Jamie Oliver, światowej sławy kucharz-celebryta, jest jednocześnie ambasadorem zdrowej kuchni i wielkim propagatorem zmiany złych nawyków żywieniowych. Swoją misję realizuje na całym świecie. Szkoda, że nie w Polsce, to jednak może się zmienić.

Pasja (zdrowego) jedzenia

Oliver swoją popularność zawdzięcza przede wszystkim dwóm cechom: wielkiej, autentycznej pasji, z jaką opowiada o przygotowywaniu potraw oraz skromności. Olivier nie jest ani zadzierającym nosa, nadętym kapłanem noża i patelni, ani demonicznym dyktatorem kuchni mieszającym swych podwładnych z błotem za krzywo pokrojoną marchewkę. Jest miłym, uśmiechniętym, sympatycznym człowiekiem z błyskiem w oku, chłopakiem, którego chciałby ugościć każdy ojciec nastoletniej księżniczki…

5122390433_5c3c97aaaf_oJest też kucharzem z misją. Zdrowa żywność, lokalne produkty, zmiana złych nawyków żywieniowych – to są hasła, które od początku kariery stale przewijają się w jego show, nawet kosztem finansowych kłopotów (wart 1200 tys. rocznie kontrakt reklamowy z siecią Sainsbury’s zawisł na włosku, gdy jej managerowie zarzucili mu, że promuje kupowanie produktów wprost od rolników, zamiast w ich sklepach).

W czasie swej kariery Oliver stworzył kilka programów, w czasie których namawiał do zdrowego odżywiania. M.in. zapoczątkował kampanię Feed Me Better, której rezultatem było 280 mln rządowych funtów przeznaczonych na wprowadzanie zdrowych posiłków w brytyjskich szkołach.

Jego program Jamie’s Ministry of Food pokazywał Brytyjczykom jak gotować prosto i smacznie ze świeżych produktów. Kontynuacją stała się Jamie Oliver’s Food Revolution, która miała uświadomić mieszkańcom USA, jaką szkodę wyrządzają własnym dzieciom karmiąc ich śmieciowym jedzeniem.

Program pokazywany był przez dwa sezony w Stanach Zjednoczonych, w Wielkiej Brytanii i kilku innych krajach na świecie, a w  2010 roku zdobył nagrodę Emmy. Choć trzeba przyznać, że spotykał się z bardzo różnym przyjęciem, np. spora część widzów uparcie twierdziła, że posiłki proponowane przez Olivera są zdecydowanie mniej smaczne od gotowców z mikrofali! Ostatecznie program zszedł z anteny, zastąpiony – o tempora, o mores! – przez Taniec z gwiazdami. Jednak wielką zasługą Jamiego Olivera jest wzrost świadomości społecznej na temat zdrowego żywienia.

c

Edukacja potrzebna od zaraz!

Najnowszy projekt Jamiego to Food Revolution Day 15 May 2015, w którym walczy o wprowadzenie obowiązkowej praktycznej nauki zasad zdrowego odżywiania do szkół.

Choroby spowodowane złą dietą szerzą się na całym świecie w zastraszającym tempie – alarmuje Jamie. – Nigdy dotąd edukacja dzieci w zakresie zdrowego odżywiania nie była tak ważna, jak dziś. Dzieci powinny wiedzieć, skąd pochodzi to, co jedzą i jak wpływa na ich organizmy. Mają prawo, byśmy nauczyli je zdrowo żyć i zdrowo się odżywiać.

Jamie stworzył i umieścił w sieci petycję, apelując do ludzi z całego świata, by ją podpisywali, dając tym samym wyraz przyłączenia się do apelu Jamiego. Adresatem petycji, którą podpisało już prawie 800 tysięcy osób, są rządy państw G20 (w tym Unii Europejskiej, a więc i nas to dotyczy!). Jamie chce zebrać milion podpisów, a jego celem jest wywarcie nacisku na rządzących, by zajęli się sprawą edukacji prozdrowotnej w szkołach.

Jeśli pomożecie mi zebrać milion podpisów, stworzymy ruch na tyle silny, by zmusić wszystkie rządy G20 do podjęcia działań. Edukacja na temat zdrowego odżywiania zmieni życie kolejnych pokoleń.

Na stronie internetowej Food Revolution Day można znaleźć informacje na temat akcji, materiały edukacyjne dla szkół oraz przepisy kulinarne. Zdrowe oczywiście!

O problemie otyłości wśród polskich dzieci pisaliśmy w artykule:

Otyłe dziecko w klasie – to nie moja sprawa?

c

Żywieniowa Rewolucja w Polsce? Yes, please!

A jak wygląda świadomość zdrowego żywienia w Polsce? W teorii świetnie, w praktyce… no cóż. Może opiszę to na przykładzie ustawy zakazującej śmieciowego jedzenia w szkolnych sklepikach.

Chodzi o ustawę z 28 listopada 2014 r. o zmianie ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia, którą prezydent Bronisław Komorowski podpisał w grudniu ubiegłego roku. Długo oczekiwany dokument zakazuje sprzedaży w szkolnych sklepikach chipsów, słodyczy, gazowanych napojów i innych produktów powodujących otyłość. Jakich konkretnie? Tu jest pies pogrzebany!

8067182745_ff959ee45d_oSzczegółowe wytyczne w tej sprawie zawiera odpowiednie rozporządzenie ministra zdrowia, które określa górne limity cukru, soli i tłuszczu w sprzedawanych produktach. Problem polega na tym, że na tej podstawie dyrektorzy poszczególnych szkół powinni sami sporządzić listę dopuszczonych oraz zakazanych produktów. Jak? Studiując skład na każdym opakowaniu! Państwowa Inspekcja Sanitarna broni takiego rozwiązania twierdząc, że sporządzenie listy konkretnych wyrobów jest niemożliwe, bo trzeba by stworzyć odrębną definicję dla każdego z nich. Chcemy zakazać sprzedaży chipsów? Świetnie, ale co z chipsami owocowymi, które nie powodują otyłości?

W szkołach zapanowała konsternacja, dyrektorzy bronią się przed tym rozwiązaniem twierdząc nie bez racji, 8409366544_cbffae9188_zże nie każdy baton ma pełny skład ilościowy kontrowersyjnych substancji. Rozwiązaniem radykalnym byłby całkowity zakaz sprzedaży słodyczy, ale po pierwsze co z aktywnymi fizycznie chudzielcami, którym baton raczej doda energii niż spowoduje otyłość. A po drugie – i to jest osobny problem – jeśli dzieci nie będą mogły kupić ulubionego batonika w szkole, to bez żadnego problemu zrobią to w spożywczym tuż za rogiem, lub wyciągną z tornistra, do którego włożyła go poprzedniego wieczora zapobiegliwa mama…

W Polsce w ciągu minionych dziesięciu lat podwoiła się liczba dzieci z nadwagą. Obecnie jest ich już 17%. Nasze dzieci tyją najszybciej w całej Europie. Jedynym rozwiązaniem tego problemu wydaję się nieustanna i skuteczna edukacja na rzecz zdrowego jedzenia. I dlatego:

Jamie Olivier,  przybywaj!

c

Autor: Wojciech Musiał

źródła: www.foodrevolutionday.com, Olga Szpunar Zagadki szkolnego sklepiku. Co będzie można sprzedawać – Wyborcza.pl Kraków

foto: www.foodrevolutionday.com, Sidious Sid, Kelly Garbato, Gaulsstin