 2016 at 14:02mam wrażenie, że wynika to też z faktu, że szkoła straciła autorytet. kiedyś, jak nauczyciel skarcił dziecko, rodzic stał po jego stronie. teraz, po uwadze ze strony szkoły rodzice przychodzą z pretensjami, jak nauczyciele mogą tak szykanować ich święte dzieci. wina leży w szkole, w ministerstwie i w programie nauczania. nie szukają winy w domu. niekiedy idzie się ze skrajności w skrajność. robi się z tych dzieci ofiary i sieroty, kiedyś 8-latek potrafił sobie sam usmażyć naleśniki, a ostatnio słyszałam, że matka boi się zostawić 10-latka samego w domu, żeby nie zrobił sobie krzywdy. wiadomo, że dzieci są i były różne, ale w przyszłości obowiązywać je będzie jeden wzorzec i ci słabsi muszą włożyć więcej pracy, by dogonić tych lepszych. zawsze tak było. nauka od małego, że jest czas nie tylko na zabawę, ale i na obowiązki zaprocentuje w przyszłości. dziecko powinno uczyć się gospodarować czasem. życie nie składa się z samych przyjemności i chyba lepiej to zrozumieć, kiedy tą nieprzyjemnością jest rysowanie szlaczków, niż po latach zderzyć się z brutalną rzeczywistością.
Marzena Żylińska
10 grudnia 2016 at 23:19Bo w szkole w ogóle nie chodzi o to, “czyja wina”, ale o to, by nauczyciel potrafił stworzyć w klasie dobre relacje i atmosferę, w której każde dziecko będzie mogło rozwinąć swój potencjał i robić postępy na miarę swoich możliwości. Szkoła powinna budować w dzieciach wiarę w siebie i uczyć, że warto próbować. Można nastawić się na rozwój i dobre relacje, albo na szukanie winnych, tylko czego?
Ania
23 stycznia 2017 at 14:37Dokładnie, ale poprzednia wypowiedź była pewnie nauczycielki- niestety!
iwona
25 stycznia 2017 at 03:31Dokładnie tak jest!!!
meloa
9 grudnia 2016 at 13:30Z jednej strony wszystko fajnie, tylko czy dziecko skorzysta w tej “wolności” w taki sposób? Czy skorzystają z tego rodzice? Znam osoby, które mają chwilę spokoju wtedy, gdy dziecko odrabia lekcje, a potem w nagrodę gra na komputerze. Na podwórko wyjdzie tylko, jeśli akurat dostało nowy rower, czy rolki, nie potrafi się samo zorganizować sobie zabawy.
Przeczytałam, że maluchy lekcje odrabiają godzinami. Naprawdę w pierwszych klasach się tyle zadaje? Kiedyś mój 8-letni kuzyn był u mnie po szkole, jego odrabianie to było zajęcie najwyżej na godzinę. Inna sprawa, że cały czas marudził, że mu się nie chce i nie umiał się skupić na jednym zajęciu przez dłuższą chwilę (lub nie chciał się skupić).
A w ramach prac domowych powinno być czytanie książek, bo nie każde dziecko się samo z siebie do tego garnie.
Chronicum Sanatio
9 grudnia 2016 at 19:53No niestety. W szkole podstawowej, już w drugiej klasie dzieci mają tyle zadane, że odrabianie lekcji (razem z rodzicem) trwa co najmniej 3! Godziny. Toż to zupełnie niepotrzebna bzdura. A co do pytania czy dzieci zorganizują sobie tak czas? A kto ms ich tego nauczyć? Szkoła? Jeśli patrzą na rodziców, których wiecznie nie ma, a jeśli są to z nosem w telefonie, to nic dziwnego że nie potrafią się zorganizować. Bardzo mi przykro, że nie mamy samokontroli i umiejętności oglądania siebie – jak w “inteligentnej” tv. Byłoby to c onajmniej pouczajace. Szkoła zaczyna być w Polsce jakimś bardzo dziwnym tworem…
Ojciec dzieci umęczonych Polską szkołą
9 grudnia 2016 at 06:53Szkoła w Polsce to tragedia ,dzieciaczki przychodzą do domu przemęczone z 25kg plecakiem ,do wieczora siedzenie przy lekcjach ,moje dziecko w ciągu 14 dni ma 10 sprawdzianów .Pani zadaje z przedmiotu 3 klasówki w 4 dni po czym oddaje je po 3 tygodniach więc sama sobie nie radzi ze sprawdzeniem tego co zadała .Kiedy przyjdzie ktoś mądry i wprowadzi zakaz odrabiania lekcji w domu tylko w szkole ,tak jak to jest na świecie. Pewnie że dzieciaki muszą mieć zajęcie i obowiązki ale nie kosztem psychiki. No i Polskie żebractwo a to na farbę ,a to na papier ,xero ,ławkę każdy udaje głupa i płaci tragedia !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Emma
9 grudnia 2016 at 21:13gdyby nosiły w plecakach to, co trzeba to może by tyle nie ważyły, ja do szkoły nosiłam ( a nie kończyłam szkoły tak dawno) kanapkę w sreberku i foliówce i soczek w kartoniku – dziś dzieci mają całe termosy i ogromne śniadaniówki, co waży sporo! Są tacy, którzy w każdym dniu noszą wszystko! (książki do angielskiego i religii, mimo,że w danym dniu tych przedmiotów nie ma), ponadto stos zabawek, w tym piłki i klocki lego…oto wyposażenie młodszych uczniów. Inna spraw, że szkoła nie zapewnia miejsca, aby podręczniki, z których dzieci nie korzystają w domu, pozostawiać w szkole; na korytarzach nie ma szafek, gdzie uczniowie mogliby to zostawiać, a w salach lekcyjnych tym bardziej…2 szafy na krzyż na 2 klasy, które dzielą salę, bo oczywiście sal też tyle nie ma…
Domi
23 lutego 2017 at 07:56Moje dziecko w drugiej klasie nosi codziennie 8 książek ( w czwartki “tylko”6)+ 2 razy w tyg dochodzi jeszcze książka do religii oraz zeszyty. Plecaki są ciężkie nawet dla dorosłego i butelka z woda 0,25 lub jej brak niewiele tu zmienia. Pozdrawiam
Ps. Teoretycznie można zostawić cześć książek w szafce szkolnej , w praktyce jest to niemożliwe właśnie ze względu na liczne zad.domowe
W i o l a
9 grudnia 2016 at 06:33Bardzo dobry tekst. Dziękuję.
Mniszka
8 grudnia 2016 at 21:06Praca domowa – dla chętnych, jako metoda złapania fajnego stopnia. Proszę bardzo 🙂
nauczycielka
8 grudnia 2016 at 19:25po części się zgodzę, że wszystkie te aktywności są ważne, ale praca domowa również jest istotna. Pracuję w klasach 1-3, mam klasę 25 osobową, zdarza się, że mam 2 razy w tygodniu tylko 2 lekcje!! Po opisie o Pani wnioskuję, że nie miała Pani takiego doświadczenia, czyli nie pracowała Pani z tak liczną grupą dzieci i nie miała na celu nauczyć ich jak najwięcej. Godzin jest mało, a i tak przeznaczane są one na różne edukacje ( w tym wf, zajęcia plastyczne, na które nie wystarczy 45 minut; praca w grupach; muzyka, nie wspominając o ed. polonistycznej, przyrodniczej i matematycznej z których wiadomości i umiejętności do nauczania jest wiele). Nie ma szans, aby przez 90 minut maksymalnie przyjrzeć się każdemu uczniowi z osobna, pomóc mu indywidualnie, są pewne rzeczy, które dziecko po prostu powinno ćwiczyć i utrwalić w domu… Czytanie, pisanie, liczenie – nie ma szans, aby w takim systemie edukacji przeciętni uczniowie opanowali to bez poćwiczenia w domu! Czy ma to być nudne ślęczenie przy biurku? Nie, to może być poprzez formę zabawy albo przy pomocy rodzeństwa, rodziców, razem z rówieśnikami albo podczas czytania książek (czyli aktywności, które Pani wymienia). Z doświadczenia wiem, że lepiej radzą sobie ci uczniowie, którzy systematycznie przygotowują się do lekcji. Poza tym, jaką mamy pewność, że nie zadając prac domowych dziecko spożytkuje ten czas na ww wymienione czynności? W dzisiejszej dobie i tego, co słyszę od uczniów, to ten czas raczej spędzaliby przy tabletach, telefonach i grach komputerowych (oczywiście nie wszyscy, ale część na pewno, a na to wpływu już nie mamy…). Dlatego będę przystawać, TAK, PRACA DOMOWA jest ważna. W rozsądnych ilościach, w rozsądnej formie, przygotowuje przede wszystkim także do poczucia obowiązku, których w dorosłym życiu nie brakuje…
Lol
8 grudnia 2016 at 20:37Praca domowa nie powinna zajmować więcej niż 5 minut z kazdego przedkiotu bo przedmiotów jest dużo. Luv można zlecić wykonanie pewnej czynności przez np 2 tygodnie a nie z lekcji na lekcje. Dzieci nie musza wszystkiego wkuwac i tak to zapomną.
nauczycielka
9 grudnia 2016 at 21:17nikt tu nie mówi o zadawaniu z lekcji na lekcję i wkuwaniu na pamięć, choć są rzeczy, których trzeba się po prostu nauczyć i nie każde dziecko jest w stanie zapamiętać wiadomości z lekcji
Mama
8 grudnia 2016 at 21:30Ale to jest nudne ślęczenie przy biurku, właśnie w klasach 1-3, bo monotonnego uzupełniania sterty makulatury w postaci ćwiczeń nie da sie zrobić w formie zabawy lub inaczej. Z całym szacunkiem, ale zadanie domowe nie jest formą pomocy dzieciom w ich indywidualnych problemach, ale nadganianiem zaległości, których Wy nauczyciele (moze niekoniecznie z własnej winy) nie zdążycie zrobić na lekcjach. Dom staje się filią szkoły.
inkvisitor
9 grudnia 2016 at 08:29Po pierwsze i najważniejsze to rodzic jest najważniejszym wychowawcą i nauczycielem dziecka i proszę w końcu przestać robić ze szkoły instytucji, która ma załatwić za rodzica wszystkie problemy. Szkoła ma uczyć, ma wychowywać i ma przygotowywać dziecko do wielu rzeczy, które mają pomóc mu w życiu, ale nie może zastąpić i nie zastąpi w żadnym razie tego co da mu dom, rodzina. Nauczyciel przy 30 osobach w klasie i niewielu godzinach nauczania danego przedmiotu ma obowiązek przedstawić dany problem, rozwinąć go i na tyle na ile pozwala dany mu czas przećwiczyć go a na końcu sprawdzić czy jest on dobrze przyswojony. To praca domowa, a więc praca wspólnie z rodzicem w domu ma za zadanie utrwalenie wiadomości, przyswojenie ich w takim stopniu (rozwinięcie), aby to co przekazał nauczyciel zostało w głowie już na zawsze. Ps . Do komentarza Babci poniżej. Droga Pani, to nie dyrektor odpowiada za przydział ilości godzi, on ma ich określoną ilość naznaczoną przez MEN do rozdysponowania na swoich nauczycieli, i ni jak się nie da zrobić z 18 czy 20h godziny 30, bo tyle przeznaczono na dany przedmiot szkolny i finał. Problem proszę zgłaszać do ministerstwa.
xyz
9 grudnia 2016 at 13:26Tylko jak to rozwiązać bo z pracy wracamy około 17 i wtedy też często odbiera się dzieci, szybko trzeba przygotować cos do jedzenia bo wszyscy jesteśmy głodni ( kupienie czegoś gotowego i przetworzonego do jedzenia – nie ma mowy, dzieci muszą się zdrowo odżywiać, mieć energię i być zdrowe oczywiście wszystko po to by nie opuszczały lekcji ale też po to by wspomagać ich rozwój) czas przygotowania posiłku to około 60 minut, dziecko w tym czasie stęsknione za rodzicem albo siedzi razem z nim w kuchni albo się bawi przy nim, tata często jeszcze w tym czasie na zakupach, potem obiad i chwila na rozmowę podczas posiłku razem, max. 30 minut. Jest 18:30. Fajnie gdyby można było wyjść z dzieckiem jeszcze na spacer ruch i świeże powietrze też jest ważne dla mózgu, nie wspomnę już o wit. D3. Wychodzimy zatem na 45 minut bo na więcej nie ma czasu. Wracamy jest 19:15. Teraz lekcje?! hmmm….. (1)? O 20 to już dziecko musi być w łóżku bo jest zrywane do szkoły o 6:00. Od 20 do 20:15 toaleta wieczorna, będzie chciało pewnie jeszcze coś zjeść, potem do 21 czytanie książki i spać.
(1) dziecko ma 45 minut i zapewne chciałoby je wykorzystać np. na swoje pasje, np. gra na gitarze, chwilę przed tv (15 minut) itp. trzeba jednak odrobić lekcje ale jak te 45 minut nie starczy to co wtedy? Jak to pani widzi? bo z reguły nie starcza 45 minut, samego pisania liter jest na 30 minut a co z resztą prac domowych, wybierać mamy co jest ważniejsze? czy może zrezygnować ze wspólnego czytania książki (tylko że w tym momencie rezygnujemy również z rozwoju dziecka) i bliskości z dzieckiem a to jest przecież równie ważne jak nie najważniejsze w rozwoju dziecka.
Rodzic ma niewiele czasu na spędzenie go z dzieckiem a dziecko z rodzicem dziennie to są 4 godziny. Wymaga się od rodziców w takich sytuacjach rzeczy nie możliwych jak odrabianie z dzieckiem przez 2 godziny dziennie lekcji. Rozumiem, że nauczycielom nie jest łatwo jak mają 30 osobową grupę ale rodzice nie maja łatwiej.
nauczycielka
9 grudnia 2016 at 21:30Zgadzam się. Ale już wielokrotnie się przekonałam, że osoby nie mające nic wspólnego ze szkoła, nie znają jej realiów, a szkoda…
Izzi
8 grudnia 2016 at 21:54Też uczę w klasach I-III, ale podzielam zdanie autorki tekstu. Prace domowe są u mnie sporadyczne, twórcze, a często mieszczą się w wymienionych tu 20 😉 Pamiętajmy, że uczymy dla życia. Pozyskanie informacji trwa teraz kilka sekund, uczmy współpracy, planowania własnej pracy, samodzielności, wyzwalajmy kreatywność. Po kilku latach pracy zmieniłam całkiem swoje podejście – wypełnienie ćwiczeń nie jest dla mnie wartością. Mając większy dystans do tematów w podręczniku zyskujemy czas, który jest bezcenny. A popołudniami i wieczorami dajmy rodzinom żyć 🙂
Chronicum Sanatio
9 grudnia 2016 at 19:59Brawo. Doceniam Pani starania. Na to, aby w taki sposób skonstruować pracę domową, którą dziecko zrobi z przyjemnością, trzeba poświęcić dużo więcej energii.
… Niż zadać 2 strony dziennie do czytania, czy stronę z matematyki, 2 z polskiego i rysunek na jutro.
Babcia
8 grudnia 2016 at 22:44Jak Pani nie radzi sobie z obowiązkami to proszę poprosić dyrekcję o pomoc a nie zrzucać ich np. na rodzeństwo. Rodzina nie może być egzekutorem systemu edukacji. I cóż z tego, że wymusicie na dzieciach wykucie regułek jak nie będą umiały ich zastosować?!
nauczycielka
9 grudnia 2016 at 21:26kto mówi o “wykuwaniu regułek” ?!?!?! i o “zrzucaniu pomocy na rodzeństwo” ?! Oj Babcia chyba do szkoły nie chodziła, i jak widać prac domowych nie odrabiała, bo ma trudności z czytaniem ze zrozumieniem…
Ale jak Babcia taka mądra, to zapraszam do szkoły… Rozumiem opinie (nawet jeśli przeciwne do moich)poparte jakimś doświadczeniem i dobrym argumentem, a nie wyssane z palca..
ciocia monika
9 grudnia 2016 at 07:05Jako nauczycielka przedszkola zgadzam w zupełności z wypowiedzią powyżej.
Ania GS
9 grudnia 2016 at 12:29Do wszystkich nauczycielek,
mam 59 lat i mam też dobrą pamięć. Pamiętam, że gdy miałam 7 lat, umiałam liczyć i czytać. W wakacje PRZED 1 klasą przeczytałam samodzielnie “W pustyni i w puszczy”. Geniusz??? Nie, nie geniusz.
Tego wszystkiego nauczyła mnie moja kuzynka, dziewczynka o 4 lata starsza, która… BAWIŁA SIĘ Z NAMI W SZKOŁĘ. Sadzała mnie i mojego kuzyna przy małych taborecikach, które udawały ławki, kazała tańczyć krakowiaka wokół choinki, dawała nam za to własnoręcznie zrobione nagrody. To był cudowny czas. Pełen zabaw w domu i na podwórku. A zadań domowych nie musieliśmy odrabiać – Ico? Da się? Da się.
Ten strat był tak cudowny, że do końca 8 klasy praktycznie nie musiałam w szkole się wysilać. I tu chcę podziękować mojej kuzynce – Dziękuję, Anetko, najlepsza nauczycielko!
joanna
10 grudnia 2016 at 00:34Calkowicie sie z Pania zgadzam.cie ze prace domowe sa potrzebna.Jezeli dzieci mniej czasu beda spedzaly przed telewizorem czy komputerem, to napewno zdaza odrobic zadanie domowe, jak i spotkac sie z kolezanka lub kolega.Ale czy bede mieli na to ochote?Pewnie nie, bo przeciez mozna porozumiec sie na komunimatorze, grac na komputerze lub marnowac czas na ogladanie bzdurnych filmikow na ytube.
nauczycielka
10 grudnia 2016 at 15:18Dokładnie. Dawniej były prace domowe, było się przygotowanym, a i do późna biegało się po podwórku… Teraz dzieci nie umieją się bawić same ze sobą, tylko stale potrzebują nowych bodźców. Niedawno powiedziałam moim 8-letnim uczniom o Zielonej Szkole, że jedziemy w góry i co będziemy robić(nasza szkoła jest w dużym mieście)…pierwsze ich pytanie brzmiało: “Czy możemy zabrać tablety?” oraz “Czy będziemy oglądać filmy?”. Także to, jak dziecko będzie spędzać czas w dużej mierze zależy od rodziców, a nie od tego, czy nauczyciel zadaje, czy nie. Parę dni temu byłam świadkiem, jak jakaś mama wołała swoje dziecko w sklepie, dziecko nie reagowało, w końcu je znalazła i wzięła za rękę, dlaczego nie reagowało? bo chodziło po sklepie wpatrzone w telefon, gdzie leciały jakieś gierki czy filmiki..Dziewczynka miała ok 3 lat…Także hmm taki mamy klimat.
xyz
11 grudnia 2016 at 08:39Muszę Panią pocieszyć że mamy w domu tableta a córka jeszcze go w ręku nie trzymała, raz na tydzień poprosi o grę w telefonie na max 10 minut.
Zgadzam się z tym, że od rodziców zależy jak będzie dziecko spędzać czas wolny tylko jestem ciekawa co na to nauczyciele moich dzieci gdy im to poeiem ? nie zgadzam się na to by moje dziecko spędzało 2 godz. w domu na odrabianiu lekcji. Chcę z nim spędzić inaczej czas, wyjść na dwór, obserwować przyrodę, zbierać liście, suszyć kwiaty do zielnika. Nauczyć go robienia wspomnianych wcześniej naleśników i wielu innych rzeczy. Chcę żeby miało czas na kontakty z rówieśnikami i rodziną. Chcę pokazywać świat dziecku i budować z nim więź. Jest jeszcze inna kwestia, potrzeby rodzica. Często rodzice rezygnują z własnych pasji i zainteresowań bo nie mają na to czasu gdy po szkole dorabiają z dzieckiem lekcje przez kilka godzin. A kto ma ich zarazić pasją jak ma nią nie ma czasu. Rodzic jest sfrustrowany to da dziecku komórkę czy tablet. Kiedyś rodzicom poamagali ich rodzice. Często babcie czy dziadkowie odbierał dzieci ze szkoły a teraz jest to rzadkość. Była to duża pomoc dla rodziny. Teraz rodzice muszą dłużej pracować żeby zapłacić opiekunce aby ich dziecko miało taki komfort i mogło więcej czasu spędzić w domu na zabawie i rozwijaniu pasji. Na zajęcia dodatkowe itd. Nie każdego jednak stać. W weekend nadrabiamy często zaległości w pracach domowych ponieważ nie jesteśmy w stanie w ciągu tygodnia zrobić wszystkiego plus lekcje zadane na weekend! Chcę innej jakości życia dla nas.
Ola Jurkowska
12 grudnia 2016 at 07:52Do Pani Nauczycielki i nie tylko:) Problem faktycznie jest – materiał nie jest za dobrze przystosowany do pracy w takich warunkach, ale prace domowe niewiele tu załatwiają. Też jestem nauczycielką i jedno co wiem na pewno, to to, że jeśli za prace domowe odpowiedzialni są obecnie rodzice. A to znaczy, że “odpowiedzialni” rodzice przerobią z dziećmi zadany materiał i dzieci będą umiały. Rodzice “nieodpowiedzialni” (piszę w cudzysłowie, bo nie chodzi mi tu o to, że taka postawa jest w jakikolwiek sposób zła i że rodziece faktycznie muszą stać nad dziećmi non stop i pilnować tej pracy domowej) – nie przerobią i dziecko będzie do tyłu. I z każdą taką pracą domową klasa dzieli się coraz bardziej – na dzieci, które pracują w domu i na te, które nie pracują. I z każdą taką pracą domową, trudniej jest dopasować lekcję zarówno do potrzeb tych pierwszych, jak i tych drugich. Więc albo ci pierwsi się nudzą, albo ci drudzy zostają w tyle. A najczęściej i jedno i drugie, bo wybieramy drogę po środku. Moim zdaniem szkoła powinna uczyć w szkole i materiał powinien być tak zbudowany, żeby to było do zrobienia bez wysyłania nauki do domu. Pozdrawiam 🙂
Beata
12 grudnia 2016 at 19:46Dlaczego wobec tego w Finlandii praca domowa nie jest zadawania, a fińskie dzieciaki są uznawane za najlepiej wyprodukowane w Europie? W dodatku spędzają mniej czasu w szkole niż polskie dzieci!