Niewielkie zadrapanie na kolanie, za to łzy ogromne, choć przecież nic strasznego się nie stało. Głęboki smutek po obejrzeniu bajki, choć to przecież tylko film. Zepsuta zabawka i wybuch złości, choć przecież “masz tyle innych zabawek”. My dorośli mamy tendencję do umniejszania tego, co dzieje się w dziecięcych głowach, do gombrowiczowskiego „upupiania” naszych „milusińskich”. Tymczasem dzieci przeżywają swoje emocje niezwykle silnie. Nie mogą przecież porównać ich jeszcze z emocjami „dorosłymi”. Dzieciom może być trudno poradzić sobie z tak intensywnymi emocjami – zarówno tymi negatywnymi jak i pozytywnymi. Przyjrzyjmy się następującej sytuacji:

– Tato, a kiedy będzie koniec sierpnia?

– Za dwa miesiące, Zosiu.

– Dopieroooo!!!???

– Przecież dopiero rozpoczęły się wakacje. Nie cieszysz się?

– No cieszę, cieszę. Ale wiesz, już nie mogę doczekać się urodzin!

Moja córeczka aż skręca się z emocji wywołanych myślą o urodzinach, które faktycznie przypadają na koniec sierpnia. Wizje prezentów oraz urodzinowego party wywołuje w niej uczucia tak silne, że aż się łapie za bolący brzuch. Patrze na nią ze współczuciem – Zosiu droga, nie ma sensu tak się męczyć. Czasu nie przyspieszysz. Skup się na tym, co się dzieje teraz, a nie na tym, co dopiero się wydarzy.

Łatwo powiedzieć, prawda?

Takie sytuacje zdarzają się w naszej rodzinie z niezmienną regularnością: obie nasze pociechy wyczekują swoich urodzin oraz imienin. Wyczekują gwiazdki a także wielkanocnego zajączka. Wyczekują dnia dziecka oraz zakończenia roku szkolnego (pedagogicznie słuszne czy nie, zawsze nagradzamy je za całoroczny wysiłek). Wyczekują również nieregularnych wizyt krewnych czy znajomych, o których wiedzą, że mogą zaowocować upominkiem. Tata z mamą próbują im tłumaczyć, że takie wyczekiwanie to straszna frustracja, więc lepiej skupić się na czym innym i w ogóle nie myśleć o prezentach, ale rozum swoje, a emocje swoje. Gdy myśl powróci, to je skręca i już.

A gdzie tu lekceważenie dziecięcych uczuć? A w żartobliwych odpowiedziach na pytanie, które niezmiennie towarzyszy oczekiwaniu na prezent: A co dostanę? To niespodzianka – brzmi odpowiedź, bo w naszej rodzinie dzieci przeważnie nie wiedzą, czego się spodziewać. W dzieciach wywołuje to dodatkowe eksplozje emocji, natomiast rodzice często posuwają się dalej: z lekko złośliwym uśmieszkiem droczą się z dziećmi odpowiedziami typu „puszkę szprotek w pomidorach” lub „nowy odkurzacz”. Nie ukrywajmy – dla rodziców takie złośliwostki wobec własnych dzieci to spora frajda. Oczywiście tylko przez chwilę, gdy poziom frustracji za bardzo rośnie, natychmiast uspokajamy je, że dostaną coś znacznie bardziej atrakcyjnego, niż szprotki. Jednak nadal nie zdradzamy niespodzianki.

Nie tylko wyczekiwanie na prezent wzbudza w dzieciach emocje, które zdarza nam się lekceważyć. Pomyślmy np. o sytuacji, w której dziecko upadło i skaleczyło się w kolano. Dziecko płacze, bo łzy to naturalna reakcja na ból i strach. A tymczasem co mówi zatroskana mama/współczujący tata? Nie płacz, przecież nic się nie stało!

 

Otóż stało się: boli kolano, pojawiła się krew, nie wiadomo, jak długo będzie bolało i kiedy się zagoi. A przecież ranę trzeba jeszcze zdezynfekować. Mama wie, że woda utleniona nie szczypie, ale dziecko wcale takiej pewności nie ma, a do zapewnień mamy podchodzi nieufnie, bo kolano boli coraz bardziej. Słowa „przecież nic takiego się nie stało” są kompletnym zaprzeczeniem uczuć, które targają dzieckiem! Zamiast tego okażmy zrozumienie i współczucie: „Wiem, że cię boli. Myślę, że za chwilę ból minie”.

Taka reakcja rodziców powinna pojawić się na każde łzy dziecka, nawet jeśli dorosłym powód wydaje się błahy: zepsuła się zabawka, nie zdążyliśmy na dobranockę, brat dostał o jednego cukierka więcej… Dziecku wali się świat, dorośli uśmiechają się z pobłażaniem.

Zaznaczmy tu jedną ważną rzecz. Każde dziecko jest inne i każde inaczej zareaguje na dana sytuację, więc nie ma uniwersalnego klucza, według którego możemy zareagować. Ważne jest jedno: jeśli widzimy, że dziecko nie radzi sobie z uczuciami, które go przerastają, powinniśmy mu pomóc je opanować. Przez rozmowę, przez przytulenie i pogłaskanie, a w przypadku prezentów – na przykład poprzez wcześniejsze umówienie się, co to będzie. Nie wszystkie dzieci lubią niespodzianki, lepiej więc wybrać prezent wspólnie i wspólnie czekać na dzień, w którym trafi w jego ręce.

p.s.

O tym, jak silne mogą być emocje towarzyszące oczekiwaniu na prezent, autor tego felietonu przekonał się niedawno na własnej skórze. Otóż tym razem to ja zacząłem czekać na prezent. Długo wyczekiwany, wymarzony, wyśniony prezent. Oczekiwanie okazało się czystą, fizyczną torturą. Skręciło mnie tak, że ani książki poczytać, ani filmu obejrzeć. Wieczorem nie mogłem zasnąć, a rano budziła mnie myśl o prezencie. Niby robiłem wszystko tak, jak co dzień, ale zamiast skupić umysł na chwili obecnej – zgodnie z tym, co podpowiada rozsądek i co sam klarowałem dzieciom – spuszczałem myśli ze smyczy, a one gnały w stronę tej wyczekiwanego momentu, gdy wizja stanie się ciałem. Przez nieznośnie długie dwa tygodnie byłem wielkim, boleśnie pulsującym, rozpalonym kłębowiskiem zniecierpliwienia. Po prostu jak dziecko…

.

Zdjęcia: steedm, Ben Hoyt, Seamoor