Jakość edukacji zależy od nauczycieli. To truizm. Wymaga się od tej grupy zawodowej bardzo dużo. Jednocześnie nauczyciele na swojej drodze napotykają wiele przeszkód i blokad, utrudniających realizowanie zadań. Coraz częściej słyszę o rezygnacjach, odejściach ze szkoły. Jakie są tego przyczyny? Z moich rozmów z nauczycielami oraz obserwacji poczynionych w szkołach wyłoniła się mapa wyzwań, z jakimi się mierzą. Oto kilka najbardziej charakterystycznych.
Postawa ministerstwa. Władze traktują szkoły instrumentalnie – jako miejsca realizacji własnych wizji. Jednocześnie stosują model nakazowo-rozdzielczy. Efektem są nieprzemyślane reformy robione dla celów propagandowych, by zademonstrować rzekomą troskę o chowanie najmłodszych pokoleń. Odwołują się przy tym do stereotypowych wyobrażeń społecznych. Modyfikacje dotyczą kwestii drugorzędnych (z punktu widzenia dobra ucznia), jednak mocno dezorganizują pracę szkoły. Sztandarowym przykładem jest ostatnio likwidacja gimnazjów (właściwie bez szerszych konsultacji), czy wprowadzanie skomplikowanych standardów oceny nauczycieli.
Nadmiar biurokracji. Mamy do czynienia z przerostem przepisów, niejednolitych, niezrozumiałych, wykluczających się, często zmieniających się, niedostosowanych do rzeczywistości. Papierologia jest faktem. Co gorsze, wraz z kolejnymi pomysłami rządzących tylko się zwiększa. Dzienniki, programy wychowawcze, programy profilaktyczne, sprawozdania z zebrań, analiza pracy wychowawcy, dokumentacja szkolnych konkursów, apeli i akademii szkolnych, wyników egzaminów próbnych, badania kompetencji, ewaluacje itd. W szkołach dominuje kult sprawozdawczości, z czego właściwie niewiele wynika.
Niskie zarobki. W porównaniu do stawianych wymagań, znaczenia jakie przypisuje się edukacji oraz biorąc pod uwagę nakład sił włożony w kształcenie i doskonalenie, nauczyciele zarabiają mało. Pensja nauczyciela kontraktowego to ok. 2300 zł brutto, mianowanego – 2650 zł, dyplomowanego (po kilkunastu latach pracy i ciągłego doskonalenia) – 3100 zł. Na rękę zostaje zdecydowanie poniżej oczekiwań. Tym bardziej, że zarobki na kasie w popularnych marketach potrafią być wyższe (aktualnie jedna z sieci proponuje na starcie wynagrodzenie 3550 złotych!). Co więcej – nie widać perspektyw na to, żeby nauczyciele rzeczywiście zarabiali więcej, powyżej średniej krajowej. Może to być szczególnie frustrujące w zestawieniu z energią, pieniędzmi i czasem poświęconymi na dokształcanie. Przeciętny nauczyciel, obok studiów kierunkowych, ma ukończone ze dwie podyplomówki i kilkanaście kursów. Jak w takiej sytuacji przekonać ucznia, że warto inwestować w naukę, a zdobywanie kolejnych szczebli wykształcenia przekłada się na realne korzyści?
Brak możliwości realnego awansu (pionowego i poziomego). Po wejściu na poziom nauczyciela dyplomowanego (co większość nauczycieli osiąga po 10-15 latach pracy) właściwie nie ma dalszej drogi rozwojowej. Powoduje to brak motywacji do doskonalenia. Część nauczycieli może zostać dyrektorami, ale to wiąże się raczej z ogromem obowiązków i odpowiedzialności, niż rzeczywistą poprawą statusu materialnego.
Naciski ze strony rodziców. Działania rodziców stanowią jeden z głównych punktów zapalnych. Rodzice zasypują nauczycieli oczekiwaniami, postulatami, wymaganiami. Można jednak odnieść wrażenie, że sami do końca nie wiedzą czego chcą. Nie są także jednomyślni. Co rodzic, to inna wizja idealnej edukacji dla dzieci. Rodzice dzieci w jednej klasie nie potrafią ustalić wspólnej wersji. Nie przeszkadza to im jednak domagać się uwzględnienia sprzecznych postulatów. Mają oczekiwania wobec szkoły, ale nie chcą uczestniczyć w jej działaniach. Ich aktywność niejednokrotnie ogranicza się do podrzucania dzieci do placówek.
Postawy uczniów. Młodzi są fantastyczni. Empatyczni, otwarci, komunikujący swe potrzeby. Niemniej nie da się ukryć, że nieco różnią się w działaniach od poprzednich generacji. Są bardziej rozproszeni, zdekoncentrowani, odlatujący myślami. Funkcjonują w świecie sieci, co powoduje przebodźcowanie. Jawniej okazują niezainteresowanie lekcjami. Potrafią się postawić. Są też dużo mniej cierpliwi, co wynika z dojrzewania w kulturze instant, kulturze natychmiastowej gratyfikacji. W efekcie w warunkach typowej lekcji mogą czuć się znudzeni. Trudno odpowiedzieć na ich oczekiwania. Nie zawsze doceniają wysiłki nauczycieli, bo ich efekty nie są dla nich tak istotne. Nie rozumieją sensu tych aktywności. Część nauczycieli z sentymentem wspomina dawne czasy, gdzie nauczyciel wzbudzał respekt, co prawda tylko na pokaz, ale zawsze.
Trudne warunki pracy. Nauczyciele pracują w hałasie, stresie, napięciu. Muszą być na pełnych obrotach. Prowadzenie lekcji wymaga ciągłego skupienia. Jednocześnie nauczyciele często nie dysponują własnym kątem w szkole. Nie mają wydzielonego miejsca do regeneracji. Ze względu na konieczność pełnienia dyżurów na przerwach nauczyciel nie może odpocząć między lekcjami. Nie ma chwili, żeby przygotować się do kolejnej lekcji. Nauczycielom często brakuje również podstawowych materiałów: papieru czy tuszu. Muszą przynosić je z domu. W domu także kserują i skanują pomoce dydaktyczne. Niejednokrotnie korzystają z własnego (osobistego) sprzętu komputerowego.
Niefunkcjonalny system kształcenia. Studia w Polsce bardzo przeciętnie przygotowują do realiów pracy w szkole. Stosunkowo najlepiej to wygląda w przypadku edukacji wczesnoszkolnej i przedszkolnej. Ta specjalizacja (na pedagogice) jest z założenia nauczycielska. Tymczasem kierunki przedmiotowe są nazbyt teoretyczne. Nacisk położony jest na wiedzę chemiczną, historyczną czy matematyczną a nie wdrożenie do radzenia sobie z sytuacjami szkolnymi. Brakuje warsztatów w zakresie komunikacji, mediacji, negocjacji itd. Generalnie studia nie przygotowują nauczyciela do samodzielnych działań.
Nieprzemyślany system szkoleń. Szkolenia, w najczęściej stosowanej formie, nie odpowiadają na potrzeby nauczycieli. Najczęściej odbywają się po pracy, w sytuacji zmęczenia, z polecenia dyrektora. Nie zawsze nauczyciele mają wpływ na dobór tematów. Bywa, że szkoleni przewyższają poziomem szkoleniowca i nie ma się co dziwić, że nauczycielom brakuje czasem chęci na takie nasiadówki. Szkolenia (nawet te sensowne, merytoryczne) są incydentalne, jednorazowe – brakuje etapu wdrożeniowo-monitorującego. Bardziej przydatne byłoby w tej sytuacji stałe wsparcie, konsultacje dydaktyczne, sesje coachingowe pozwalające przedyskutować trudne sytuacje i znaleźć ich rozwiązania.
Brak zrozumienia ze strony społeczeństwa. I wreszcie – konieczność konfrontowania się z wyobrażeniami społecznym. Mam wrażenie, że nauczyciele są pod ciągłym ostrzałem. Wielu komentatorów wypowiadających się na tematy oświatowe to ich traktuje jak przysłowiowego chłopca do bicia. Nauczycieli czyni się odpowiedzialnymi za złe wyniki uczniów, za ich agresywne zachowania, za brak motywacji do nauki. Wypomina się im rzekomo krótki czas pracy, liczbę dni wolnych, przerwy wakacyjne. Prestiż zawodu nauczyciela sukcesywnie ulega obniżeniu.
Co w tej sytuacji można zrobić? Potrzebne jest znaczące wzmocnienie pozycji nauczyciela, jako dobrze opłacanego eksperta, obdarzonego dużą autonomią i zaufaniem społecznym. Potrzebne jest powiązanie zarobków z jakością pracy – mierzoną inaczej niż za pomocą papierków. Potrzebna jest zmiana modelu kształcenia i dostępu do zawodu.
Natomiast nie uda się to na pewno bez zaangażowania samych nauczycieli. Wiąże się z tym dodatkowa kwestia. Chodzi tu o brak solidarności zawodowej. Nauczyciele to wciąż raczej wolni strzelcy, samodzielnie działający, rzadko wspólnie rozwiązujący trudności. Rzadko zdarza się, że nauczyciele mówią jednym głosem – jeśli już, to po cichu. Narzekają, ale nie towarzyszy temu działanie. Zamykają się w okopach i stosują mechanizmy obronne.
Tymczasem bez konsolidacji i bez wspólnego określenia celów, bez ustalenia środków do ich realizacji, bez przemyślenia strategii działania niewiele wyjdzie. I nie chodzi tu o walkę o etaty i utrzymanie Karty Nauczyciela. Chodzi o zbudowanie oraz wyartykułowanie programu realnie (i w perspektywie długofalowej) odpowiadającego na nauczycielskie potrzeby. Jak wiele czasu minie, zanim to się uda?
autor: Tomasz Tokarz – wykładowca, coach, trener, mediator. Nauczyciel w szkołach alternatywnych. Blog: Innowacyjna edukacja. Fan nowych technologii. Członek Rady Programowej Sieci Kompetencji Cyfrowych KOMET@. Prowadzi szkolenia dotyczące wykorzystania urządzeń mobilnych w realizacji podstawy programowej. Kontakt: t.tokarz@wp.pl
Foto: flickr
4 komentarze
Ann
19 czerwca 2021 at 13:14Dla mnie tylko smutne jest, że ludzie z wyuczoną bezradnością uczą moje dzieci. Czego? Nawet w społecznej szkole nawet nauczyciel nie podejmuje inicjatywy, bo dyrektor, kuratorium, ministerstwo. W biznesie młodzi przychodzą do pierwszej pracy w wieku 20-25 lat i oczekuje się od nich samodzielnego myślenia.
lord81
15 marca 2019 at 07:46No dobrze … ale powiedzcie mi tylko jedno kto zmusza aby nauczycie nie mógł zmienić pracy na inna, lżejszą i dobrze z płatną? pomyślcie ilu innych ludzi w Polsce ma takie same warunki jak nie gorsze i nie mogą strajkować… Idźcie do zakładu produkcyjnego gdzie jest hałas , stres, kurz , gonitwa, przestrzeganie procedur i inne pierdoły wtedy jak się zestawicie z innymi to zacznijcie strajkować. I dlaczego Waszym protestem było L4 a nie wypowiedzenie z pracy? Wystarczyłoby sprywatyzować szkoły i ciekawe co wtedy i gdzie byłyby wasze związki. I proszę nie pisać Ze mam być nauczycielem skoro ja narzekam że zaklinacie rzeczywistość , to wy zmięcie prace jak wam jest tak źle. I na koniec nie interesuje mnie manipulowanie tym ze jakiś nauczyciel pokaże pasek z wypłaty, proszę pokazać rozliczenie roczne , wtedy to będzie dla mnie argument.
Elżbieta Manthey - Juniorowo
15 marca 2019 at 08:13Tych ludzi w zakładach produkcyjnych też zdaje się nikt nie zmusza i mogą zmienić pracę. Nie chodzi o to, żeby się licytować, kto ma gorzej. A ocenianie innych na podstawie swoich wyobrażeń też do niczego dobrego nie prowadzi. Gdyby naprawa systemu edukacji była tak prosta, że “wystarczy sprywatyzować szkoły”, to zapewne już by się to wydarzyło. Niskie pensje nauczycieli to tylko jeden z problemów tego systemu, o czym wielokrotnie pisaliśmy w Juniorowie.
Ciekawe, kto będzie uczył Pana dzieci, jeśli wszyscy nauczyciele, którym jest źle, zmienią pracę?
Sylwia
19 grudnia 2018 at 17:35Napisał Pan, że brakuje konsolidacji i określenia wspólnych celów, ale niestety wszystkie starania nauczycieli zostały zniszczone wraz z gimnazjami. Ścieżki miedzyprzedmiotowe, projekty, autorskie programy i ogromna kreatywność zostały wrzucone przez MEN do kosza. My nie mamy uczyć, ale wykonywać coraz bardziej absurdalne pomysły przychodzące z góry. Polecenia wydaje nam ministerstwo, kuratoria, dyrektorzy, a nawet rodzice. Nie ma dialogu, za to w zamian panuje wszechobecny mobbing. Słucha Pan wypowiedzi minister? Czyta Pan komentarze internautów? Nauczyciel przedstawiany jest od lat jako niedouczony leń, który pracuje tylko 18 godzin w tygodniu i ciągle urlop. Najbardziej roszczeniowa grupa społeczna, itp. Nie ma prawa się odzywać albo buntować, bo to niemoralne, godzi w uczniów i etos zawodu. Nikt nie wierzy, że pracujemy ponad 40 godzin w tygodniu i jesteśmy w szkole, gdy nie ma tam uczniów . Nie wierzy, że większość nauczycieli to specjaliści z ukonczonymi 3-6 kierunkami studiów. Zgnebieni nagonką i ciaglymi pretensjami oraz walką o każdą złotówkę coraz bardziej dręczy nas stres. Nikt nie chce napisać prawdy o tym zawodzie, a jak próbuje to natychmiast ukazuje się pięć innych programów lub artykułów zaprzeczajacych przytoczonym argumentom. Coraz większa ilość nauczycieli ucieka. Starsi odchodzą na zasiłek konpensacyjny, a młodzi po roku, dwóch zmieniają zawód. Wcale się nie dziwię, bo każdy człowiek chce czuć się doceniany, a przynajmniej traktowany z szacunkiem. Niestety nauczyciel w Polsce nie jest szanowany nawet przez ministerstwo, ( żadnego odzewu odnośnie zaniechania deformy, podstaw programowych, lektur, metodyki, itp), dlatego o wypracowaniu wspólnych celów nie ma co marzyć.