Alienacja rodzicielska to świadome działanie rodzica, przy którym po rozstaniu pozostają dzieci (alienator), wobec rodzica, któremu sąd przyznał jedynie prawo do okresowego widywania się z nimi. Działanie to polega na niszczeniu relacji pomiędzy dzieckiem a „rodzicem weekendowym”. Ofiarą jest jednak nie tylko ów rodzic, ale przede wszystkim dziecko, wykorzystywane jako instrument w walce pomiędzy rodzicami.

Dziecko kocha oboje rodziców. Rozwód jest dla niego ogromną traumą. Nawet jeśli rodzice rozstają się we względnej zgodzie, dziecko traci poczucie bezpieczeństwa, rośnie w nim poczucie winy, tworzy się wypaczony model relacji międzyludzkich w rodzinie. Gdy staje się narzędziem walki w rękach rodziców, dodatkowo wpaja mu się lęk, arogancję i świadomość, iż można manipulować ludźmi i bawić się ich emocjami, nie licząc się z ich następstwami.

W procesie alienacji biorą udział: Dziecko znajdujące się pod stałym wpływem alienatora, mieszkające z nim pod jednym dachem, ufające mu, kochające go. Rodzic, względem którego stosowane są manipulacje dzieckiem. Alienator i jego drużyna (rodzice, krewni, znajomi zjednoczeni pod flagą wspólnego prania mózgu dziecku). Otoczenie dziecka (przedszkole, szkoła, koledzy itd.).

Celem alienatora jest całkowita izolacja drugiego rodzica względem dziecka. W tym celu wzbudza w dziecku niechęć do jakichkolwiek kontaktów, poczucie, iż drugi rodzic jest gorszy, mniej wartościowy a kontakty z nim są jedynie stratą czasu i powodem do irytacji oraz przykrości wyrządzanej kontrolującemu rodzicowi.

Scenariusz zakłada trzy zasadnicze grupy zachowań, trwające zazwyczaj latami, stające się dla dziecka codzienną rzeczywistością, którą identyfikuje, jako jedyną, przez co ich skuteczność jest niezwykle wysoka. Kropla drąży skałę, układanka mozaiki w głowie dziecka oraz makabryczna gra jego emocjami (poczuciem winy względem rodzica kontrolującego, ale i rodzica, w którego kierowane są te działania) – przynosi oczekiwane efekty.

Pierwszy mechanizm działań alienatora to powtarzane jak mantra „widzisz, co się dzieje, gdy on jest”. Zdanie to wskazuje na negatywność zdarzeń i emocji, z którymi styka się dziecko w kontakcie z alienowanym rodzicem. Jego przykłady można mnożyć w nieskończoność: “Nie zadbał o ciebie i znów wróciłeś przeziębiony, znowu muszę brać wolne i siedzieć przy tobie, wszystko przez niego”. “Dlaczego jesteś taki brudny? Nie dba o ciebie, zobacz, jak my dbamy”. “Znów zginęła ta droga zabawka, którą zabrałeś do niego, nie zabieraj już żadnych, bo – sam widzisz – giną i więcej ich nie będziesz miał”. “Kupiłam ci taką ładną czapkę i zobacz – zabrał ci ją, muszę się dopraszać, by nam ją oddał”.

Zdaniom tym często towarzyszą awantury podczas przyprowadzania dziecka do domu alienatora lub podczas podejmowania dziecka stamtąd. Często bierze w nich udział otoczenie alienatora – dalsza rodzina, sąsiedzi, wszyscy potencjalni świadkowie “niezrównoważonych zachowań drugiego rodzica”. Skutkiem jest poczucie winy u dziecka, które nie daje się niczym racjonalnie ani wyjaśnić ani usunąć. Jest coraz głębsze i zaczyna wywoływać zarówno dolegliwości emocjonalne (choćby moczenie nocne powodowane lękiem, ataki agresji, niekontrolowanej złości) ale i rzeczywiste dolegliwości somatyczne (zaparcia lub rozwolnienia, bóle brzucha, bóle głowy powodowane naprężeniem aparatu żucia i napięcia mięśni sterujących żuchwą, zaburzenia snu itd.).

Mechanizm drugi to „iluzja decyzji”. Alienator tak ustawia siebie w rozgrywce przeciw drugiemu rodzicowi, by wszystkie komunikaty płynące na zewnątrz wiązane były z “decyzjami” dziecka, a nie alienatora: “Dziecko nie chce iść do ciebie, nie będę go przecież zmuszać”, “Nie wymusisz na nim tego, by poszedł do ciebie, żadnym postanowieniem sądu”, “Dziecko zdecydowało, że dziś zostaje w domu” – to treści, które alienator przekazuje drugiemu rodzicowi. Po jakimś czasie dziecko wystawiane jest na linię frontu, by to ono wypowiadało te przekazy, które uprzednio zostały mu odpowiednio wyjaśnione. Każda wątpliwość, która zrodziłaby się w sercu dziecka, została skruszona. Nie ma tu miejsca na wątpliwości, idź i powiedz, oczekuję tego od ciebie. I dziecko to robi. Metodą wzmacniającą taki mechanizm jest nagradzanie dziecka czy to słowami, czy zabawkami.

Dziecko wzrasta w przekonaniu, że to ono decyduje. Iluzja decyzji ciągnie się za nim niejednokrotnie latami, przenosząc się w dorosłość i zaburzając umiejętność trzeźwego wglądu w otaczające człowieka sprawy. Rozczarowanie pojawiające się, gdy zdaje sobie sprawę , iż było przez lata marionetką w życiu najbliższego sobie człowieka i jego otoczenia, potrafi być rozdzierająco bolesne.

Mechanizm trzeci to “białe rękawiczki i syndrom sieroty”: alienator wszystkie swoje działania wykonuje w białych rękawiczkach tak, by nie można było zarzucić mu działania wbrew dobru dziecka. Przenoszenie decyzji na dziecko, podpowiadanie mu, jakich reakcji oczekuje, wzmacnianie tego procesu za pomocą systemu nagród, sączenie dziecku latami rzeczywistości zgodnej z wizją alienatora i jego drużyny – wszystko to składa się na stan, w którym dziecko zaczyna być przekonane, iż dla świętego swojego spokoju lepiej by było, gdyby faktycznie zaprzestał kontaktować się z drugim rodzicem. A rozerwanie kontaktu pomiędzy dzieckiem a rodzicem prowadzi w linii prostej do zniszczenia relacji, cel główny alienatora właśnie został osiągnięty.

Takich rodzin jest wokoło nas zbyt wiele, by o tym milczeć. Konsekwencje alienacji rodzicielskiej ponoszą przede wszystkim dzieci. Widujemy je na ulicach, spotykamy w szkołach. To milczący świadkowie systematycznego niszczenia ich wewnętrznego “ja”, dziecięcej wrażliwości, czułości.  Są ofiarami potrzeby odgrywania się jednego rodzica na drugim za niepowodzenia, rozczarowanie. Te dzieci w szkołach nie raz wybuchają nagłym gniewem, wdają się w bójki (wiadomo: “z rozbitej rodziny”, “taki właśnie przykład wynosi z domu weekendowego rodzica”, “w ten sposób uczą go załatwiać konflikty”), nie potrafią się skupić nad zajęciami, widoczne zaczyna być, iż z dzieckiem jest coś nie tak. Rodzic alienator pytany przez nauczycieli zapewnia, że “wszystko jest w porządku, tylko ten drugi…” I robi to tak, by dziecko to słyszało – patrz mechanizm nr 1.

Takie dzieci bywają pacjentami gabinetów terapeutycznych – psychologicznych, rehabilitacyjnych – ale niestety niewiele to zmienia, gdyż po sesji terapeutycznej wracają dokładnie w to samo miejsce, do tego samego środowiska “wychowującego”, a raczej drenującego jego dziecięctwo w bezwzględnie okrutny sposób. Proces terapeutyczny uwzględniać powinien zmianę stylu życia, który doprowadził do danego schorzenia, a w tej sytuacji nie ma o tym mowy.

Również cena, jaką płacą rodzice alienowani, jest bardzo wysoka. Ludzie ci nie umieją poradzić sobie z napięciami i objawami wywoływanymi sytuacją. Nikt nie podał im nigdy recepty na to, jak radzić sobie w takiej sytuacji, no a przecież tego oczekuje się od nich – dojrzałości, dorosłości i “brania życia na klatę”. Pozaciskane zęby, przepona, która dawno zapomniała, jak prawidłowo pracować, napięte mięśnie dna miednicy, zaburzenia snu, koncentracji, bóle ramion, bioder, bóle głowy – to tylko część tego, z czym przychodzi się mierzyć. Zmiany w systemie hormonalnym w odpowiedzi na zdarzenia związane z procesem alienacji dziecka od rodzica są wręcz niemożliwe do oszacowania. Trwające latami prowadzą do powstawania schorzeń nijak nie wiązanych z powodem rzeczywistym, choćby do chorób nerek, żołądka, a w znacznej mierze do chorób narządu ruchu i pochodzących od niego objawów.

Jeśli wiesz o sytuacji, która w części choćby przypomina Ci wyżej opisane mechanizmy, jeśli z Twoim dzieckiem do szkoły chodzi takie, które dotknięte jest tym bezwzględnym mechanizmem niszczenia – spróbuj o tym mówić głośno, otocz je ciepłem i zrozumieniem, pokazuj mu to, iż kochanie obojga rodziców jest dobre i dla niego bezpieczne. Pokazuj, że równowaga stanowi bezpieczeństwo. Wskazuj taką rodzinę, jako miejsce przemocy psychicznej wobec dziecka. Jak namawia nas Rzecznik Praw Dziecka: REAGUJ, MASZ PRAWO.

Autor: Bartłomiej Gajowiec, http://gajowiec.blox.pl/html.

 

foto: Pixabay