Nauczyciele to najważniejsze osoby mające wpływ na to, co dzieje się w szkole. To, co dzieje się w szkole z dziećmi wynika z tego, co dzieje się z nauczycielami. Dzieciom jest tak źle w szkole, jak źle jest nauczycielom. Jeśli chcemy poprawić bycie dzieci w szkole, musimy poprawić to, jak czują się i funkcjonują w niej nauczyciele.

Autorytet nauczyciela nie jest dany z góry. Na szacunek dzieci trzeba zasłużyć własnym działaniem. Odpowiedzialność za to spoczywa na nauczycielach. A zależy to od tego, co robią oraz od tego, jak reagują dzieci. Trudność polega na tym, że dziś dzieci niemal nie wiedzą, na czym polega bycie z kimś w empatycznej relacji.

Te słowa to fragmenty wystąpienia Helle Jensen, którego miałam okazję wysłuchać. Helle Jensen pracuje w i ze szkołami od 1979 roku. Jest psychologiem i terapeutką rodzinną, pracuje z nauczycielami i uczniami w szkołach, w klasach, w rodzinach. Przez wiele lat pracowała z Jesperem Juulem, między innymi wspólnie napisali książkę „Od posłuszeństwa do odpowiedzialności”, która została przetłumaczona na wiele języków i stała się początkiem obecnej działalności Helle Jensen. – Dziś zajmuję się propagowaniem idei opisanych w książce, wyjaśnianiem tego, co tam opisaliśmy. Odwiedzam różne kraje opowiadając o tym. Mam nadzieję, że stanie się to impulsem do zmian w środowisku szkolnym.

Podczas swojego wystąpienia Helle Jensen opowiadała o wielu istotnych sprawach związanych z byciem w szkole tak dzieci, jak i nauczycieli. Najważniejsze wątki jej wykładów zanotowałam i zebrałam poniżej:

Dziecko a dorosły – jak zmienia się nasze myślenie

Kiedyś to dorosły definiował rzeczywistość, definiował też dziecko. Dorosły mówił „nie ma powodu do smutku”, nawet jeśli dziecko czuło smutek. Dorosły mówił „teraz czas spać”, choć dziecko nie czuło zmęczenia. To dorosły stanowił o tym, co jest właściwe a co nie.

Zakładano też, że dzieci nie czują tak, jak dorośli. Wpajano nam, że dzieci są egoistyczne z natury, nie myślą o potrzebach innych, nie są zdolne do empatii i dopiero w procesie wychowania kształtujemy w nich kompetencje społeczne i interpersonalne. Dziś wiemy, że dziecko przychodzi na świat już z pewnymi kompetencjami, służącymi nawiązywaniu i utrzymywaniu dobrego kontaktu z innymi. Przecież od tego zależy jego życie.

Zmiana myślenia o dzieciach to kwestia ostatnich kilku dekad. Ten proces trwa. Stopniowo przechodzimy od traktowania dzieci jak przedmioty (obiekty wychowania) do traktowania ich od urodzenia jak podmioty. Pracujemy nad procesem przechodzenia od posłuszeństwa do odpowiedzialności. Ten proces dotyczy obu stron – dorosłych i dzieci. Od relacji podmiot-przedmiot, do relacji podmiot-podmiot. Zależy nam na podmiotowych relacjach międzyludzkich niezależnie od wieku osób zaangażowanych w tę relację. Dziecko jest tak samo człowiekiem jak dorosły.

Oczywiście są sprawy, które nie podlegają negocjacjom w relacjach z dziećmi. Dzieci nie mogą decydować o wszystkim. Dorośli nadal pozostają dorosłymi i to na nich spoczywa odpowiedzialność (i prawo) podejmowania decyzji związanych z życiem rodziny. I to dorosły potrafi odróżnić, co powinien z dzieckiem dyskutować, a czego nie. Nadal władza należy do dorosłych. Mamy ją, trudno to kwestionować. Ale możemy kwestionować sposób używania władzy w wychowaniu dzieci.

Jak ważne są relacje w szkole (i nie tylko)

Jeśli chcemy, żeby dzieci miały dobre wyniki w nauce, musimy stworzyć środowisko sprzyjające tej nauce – środowisko relacji wspierających rozwój. Relacje wpływają nie tylko na kompetencje emocjonalne i społeczne, ale także na intelektualne i poznawcze. Badania neurologiczne mózgu pokazały, że dzieci z tzw. środowisk trudnych nie mają tak rozwiniętego płata czołowego mózgu, jak dzieci ze środowisk nietraumatycznych. Jeśli więc mówimy o relacjach, o budowaniu środowiska dobrych relacji, to mówimy o tym, co wpływa na rozwój mózgu dzieci.

Kiedy mówimy o relacji podmiot-podmiot, podkreślamy, że dziecko jest podmiotem w tej relacji, nie zapominajmy, że podmiotem jest tu również nauczyciel. Nauczyciel, który spotyka się z brakiem szacunku, zachowuje się adekwatnie do przypisanej mu roli oraz reaguje obronnie. Z drugiej strony – kiedy uczniowie spotkają nauczyciela, który (często z bezsilności) zachowuje się przemocowo, nie dostrzegają w nim człowieka. „Gdybyśmy wiedzieli, że nauczyciel jest człowiekiem, traktowalibyśmy go inaczej” – mówili uczniowie 8. klasy duńskiej szkoły, zapytani o możliwe powody wypalenia zawodowego nauczyciela. Wydaje się, że jeśli nauczyciel odważy się wyjść z tej przemocowej roli i pokazać się jako człowiek, będzie bezbronny i narażony na krzywdę ze strony uczniów. Dlatego nauczyciele obawiają się przerwać to błędne koło braku szacunku.

Stosunkowo łatwo jest podążać za ideałami w komfortowych warunkach. Wszystko się zmienia, kiedy pojawia się presja. Na studiach pedagogicznych przyszli nauczyciele mogą uczyć się wielu wspaniałych idei. Ale kiedy idą do szkoły, do prawdziwych dzieci, muszą zmierzyć się z ogromnym wyzwaniem.

Jeśli chcemy tworzyć dobre środowisko edukacyjne dla dzieci, musimy uczyć nauczycieli, jak tworzyć i rozwijać dobre relacje – jak okazywać tolerancję, szacunek, empatię, współczucie, jak wspierać zainteresowania każdego z uczniów. Jak zmierzać wraz z dziećmi do rozumienia i rozwiązywania konfliktów zamiast stosować presję i metody przemocowe.

Ja, nauczyciel, człowiek

Dorosły nauczyciel i dziecko-uczeń oraz wszystko, co dzieje się pomiędzy nimi… Zacznijmy od tego, że w tej relacji i wszelkich sytuacjach, jakie się w niej dzieją, znajdują się dwie OSOBY. Dwie ludzkie istoty, które próbują się porozumieć. To porozumienie jest możliwe, jeśli każdy spróbuje zrozumieć drugą stronę. Zrozumienie jest natomiast możliwe wtedy, kiedy się nawzajem wysłuchają. To natomiast nie uda się, dopóki każdy z nich nie zrozumie, nie wysłucha samego siebie. Kiedy jesteśmy w konfliktowej lub emocjonalnej sytuacji z dzieckiem, zwykle myślimy i mówimy o dziecku „bo ono się zachowało…”, „bo ono nie chce…”, „bo ono chce…”. Zupełnie nie poświęcamy uwagi sobie. Powinniśmy więc – my dorośli – zauważyć w tej sytuacji, jak sami się czujemy, co próbujemy osiągnąć, jakie są nasze emocje. Kiedy zrozumiemy siebie, łatwiej będzie nam zrozumieć dziecko. Nie można dać empatii komuś nie mając jej dla samego siebie.

Dorosły to też człowiek. Nie zawsze w relacji z dziećmi zachowamy się w modelowy sposób. Zdarzy się reakcja nieprzemyślana, emocjonalna. Są sytuacje, w których ciąg wydarzeń, bodźców eskaluje konflikt, aż doprowadza – tak dziecko, jak dorosłego – do granicy, za którą reagują w sposób niekontrowlowany, gwałtowny, tracą panowanie nad sobą.

Jeśli pomiędzy dorosłym a dzieckiem jest coś, co utrudnia lub uniemożliwia porozumienie i dobrą relację, to dorosły jest tym, który powinien coś z tym zrobić, zainicjować działania naprawcze. Pierwszym krokiem jest zastanowienie się, co JA robię takiego, co blokuje nasze porozumienie? Co JA mogę zmienić w SOBIE, żeby poprawić relacje? Zanim zaczniemy naprawiać dziecko, naprawmy siebie. Często to wystarczy.

Najważniejszym narzędziem, jakie posiada nauczyciel jest jego osobowość. Nie można być autorytetem dla dzieci nie będąc równocześnie sobą w ludzki, osobisty sposób.

Dziecko – człowiek

Wszyscy mamy potrzebę bycia wartościowym. Nie dla kogoś i za coś, potrzebujemy poczucia własnej wartości wynikającego z faktu, że jesteśmy ludźmi, że istniejemy. Bez udowadniania, że jesteśmy warci, bez starania się i zabiegania o to. Potrzeba poczucia, że jesteśmy wartościowi towarzyszy nam przez całe życie, codziennie i wszędzie. To ona jest fundamentem jakości naszych działań, ale też czasami sprawia, że nie jesteśmy w stanie dobrze wykonać naszej pracy czy działania.

Zachowanie innych podważające naszą wartość jest bolesne. Kiedy coś nas rani, stosujemy mechanizmy obronne, które mają za zadanie zmniejszyć ból, lub uchronić nas przed nim. Tych mechanizmów uczymy się bardzo wcześnie w dzieciństwie. Kiedy dziecko otrzymuje od dorosłych komunikaty o tym, że coś w nim jest akceptowane, coś w nim podoba się dorosłym, a co innego nie, będzie się starało zepchnąć w niebyt to, co nie jest akceptowane, a zostawić tylko to, co się rodzicom podoba. Problem w tym, że odrzucenie części samego siebie jest niezwykle bolesne, więc wywołuje reakcje obronne, które objawiają się poprzez emocje takie jak irytacja, frustracja, gniew, złość, nienawiść, smutek, żal.

Dla każdego, a dla dzieci w szczególności niezwykle bolesny jest brak zainteresowania ze strony ważnych dla niego ludzi. Dziecko potrzebuje być dostrzeżone, dostrzegane na co dzień. Nawet krótki kontakt ma znaczenie. Nawet proste podstawowe sprawy mają znaczenie takie jak to, że nauczyciel zna jego imię, daje mu możliwość wypowiedzi, gdy dziecko się zgłasza, odpowiada na „dzień dobry” na korytarzu nawiązując kontakt wzrokowy. Czasami krótkie zatrzymanie się i zapytanie „co u ciebie?” może zdziałać cuda. Każda chwila uwagi dla dziecka daje mu sygnał „jesteś wartościowy, jesteś wart mojej uwagi”.

Dziecko nie może czuć się wartościowe, jeśli wciąż mówimy do niego z pozycji tego, który jest mądrzejszy, większy, silniejszy, ma większą władzę.

W szkole dzieci uczą się czegoś, nabywają i ćwiczą umiejętności, dostają informację co robią dobrze, a co źle, dostają pochwały lub spotykają się z krytyką oraz otrzymują oceny. Wszystko to powiązane jest z zewnętrznym autorytetem, z kimś, kto mówi im, czy są wartościowe. A są wartościowe wtedy, kiedy spełniają oczekiwania. Dzieci wychowywane w ten sposób mają problem z wewnętrzną integralnością i wewnętrznym autorytetem. Mogą być pewne siebie, ale nie mają poczucia własnej wartości.

Poczucie własnej wartości opiera się na tym, jaki kontakt mamy z własnymi wartościami, z sobą. Kształtuje się ono wtedy, kiedy dziecko jest traktowane poważnie, szanowane, dostrzegane z uwagą. Kiedy ma prawo czuć i rozpoznawać w sobie reakcje na to, co zewnętrzne. Zwrócenie się do dziecka z uwagą i szacunkiem jest dla niego sygnałem „to, co czujesz jest w porządku”, „taki jaki jesteś jesteś ok”. To uspokaja i pozwala poczuć się dobrze ze sobą i w relacji.

W drodze do nowych wartości

Dyscyplina, władza dorosłych, koncentracja na zachowaniach dzieci i poprawianie ich, osądzanie – to stare wartości i paradygmaty, budujące zewnętrzny autorytet. Zostaliśmy w nich wychowani i wciąż wpływają na to, jak my wychowujemy i uczymy dzieci. Jednocześnie wiemy już, że lepszym dla dzieci (przyszłych dorosłych) jest kształtowanie autorytetu wewnętrznego. Warto więc stare wartości zastąpić innymi: dialogiem, włączaniem, koncentracją na relacjach zamiast na zachowaniach, empatią i troską zamiast poprawiania, akceptacją.

To, czego się nauczyliśmy, jak zostaliśmy wychowani, nasze doświadczenia z przeszłości – nie usuniemy tego z siebie, nie wymażemy ze świadomości. Czasami, pod presją, albo w innych sytuacjach, zareagujemy odruchowo w „stary” sposób”. Kiedy zachowamy się „po staremu” możemy zawsze za to przeprosić, przyznać się do błędu – również, a nawet przede wszystkim przed dzieckiem.

c

foto: Pixabay