Jak bezpiecznie posadzić dziecko w samochodzie, w jaki sposób ułożyć bagaże, aby nie zagrażały w momencie wypadku, jak prowadzić samochód, żeby uniknąć nadmiernego zmęczenia i choroby lokomocyjnej – o wakacyjnym podróżowaniu całą rodziną opowiada Krzysztof Hołowczyc w rozmowie z Wojciechem Musiałem.

Wojciech Musiał: Gdy pakuje się pan na wakacyjny wyjazd całą rodziną, ma pan jakieś żelazne reguły?

Krzysztof Hołowczyc: Reguły są bardzo proste. Po pierwsze musimy mieć dużo czasu, żeby jechać bez pośpiechu. To moje marzenie, żeby chociaż na wakacjach móc podróżować niespiesznie. Żeby zwiedzić coś po drodze, zatrzymać się na kawkę, na smaczny posiłek, a nie, że trzeba cisnąć, bo kwatera zapłacona i trzeba wjechać na odpowiednią godzinę.

Po drugie bagaże powinny być porządnie umocowane. Komputery nie mogą po prostu spoczywać na kolanach, a napoje nigdy w szklanych butelkach, zawsze w plastikowych. W momencie wypadku te rzeczy decydują o czyimś zdrowiu i życiu. Oczywiście każdy z nas jest przekonany, że wypadki zdarzają się innym. To się nazywa faworyzacja subiektywna – mnie to nie dotyczy, ja jestem dobrym kierowcą, ja na pewno dojadę. A potem wypadek jednak ma miejsce i o jego skutkach decydują takie właśnie „drobiazgi”.

Trzecia sprawa to płynna jazda, bez gwałtownych przyspieszeń, hamowań i ostrych zakrętów. Dzieci pogrążone w swoim elektronicznym świecie też tego nie lubią.

Wojciech Musiał: Płynna jazda jest niezwykle istotna, jeśli chcemy uniknąć choroby lokomocyjnej. Dzieci są na nią szczególnie podatne.

Krzysztof Hołowczyc: Płynna jazda oraz jakość drogi którą wybieramy. Chodzi o to by była możliwie gładka i pozbawiona ostrych zakrętów. Poza tym uczymy dzieci wpatrywania się w horyzont, a nie od razu w ekrany telefonów czy tabletów. To wszystko sprawi, że albo zupełnie unikniemy choroby lokomocyjnej, albo będzie miała o wiele łagodniejszy przebieg. No i unikniemy faszerowania się chemią, której ja akurat nie lubię. A jeśli mdłości się pojawiają – robimy przystanek, krótki spacer, gimnastyka i czekamy, aż organizm wróci do normy.

Dziecko w samochodzie jest zawsze bardziej narażone niż dorosły, bo jest mniej skoncentrowane i ma mniejszą świadomość tego, co się dzieje z samochodem. I dlatego naprawdę warto stosować wszelkie zabezpieczenia, które fachowcy pieczołowicie wymyślają. Pasy powinny dociskać ciało dziecka w odpowiednim miejscu. Przedmioty w samochodzie, które tak lubimy mieć pod ręką, powinny być zabezpieczone, żeby w momencie wypadku nie fruwały po wnętrzu. Dalej – przewietrzanie auta, klimatyzacja ustawiona tak, żeby nie było za zimno. Temperaturę we wnętrzu auta powinniśmy obniżyć tylko o kilka stopni, a nie, że przy upale powyżej trzydziestu stopni schładzamy auto do dziewiętnastu. Dziecko powinno mieć fotelik dostosowany do swego wzrostu i wagi, bo jeśli będzie za duży lub za mały to – pomijając kwestie bezpieczeństwa – będzie mu w nim niewygodnie i zacznie się niecierpliwić. Suma wszystkich tych elementów wpływa na bezpieczeństwo i jakość naszej podróży.

Choroba lokomocyjna – jak sobie z nią poradzić

Wojciech Musiał: Na wielu samochodach można dostrzec charakterystyczne naklejki „Dziecko w samochodzie”. Sam kiedyś przylepiłem taką informację. Ale czy tak naprawdę jazda z małym pasażerem powinna się różnić od jazdy bez niego? I czy inni użytkownicy dróg powinni uważać na takie auto bardziej kosztem innych samochodów?

Krzysztof Hołowczyc: Kiedyś rzeczywiście mieliśmy przeświadczenie, że gdy w aucie jedzie dziecko to dynamika jazdy jest zupełnie inna. Bo nie było jeszcze tak znakomitych fotelików, które mamy dziś do dyspozycji. Dziecko jadące bez fotelika na zakrętach mocno się przechylało i faktycznie mogło uderzyć głową ściankę drzwi, dlatego kiedyś z dziećmi jeździło się płynniej i łagodniej. Obecnie dzieci mają do dyspozycji znakomite foteliki, więc w tym kontekście technika jazdy nie ma aż takiego znaczenia i z dzieckiem, czy bez jeździmy podobnie. Oczywiście z perspektywy dynamiki jazdy dzieci powinno się traktować delikatniej, ale z drugiej strony dzieci uwielbiają, gdy samochód dynamicznie przyspiesza czy hamuje.

Wojciech Musiał: Bo czują się zupełnie jak na karuzeli…

Krzysztof Hołowczyc: Ale ta chwilowa radość może mieć przykre konsekwencje. Jest taki film, który pokazuje, jak ogromne jest wnętrze samochodu z perspektywy dziecka. Nam, dorosłym, wydaje się, że auto jest wygodne i przytulne, ale małe dziecko ma tej przestrzeni o wiele więcej. W momencie uderzenia nieprzypięte dziecko leci dłużej i uderza z większą siłą. Trzeba mieć tego świadomość i dobrze umocować dziecko w foteliku.

Wojciech Musiał: A czy podkładki pod pupę są pana zdaniem skuteczne?

Krzysztof Hołowczyc: One ustawiają tułów do odpowiedniej wysokości. Dzięki czemu pas nie opiera się o szyję, tylko przyciska ramię dziecka. To oczywiście tylko proteza, która dostosowuje dziecko do „dorosłych” pasów bezpieczeństwa. Inna sprawa, że w wielu współczesnych samochodach pasy mają bardzo duży zakres regulacji, ja np. mam sportowe auto, w którym z tyłu pasy są tak znakomite, że w ogóle nie musiałbym sadzać dziecka w foteliku, ale przepisy są jednoznaczne – do pewnego wieku dziecko musi jeździć w foteliku.

Wojciech Musiał: Problem z podkładkami polega na tym, że o ile przy uderzeniu czołowym spełniają swoje zadanie, o tyle przy bocznym głowa dziecka uderza w szybę.

Krzysztof Hołowczyc: Ale z dorosłymi dzieje się to samo! W samochodach rajdowych mamy specjalne siedzenia z tzw. uszami, które chronią głowę w czasie uderzenia. One oraz kask sprawiają, że głowa jest zabezpieczona w każdym kierunku. Pytanie brzmi – jak wyważyć proporcje pomiędzy bezpieczeństwem a komfortem jazdy? W nowoczesnych samochodach montowane są kurtyny boczne, które zasłaniają cały bok auta i w przypadku uderzenia bocznego ciało uderza w miękkie. Niestety większość z nas jeździ autami starszymi bez takich zabezpieczeń.

Foteliki samochodowe – co mówią przepisy

Wojciech Musiał: Gdy byłem małym chłopcem, ojciec sadzał mnie na kolanach i uczył prowadzenia auta. On obsługiwał biegi i pedały, a ja trzymałem kierownicę. To było oczywiście sprzeczne z przepisami nawet w tamtych, bardziej tolerancyjnych czasach, ale dzięki temu szybko oswoiłem się z autem i stałem się całkiem niezłym kierowcą. Co pan sądzi o takich przypadkach?

Krzysztof Hołowczyc: Cóż… przepisy nie zawsze nadążają za życiem i bywają zbyt rygorystyczne. W dodatku ktoś natychmiast może zadać pytanie, a co by było, gdyby miał pan wtedy wypadek i ojciec przygniótł by pana do kierownicy? To pytanie jest zasadne, ale wiadomo, że rodzice w takiej sytuacji wybiorą zawsze pustą, nieuczęszczaną drogę, gdzie ryzyko wypadku jest minimalne. Ja moją ośmioletnią córkę tak samo sadzam na kolanach i uczę prowadzić auto, ale wybieram zamknięte odcinki dróg, bo mam takie możliwości. A więc z jednej strony mam pewność, że zdążę zahamować w przypadku zagrożenia, ale z drugiej gdyby ktoś nas zauważył, skończyłoby się wielką awanturą.

Wojciech Musiał: A czy nastolatki powinny robić prawo jazdy? Grupa młodych chłopaków w samochodzie to największe ryzyko ciężkiego wypadku – tak pokazują statystyki…

Krzysztof Hołowczyc: To jaki wiek pana zdaniem byłby odpowiedni? Dwadzieścia pięć lat czy trzydzieści? Trzydziestolatek już trochę przeżył, więc będzie jeździł bezpieczniej. A może dopiero czterdzieści!?

Wojciech Musiał: Skręcamy w stronę absurdu…

Krzysztof Hołowczyc: Moim zdaniem im wcześniej, tym lepiej. To jest tylko kwestia odpowiedniego szkolenia, odpowiedniego „zapisania tych pustych kartek”. W tej chwili ludzie, którzy kończą tak zwane kursy na prawo jazdy, są kompletnie zieloni. Oni są jedynie przygotowani do zdania egzaminu, a cała sztuka nauczenia odpowiedzialności za kierownicą to jest element porzucony. W krajach dużo lepiej rozwiniętych motoryzacyjnie kurs prawa jazdy kosztuje tysiąc euro. U nas – tysiąc złotych, a mamy zbliżoną cenę paliwa i samochodów. Za taką cenę nie da się takiego kursu zrobić poprawnie i uczciwie. Wszystko odbywa się po łebkach, byle szybciej, jazdy tylko na trasach, na których potem są egzaminy. Nie uczymy jeździć, uczymy zdawać egzaminy.

Wojciech Musiał: Tym większa rola rodzica i nauka poprzez przykład.

Krzysztof Hołowczyc: Dokładnie tak! Mądry rodzic może nauczyć dzieci dużo więcej, niż instruktor na kursie. Np. moje córki jeżdżąc z tatą nauczyły się „rozbierania” ruchu drogowego, wiedzą, na które sytuacje zwracać uwagę, które mogą być szczególnie niebezpieczne, kiedy jechać ostrożnie. Wiedzą, co to jest śliski asfalt i jak go ocenić. Dziewięćdziesiąt procent kierowców nie ma pojęcia, kiedy asfalt jest śliski i dlaczego! „Mam opony, jest droga – jadę!” A potem sytuacja: „Ja skręciłem, a on nie skręcił” i pytanie – „Co ja miałem zrobić?”Policjant odpowie, że dostosować prędkość do warunków na drodze. A często warunki są takie, że nawet prędkość na znaku jest za duża. Tylko nie umiemy tego oceniać.

Wojciech Musiał: Ważna jest też nauka poprzez przykład. Nie może być tak, że jedno mówimy, a drugie robimy. Mówimy o poprawnej, bezpiecznej jeździe trzymając kierownicę jedną ręką, a drugą wystawiając za okno…

Krzysztof Hołowczyc: A dzieci to świetni obserwatorzy! A potem dziwimy się, że powielają nasze błędy i dziwne nawyki.

Wojciech Musiał: Niech więc wspólna wakacyjna podróż będzie okazją do rozmowy o tym, co się dzieje na drodze, niech będzie – jak pan to nazwał – nauką „rozbierania” ruchu drogowego. Oraz okazją do pokazania na własnym przykładzie, co to znaczy bezpieczna, odpowiedzialna jazda samochodem. Dziękuję za rozmowę.

Krzysztof Hołowczyc: Dziękuję bardzo.

Krzysztof Hołowczycc

Krzysztof Hołowczyc – trzykrotny rajdowy mistrz Polski, mistrz Europy, trzykrotny zwycięzca rajdu Polski, uczestnik rajdowych mistrzostw świata i Rajdu Dakar. Poseł do Parlamentu Europejskiego. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski w 2012, za wybitne zasługi w działalności na rzecz polskiej motoryzacji.

.

.

Wojciech Musiał – Współzałożyciel Juniorowa. Z wykształcenia nauczyciel języka angielskiego, ale niepraktykujący. Dziennikarz radiowy, obecnie pracuje w Radiu Kraków, wcześniej w RMF Classic i w Złotych Przebojach. Ojciec Stasia i Zosi, mąż Anetki. Lubi jazz, jogę i święty spokój. Nie lubi braku poczucia humoru, hałasu i zapachu, który powstaje z połączenia wystygłej herbaty z ogryzkiem od jabłka.

.

Zdjęcia: www.holek.pl, Pixabay