Kocham telewizję i dotychczas wcale się tej miłości nie wstydziłam. Publiczną, która w latach mojej młodości zaraziła mnie teatrem, gdy z wypiekami na twarzy oglądałam poniedziałkowe wydania Teatru Telewizji. Dzięki komercyjnej przeżywamy z mężem fascynację doskonale zrealizowanym serialem Vikinowie. Z radością mogę jeszcze opowiadać o kinie familijnym i starych westernach, w niedzielę po południu, które łączą trzy pokolenia podczas wizyt naszego dziadka.

Od dwóch tygodni mam poważne wątpliwości czy kochać telewizję dalej. Bruno – sześciolatek – dumny pierwszoklasista przyszedł do domu i od progu zawołał:

– Dzisiaj o 15:00 będziemy oglądać serial „Szkoła”. Mój kolega ogląda codziennie i mówi, że fajne.

– To chyba nie dla Ciebie program – wtrącił się 12-letni Jeremi.

– Ty też widziałeś jakiś odcinek? – zapytałam z przerażeniem Jeremiego.

– Oglądamy czasem u Marcina po szkole.

Ręce mi opadły. Wiedziałam już od przyjaciółek co to za „dzikość na ekranie” serwowana w środku dnia. Perypetie uczniów gimnazjum i liceum, ich problemy z seksem, narkotykami i rodzicami. Opowieści o tym jak dziewczyna chcąc wzbudzić miłość chłopaka ukradkiem podaje mu napój z kroplami krwi miesiączkowej, albo relacja z napadu na szkołę, której dokonuje uczennica wraz z podejrzanymi kumplami. Prosty język, prymitywne dialogi i natężenie przemocy.

– Co Ty się przejmujesz, przecież młodzi ludzie tak ze sobą nie rozmawiają. To są bzdury wymyślone na potrzeby scenariusza – zaśmiał się mój najstarszy, 19-letni syn Mikołaj, gdy razem obejrzeliśmy jeden odcinek.

5768380657_d27c842fb5_oPozostaję jednak nadal w osłupieniu, jak my rodzice niewiele możemy. Ta sama telewizja w osobie znanej prezenterki uczy nas, że należy zakładać dziecku kask na rower, że powinno się podawać więcej wody i ograniczać soczki z konserwantami. Mało tego – opowiada jak niewłaściwe jest zbyt częste ślęczenie przed komputerem czy ekranem telewizyjnym. I bardzo dobrze, bo w wielu przypadkach utrwala rodzicom pewne prawdy i zasady ważne dla bezpieczeństwa ich pociech. Dlaczego zatem kreuje świat agresji i napięcia w porze, gdy dzieci wracają ze szkoły? Przecież za wystawioną pupę w nawet najbardziej ambitnym filmie emitowanym o niestosownej porze, telewizja płaci kary.

Rozumiem, że serial ma dużą oglądalność i producenci mogą powiedzieć, że to my – rodzice decydujemy co nasze dzieci mogą oglądać, a czego nie. Szkoda tylko, że nie zdają sobie sprawy jak wiele dzieci w Polsce przychodzi do domu i czeka samotnie na przyjście rodziców. Pewnie niejeden rodzic chciałby zapytać, czy wszyscy odpowiedzialni za emisję tego serialu z łatwością zgodziliby się, by ich dzieci oglądały tak prymitywny program? Znam odpowiedź, ponieważ wiem, że wychowali swoje, dorosłe już dzisiaj dzieci na erudytów, ludzi wrażliwych na sztukę, promujących dobry, ambitny film. Naszymi dziećmi już się nie przejmują.

c

tekst: Natalia Vince

foto: Michael Cramer, Clemens v. Vogelsang